Rybitzky Rybitzky
6386
BLOG

Mohery nie zburzyły Warszawy, czyli jak Tusk "dżampnął szarka"

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 61

W zeszłym tygodniu wielu polityków i dziennikarzy (w tym Donald Tusk oraz "Gazeta Wyborcza") przestrzegało przed apokaliptycznymi wydarzeniami, do których miało dojść przy okazji sobotniego marszu w obronie TV Trwam. Lech Wałęsa tak się przeraził tymi wizjami, że aż zaapelował o drastyczne akcje policji.

Krwiożercze mohery przeszły jednak przez Warszawę spokojnie. Dziwne, ale kibice Legii i Lecha także skupili się na oglądaniu meczu, a nie na paleniu i łupieniu miasta. Oczywiście, ktoś mógłby rzec, że zadziałały przestrogi Tuska i Wałęsy. Lecz sądzę, że tak naprawdę nigdy nie było żadnego zagrożenia. Po prostu reprezentanci władz próbowali z jakiegoś powodu wywołać w Polsce psychozę strachu.

Tuskowi nie udało się sprowokować i przestraszyć Polaków, podobnie nie uda się ta sztuka Tomaszowi Lisowi. Redaktor (aktualnie) "Newsweek Polska" umieścił na okładce tygodnika Antoniego Macierewicza ucharakteryzowanego na taliba, sugerując, że "mohery" są równie niebezpieczne, jak terroryści Al-Kaidy.

Zarówno Tusk, jak Lis, na naszych oczach dokonali czegoś, co nazywane jest "dżampnięciem szarka". Serwis 300polityka.pl, opisuje, co oznacza i skąd wziął się termin "jumping the shark" – początkowo popkulturowy, następnie zaś przeniesiony do amerykańskiej polityki:

W 1977, w piątym sezonie popularnego wówczas serialu "Happy Days" jeden z głównych bohaterów, by udowodnić swoją odwagę, skacze - w nierealistyczny, komiksowy sposób - na nartach wodnych nad pływającym rekinem. Dosłownie. To był moment w którym "Happy Days" straciło bezpowrotnie wiarygodność i zaczęło tracić widzów by później zostać skasowane. Twórcy, z braku pomysłów wpisali do serialu moment, który go od razu przekreślił.

W ten powstał termin "dżampnąć sharka", używany od tego momentu w amerykańskiej popkulturze. Oznacza punkt bez powrotu dla serialu, który po jakiejś scenie lub odcinku zaczyna tracić bezpowrotnie na jakości, bo jego twórcy przestają być oryginalni. Szerzej - moment ostatecznej utraty wiarygodności dla czegoś lub kogoś.

Pojawia się oczywiście pytanie, czy ci wszyscy straszący nas ludzie faktycznie stracili już wiarygodność. Owszem, oglądając telewizję lub czytając niektóre gazety można odnieść wrażenie, że wcale nie – bo psychoza panuje w mediach nadal. Ale przecież wystarczy wyjść na ulice aby przekonać się, że Polacy bynajmniej nie chowają się w schronach czekając na wojnę. Być może kilka lat temu słowa Tuska mogły kogoś wpędzić w paranoiczny strach przed moherami – ale teraz Tusk nakręca się nawzajem z Lisem, i tyle.

Pisząc o "dżampaniu szarka" należy jednak wspomnieć też o drugiej stronie politycznego sporu. Czy Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz również nie "dżampią", wypowiadając się np. coraz częściej o zamachu w Smoleńsku? Wydawać by się, że tak. Ale – idąc śladem definicji z 300polityka.pl – "dżampnięcie szarka" oznacza utratę wiarygodności. Tymczasem Kaczyński i Macierewicz nadal jej nie tracą – przynajmniej w oczach swych zwolenników. Jeśli ktoś na prawicy "dżampnął", to Zbigniew Ziobro – swoją sobotnią nieudaną przemową na marszu TV Trwam.

Inna sprawa, że oni wszyscy w końcu chyba jednak skoczą na tego rekina. Polska polityka zmierza nieuchronnie ku jednemu wielkiemu "dżampnięciu szarka". A jak już "dżampnie", to zostanie nam tylko "szark".

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (61)

Inne tematy w dziale Polityka