http://wiadomosci.onet.pl/1691495,11,item.html
Najnowszy sondaż przynosi mało zaskakujące wyniki. Spadek poparcia w przypadku partii rządzącej nie jest niczym szczególnym, tym bardziej po dość długim okresie miodowym jaki zafundował sobie ten rząd (a raczej jaki zafundowały mu media i grupy społeczne). Wyniki macie Państwo podane w linki wyżej - nie mam zamiaru zapełniać przestrzeni tekstowej analizami na poziomie dziecka z podstawówki tj. ile ubyło, ile przybyło etc.
Należy sobie postawić inne pytanie. Na ile możliwy jest REALNY spadek poparcia. Mowa o spadku, nie o ZNIKNIĘCIU poparcia. Wbrew pozorom, są to dwie, różne sprawy. Nie można analizować tego zjawiska bez wiedzy nt. elektoratu konkretnej partii. I tak też będzie tym razem.
Kto głosował na partię rządzącą jest powszechnie znane. "Młodzi, zdolni, wykształceni" - tak to wygląda w skrócie. Debata nad zasadnością tych określeń w stosunku do (nowych) zwolenników PO to oddzielna kwestia, której nie chcę poruszać w tej krótkiej notce.
Otóż należy zdać sobie sprawę z podstawowej rzeczy, podstawowego bodźca jaki pchnął owych "młodych, zdolnych wykształconych" do decyzji o uczestniczeniu w wyborach. Była nim oczywiście niechęć do rządów ówczesnej ekipy tj. PiS-u (o braku bodźców czysto merytorycznych mogą świadczyć posunięcia PO, sprzeczne z interesami ich młodych wyborców: vide wymiar sprawiedliwości). Potężna grupa młodych ludzi, często tych, którzy całkiem niedawno odebrali dowody osobiste, ruszyła na wojnę z kaczyzmem. Był to zryw na niespotykaną wcześniej w Polsce skalę: frekwencja została podpita prawie o 10%, z czego potężną część stanowili właśnie ludzie młodzi.
Należy więc zadać sobie pytanie: jakie poglądy mają ludzie młodzi i jak mają się one do wizerunku (wizerunku, gdyż ciężko mówić o programie) Platformy Obywatelskiej. Niestety, każdy kto miał choć minimalną styczność z np. studentami na pierwszym-drugim roku, wyciąga podobne wnioski: oni NIE MAJĄ poglądów. Ich jedynym poglądem, a raczej anty poglądem, była wpojona nienawiść do reżimu antydemokratycznego Jarosława Kaczyńskiego. Ich akt dobroci jakim obdarzyli naród, a przede wszystkim Platformę Obywatelską, był co prawda skuteczny, lecz skuteczność owego aktu była tym samym co skuteczność i przydatność telefonu jednorazowego (by nie porównywać do innych rzeczy, również jednorazowych). Co prawda istnieje szansa, że ta grupa wyborców zdecydowałaby się na zaangażowanie w życie społecznego-polityczne, jednak warunkiem koniecznym byłyby nieskazitelne rządy ich wybrańców. Innymi słowy, byłaby to sytuacja w której potencjalny wyborca nie musiałby się intelektualnie wysilać do obrony partii, na która oddał głos. Niestety dla tej partii, tak nie jest i być nie może - polityka to ostatnia dziedzina, w której spokój, tak eksponowany na billboardach, jest możliwy.
Pozostaje więc pytanie czy wyborca niezdolny z założenia do intelektualnego wysiłku, przyzwyczajony do podawanych na złotej tacy poglądów legitymizowanych przez tak postępowe ośrodki kuźni myśli politycznej jak TVN czy GW, może w ogóle zmienić coś czego nie posiada? Czy w dobie innych, równie zajmujących i pożytecznych dla kraju zajęć jak np. clubbing, nakładanie koszy na głowy nauczycieli, wizyty w supermarketach etc. jest możliwe znalezienie miejsca na skuteczną edukację polityczną, która jest dziedziną z zupełnie innego bieguna intelektualnego niż wymienione wcześniej rozrywki? Śmiem wątpić. Stad mój wniosek: jeśli już usłyszymy o spadku poparcia dla PO, to błędem będzie zakładanie, że % spadków rozłoży się na inne partie np. LiD lub PiS (casus "żelaznego elektoratu", którego PO praktycznie nie posiada). Ten % najprawdopodobniej zniknie. Schowa się w cień, poczuwszy się oszukanym i zdradzonym przez zbawicieli z PO - wszak miało być bez afer, bez strajków, bez kłótni: miał być spokój.
Potwierdzają to także inne sondaże ukazujące poparcie dla partii. Nawet jeśli w jednym sondażu PO ma ponad 50% a PiS 25%, a w drugim proporcje układają się 46% do 18% to widzimy gołym okiem, że nie następuje żaden ruch. Spadki dokonują się na dwóch płaszczyznach: bezwzględnej (u obu w podobnym wymiarze) i względnej (spadek u PO, lecz równoczesny brak wzrostu u PiS).
Ten elektorat się po prostu wypala. Znika równie szybko jak się pojawił. Można to zaobserwować próbując porozmawiać o obecnej polityce z sympatykami PO - okazuje się bowiem, że teraz to już nie mają czasu na śledzenie wydarzeń w kraju, że teraz to skupiają się na czymś innym etc. Innymi słowy - Kaczora nie ma, więc teraz to niech się dzieje Wola Boża. I wszystko ładnie, pięknie tylko pozostaje pytanie, ile można straszyć Kaczorem? Czy straszenie okaże się równie skuteczne za 3-4 lata, kiedy argument "trzeba odsunąć PiS od władzy" straci racje bytu? Czy próba retrospekcji w stylu " a pamiętacie co robił PiS? chcecie powrotu Kaczystów?!" będzie równie efektywne w sytuacji, kiedy przeciętny wyborca, szczególnie ten słabo zaangażowany w życie polityczne, ledwo pamięta wydarzenia z poprzedniego tygodnia? To tylko niektóre pytania, które musi sobie zadać obecna ekipa. Również opozycja nie powinna pozostać bierna w tej sprawie, chociaż ta wyciągnęła chyba już z tego wniosku, skoro zarówno LiD jak i PiS pozostawił na czołowych stanowiskach te same osoby co w poprzednich latach, uznając tym samym, że wygrana PO to epizod, jednorazowa bitwa w całej wojnie.
Wszak, wbrew pozorom, walka nie będzie się toczyła o przekonanie młodych do swojego programu - walka będzie toczyła się o to by aktywować/dezaktywować grupy młodych wyborców, gdyż ci z definicji (w przytłaczającej większości) poglądów nie posiadają. A tego, niestety dla naszej demokracji, nie da się zrobić stosując program pozytywny.