Rybitzky Rybitzky
3534
BLOG

Czy da się podpalić Polskę? Raczej nie

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 41

„Autorytety” ze stałej listy alarmowej „Gazety Wyborczej” lamentują, że Cezary Gmyz chciał „podpalić państwo”. Co bardziej przerażeni czytelnicy „GW” (jak można wnioskować z ich komentarzy na forum gazeta.pl) są przekonani, że Jarosław Kaczyński chciał wczoraj przeprowadzić zamach stanu i (zbrojnie?) przejąć władzę.

„Autorytety” z „GW” nie pierwszy raz piszczą ze strachu i to nawet zabawne przyglądać się ich wrzaskowi (chociaż zawsze się zastanawiam – to taka gra z ich strony, czy rzeczywiście tak się trzęsą?). Niestety jednak, ich obawy są bezpodstawne – PiS i jego zwolennicy nie są siłą zdolną do „popalenia państwa”. Chociaż spalenie patologicznych struktur III RP nie jest złym pomysłem.

Lecz III RP nikt nie podpali, bo po prostu nie ma kto tego zrobić. Owszem, politycy PiS oraz ich zwolennicy często posługują dosyć ostrą retoryką – zwłaszcza po 10 kwietnia 2010. I trudno się nawet temu dziwić.

Przecież – jeśli sprawdzą się najgorsze przypuszczenia sformułowane chociażby wczoraj przez Jarosława Kaczyńskiego – to ostre słowa o współczesnej Polsce są jak najbardziej uzasadnione. Ale nie trzeba nawet wiary w smoleński zamach, aby buntować się przeciw III RP. Jest to państwo zdegenerowane, pogrążające się coraz bardziej w morzu kryzysu i patologii. Nie trzeba Smoleńska aby widzieć, że III RP nie jest niczym dobrym. Ale żadna część polskiego społeczeństwa nie jest zdolna do tego, aby mniej lub bardziej metaforycznie „podpalać”.

Widzieliśmy to chociażby wczoraj. Przez chwilę wydawało się, że obnażono prawdę o Smoleńsku. Prawdę dramatyczną. Jarosław Kaczyński – rzekomo lider znacznej części Polaków – rzucał ostre słowa. Wtórowali mu nie tylko partyjni koledzy, ale też rodziny ofiar Smoleńska. I co? I nic.

Cały spektakl rozgrywał się tylko na kilku kilometrach kwadratowych polskiej stolicy. I na ekranach telewizorów oraz komputerów. Ten teatr nie miał żadnego przełożenia na zachowania Polaków. Nikt nie wyszedł na ulice, nie było spontanicznych protestów. Ktoś może powiedzieć, że nastroje spacyfikowała konferencja prokuratury, ale inne słowa śledczych raczej nic by nie zmieniły. Nawet, gdyby pracownicy NPW wyszli i powiedzieli – tak, znaleźliśmy ślady trotylu – nie byłoby żadnej reakcji, poza kłótniami w telewizyjnych studiach.

Ale nie ograniczajmy się tylko do Smoleńska. Gdyby doszło do jakiś społecznie szkodliwych zmian np. w prawie pracy lub podatkach, reakcja społeczna byłaby dokładnie taka sama. Nie byłoby demonstracji i zamieszek, jak na południu Europy. Nie byłoby paraliżujących kraj strajków, jak w Niemczech lub Francji. Nic by nie było. Polacy wszystko by łyknęli, i co najwyżej pobluzgali w internecie.

Dlatego właśnie tak przykry jest dysonans między mocnymi (i często w pełni uzasadnionymi) słowami polityków PiS, a ich społecznym odbiorem. Owszem, można się obrażać na nieczułe społeczeństwo, ale nie zmienia to faktu, że chwilami różnica między telewizyjnym patosem PiS a nastrojami ulicy wypada po prostu śmiesznie.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka