Rymasz Rymasz
304
BLOG

Reminiscencje z wakacji w Chorwacji - odc. 3

Rymasz Rymasz Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Przygotowania do urlopu musiałem zacząć kilka tygodni przed nim, bowiem paszport mi się skończył i Córce też trzeba było jakiś wyrobić (a i inne formalności były). Chorwacja nie jest w układzie z Schengen (dowód nie wystarczy na granicy), choć do UE antyszambruje i już w przyszłym roku ma szansę na anszlus i pozbawienie się niepodległości, którą sobie w krwawej wojnie nie tak dawno przecież wywalczyła.

 

Zatem rzeczywistość zafundowała mi ostatnio mały Tour de Rzeczpospolita Urzędnicza. I stwierdzam iż ona ma się dobrze, coraz lepiej.

 

Poza załatwianiem paszportów dla siebie i Córki, się wymeldowałem, się zameldowałem, zarejestrowałem samochód w zgodzie z nowym miejscem meldunku.

W różnych urzędach.

 

Urzędnik, co oczywiste, nie produkuje nic, jest jedynie, w zależności od szczebla, mniejszym lub większym trybikiem maszyny ewidencjonującej niewolników reżimu. Ci więksi (premier, zastępcy, ministry, vice, posły itd.) decydują o realnym majątku, który zrabowano tym, którzy NAPRAWDĘ pracują i zarabiają, i NAPRAWDĘ tworzą pieniądz. Te urzędnicze szychy są na samej górze, oni dzielą konfitury. Funkcjonariusze niżsi rangą muszą się im podlizywać, by dostać jak największą cześć tego co władza zrabowała.

 

W naszej Ojczyźnie ja nie nie jestem właścicielem siebie. Właścicielem mnie jest państwo, czyli socjalistyczny reżim, który w związku z pełnioną funkcją konsekwentnie i skrupulatnie rozbudowuje kadry i szeregi bezproduktywnych urzędasów powiększa. Rząd w rząd, rok w rok.

Ale trybik, jak się okazuje, czasem też człowiek. Na jednego podczas wypełniania tych przymusowych urzędniczych procedur trafiłem. Pani urzędniczka pracująca w ciechanowskim biurze ewidencji ludności to przemiła, życzliwa, śpiesząca z pomocą funkcjonariuszka reżimu. Medal za to, że będąc trybikiem w aparacie opresji została człowiekiem. Zdarza się.

No jeszcze przy rejestrowaniu auta młody człowiek mnie pozytywnie zaskoczył, ale składam to na karb młodości. Jeszcze mu się chciało, jeszcze się uczy. Przejdzie mu. Zasadniczo wszystkim im, urzędnikom, przechodzi. Młody człowiek rejestrował na nowo mój zarejestrowany wiele lat temu samochód, bo ja (formalnie czyli urzędniczo, bo przecież praktycznie już lata temu) zmieniłem miejsce zamieszkania. Okazało się, że mojego samochodu podobno nie ma. W jakiejś bazie go w każdym razie nie było. Zaprosiłem młodego urzędnika na parking przed urzędem, żeby sprawdził jak się jego wirtualna baza ma do rzeczywistości. Nie skorzystał.

 

Bo oni wszyscy, ci urzędnicy, w takim wirtualnym świecie żyją, a to, że trafiają się mili to wyjątek. Reguła jest inna.

Wiecie, ich życie zawodowe kompletnie nie ma sensu, bowiem praca, którą wykonują, jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Nic nie tworzą, nie kreują nowych produktów i usług. Jedyne co robią to ewidencjonują i sprawdzają, czy coś jest zgodne z przepisami, czyli biurokratycznymi rozporządzeniami, które w normalnym, niesocjalistycznym państwie byłyby nikomu niepotrzebne. A w tym idiotycznym ustroju są sensem istnienia tego represyjnego państwa, bo są narzędziem służącym okupantowi do rabunku i niewolenia poddanych.

 

Na co temu reżimowi obowiązek meldunku? Na nic!!! Co z tego, że gdzieś jestem zameldowany? A bo ja tam mieszkać muszę? A bo to reżim nie wie, których nieruchomości jestem właścicielem? Gdzie pracuję? W którym urzędzie haracze płacę (no przecież, że w tym, do którego mam najbliżej)? I mandaty?

Mało wam darmozjady?

A skoro samochód jest moją własnością, to dlaczego ja go muszę rejestrować od nowa, gdy tylko się przeprowadzę? Ja jestem dalej sobą przecież! Samochód należy do mnie, czy do nieruchomości, w której mieszkam?

