Muszę na wstępie przyznać, że spodziewałem się po dzisiejszym wpisie Pawła Lisickiego nieco więcej konkretów. Oczywiście, deklaracja, że będzie (jak rozumiem, wraz z częścią załogi „Uważam Rze”) zakładał nowy tygodnik – jest ważna. Redaktor Lisicki mógł bowiem po prostu uznać zwycięstwo braci Karnowskich w wewnętrznym sporze w prawicowych mediach i udać się w pokorze do nich. Nie zrobił tego, i bardzo dobrze.
Jednakże sama deklaracja, że się zrobi nowy tygodnik – to za mało. Każde z nas może złożyć podobną deklarację. Wiemy jednak, jak wiele pieniędzy trzeba włożyć w organizację takiego medialnego projektu. Informacje o planach red. Lisickiego docierały do mnie wcześniej, wprawdzie raczej jako pogłoski, ale można było im wierzyć. Teraz więc liczyłem na to, że Lisicki wyłoży karty na stół: mam źródło finansowania, zaczynamy! No, ale może na taki ruch jest jeszcze za wcześnie.
Tomasz Lis powołując swój serwis, którego nazwy tu nie wymienię, odwołał się do ważnej sceny słynnego serialu „Mad Men”. Głowni bohaterowie, do niedawna udziałowcy dużej agencji reklamowej, zostają praktycznie wyrzuceni z pracy. Mimo tego, że swoje lata już przepracowali i wiele osiągnęli – decydują się zacząć jeszcze raz od nowa. Zakładają znów agencję i wracają na rynek...
Oczywiście Lis porównując się do bohaterów „Mad Men” był, jak zwykle, hipokrytą. Don Draper i koledzy nie otrzymali bowiem milionów od inwestorów i nie mogli z miejsca liczyć na zlecenia ze spółek skarbu państwa. Za to tamta słynna scena z „Mad Men” idealnie pasuje do sytuacji załogi dawnego „Uważam Rze”: zostali potraktowani źle, muszą zaczynać od nowa i nie mogą liczyć na nikogo, oprócz siebie.
No, nie tak na nikogo. Mogą liczyć też na swoich czytelników, których, jak widzimy, w Salonie24 jest bardzo wielu. Niewykluczone, że niektórzy z nich byliby nawet gotowi zainwestować w nowy projekt. Bo póki co, nie widać chyba innej opcji, jak stworzenie własnej spółki wydawniczej z pieniędzy autorów i czytelników. Jeśliby nowe „Urze” miało powtórzyć sukces starego, to dla uczestników przedsięwzięcia mógłby to nawet być opłacalny biznes. Ale ryzkowny jednak przede wszystkim, nie ma się co łudzić.
Nie będę sugerował, że nowe pismo powinno się nazywać Salon24 – chociaż takie propozycje już się pojawiają od wczoraj na Twitterze. To też symptomatyczne, że wiele osób uznało, że teraz Salon24 i jego blogerzy muszą podźwignąć ciężar wydarzeń. Mam jednak w takim razie nadzieję, że dziennikarze – czasem, nie ukrywajmy, grzeszący pychą wobec „maluczkich” z internetu (vide sprawa plagiatów rysunków Cezarego Krysztopy – nie zrzucajmy wszystkiego na Karnowskiego, to przecież niestety Paweł Lisicki był szefem szefów w „Urze”), zrozumieją, iż między nimi a blogerami nie ma już wielkiej różnicy.
Chcecie coś robić dla nas, to nie możecie tego robić bez nas.
Inne tematy w dziale Polityka