 

Nadali mi sporo numerów. Okolczykowali mnie peselem, nipem, numerem kenkarty, ups, pardon, dowodu, dodali numer paszportu, planują kolejne. Każdy ten numer wytatuowali na mojej kartotece w swoich bazach danych. Trybiki maszyny ciągle się kręcą, nie liczą już na liczydłach, procesory się aż przegrzewają...

 

W praktyce to całe oznakowanie mojej szanownej osoby sprowadza się do tego, że gdy idę grzecznie i pokornie poprosić władzę o łaskawe wydanie nowego paszportu, to muszę solidny formularz wypełnić, starannie wpisując w kolejne rubryki to wszystko co już władza na mój temat zgromadziła w swoich bazach danych.

Naprawdę!

Proces weryfikacji tego co zeznałem własnoręcznie na formularzu sprowadzał się do tego, że niemiła, bo znudzona swą idiotyczną robotą, pani, klikała na kolejne okienka i sprawdzała, czy to co dziś zeznałem jest zgodne z moimi poprzednimi zeznaniami, które jej komputer wyświetlił. I np. musiałem panieńskie nazwisko Matki poprawić, bo niewyraźnie wpisałem jedną literę, a w bazie było inaczej.

 

PO CO!!!???

Czy to służy czemukolwiek więcej poza upokarzaniem obywatela? Nie, nie służy. Tak naprawdę nie ma znaczenia gdzie haracze płacę, bo socjalistyczna władza i tak wszystko co ukradła w jednym kotle miesza i wydaje ochłapy poddanym wedle uznania, pobrawszy uprzednio sowitą prowizję dla rozlicznej kadry zarządzającej chochlą.

Formalność, która powinna trwać 5 minut: nazywam się Rymasz, numer kenkarty pińcetstodziwińcet, paszport mi się wyłopotał, poproszę nowy, trwała 40 minut. Bo zła data. Bo coś. Bo wszystko sprawdzić trzeba i uzgodnić z poprzednimi zeznaniami. Na zaszczyt dostąpienia przed oblicze urzędnika dwie godziny czekałem. Ale podziękujmy władzy. Nie musiałem stać w kolejce. Numerek wcisnąłem i tylko czekać w klimatyzowanej sali wystarczyło.

 

Wszystkie to, to nic innego jak obrządki socjalistycznej władzy PRL należycie zakonserwowane i twórczo rozwinięte przez wciąż rosnące kadry nowych funkcjonariuszy. Władza frontem do ludu, nieprawdaż? Co nijak nie dziwi, bo, zorientowanym przypominam, a ignorantów oświecam, ten socjalistyczny ustrój jest przecież pokojową kontynuacją PRL. Zatem co przydatniejsze socjalistyczne rozporządzenia władza należycie dopieszcza.

 

Pokojową transformację ustroju zaplanowali czołowi aparatczycy PZPR, a sprawę sprawnie przeprocesował Kiszczak Czesław pod nadzorem Jaruzelskiego Wojciecha.

Kiszczak Czesław to taki miły starszy Pan, który ze swoim przyjacielem Wojciechem, gdy obaj byli w pełni sił, nadzorował pacyfikowanie polskości w latach osiemdziesiątych XX wieku. Służby, za których pracę byli odpowiedzialni, pozbawiły życia setki, a zdrowia tysiące Polaków mających dość ruskiej okupacji. Życie zmarnowali milionom.

Innymi słowy to renegaci zasługujący, w normalnym, niepodległym państwie na stryczek. Bo w normalnym państwie zdrajców Ojczyzny się wiesza.

Zorientowanym przypominam, a ignorantów oświecam.

 

Tymczasem Jaruzel po pokojowej transformacji ustroju za zasługi został prezydentem, a Kiszczak wicepremierem (premierem się go, kurczę, mianować nie udało – byłby doprawdy piękny duet firmujący pokojowe, cóż za ironia, „przekazanie władzy”). I człowiekiem honoru. Oberszef bezpieki pacyfikującej Polaków w imię ruskiej racji stanu.

 

Zostawiam zatem bez żalu tych szubrawców i wracam do podróży do Chorwacji. Bo, wbrew pozorom, ja cały czas opowiadam o moim urlopie. :-)))

Zatem w następnym odcinku wytłumaczę po co miłościwie nami władającym socjalistom potrzebna jest nieustanna rozbudowa kadr oraz nieustanne komplikowanie prawa.

cdn.

Rymasz
O mnie Rymasz

Motto: "To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje" John Steinbeck "Tortilla Flat"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości