Ci, którzy publicznie krytykowali prezydenta RP za jego nieobecność na mającej odbyć się pod koniec miesiąca „ustawce” z Putinem w Izraelu lub wylewali krokodyle łzy nad rzekomym „osamotnieniem” Polski w tym kontekście, albo nie wiedzą, co bredzą, albo pokazują maksimum złej woli. Po skandalicznych występkach prezydenta – pułkownika KGB Putina można się spodziewać, że również na spotkaniu finansowanym przez prywatną fundację rosyjskiego oligarchy, „car” z Moskwy powtórzy swoje oszczerstwa – tym bardziej tych kalumnii nie powinien wysłuchiwać prezydent Rzeczypospolitej. Ci, którzy podkreślają, że nie zaproszono polskiego prezydenta, a będą tam prezydenci Francji i Niemiec, jakoś nawet się nie zająknęli, gdy za rządów Platformy i PSL-u tzw. „format normandzki” , który miał uśmierzyć wojnę między Rosją a Ukrainą był też z udziałem prezydentów obu tych państw Trójkąta Weimarskiego – ale bez Polski. Hipokryzja jest, zdaje się, ulubioną bronią opozycji i dawnego medialnego establishmentu. Skądinąd jest jeszcze jeden prosty powód pożądanej nieobecności w tym czasie w Izraelu naszej Głowy Państwa. Przy wielu zaletach prezydent Duda nie ma jeszcze, póki co, właściwości św. Ojca Pio, który potrafił być w dwóch miejscach naraz – polski prezydent w tym czasie będzie walczył o nasze interesy gospodarcze na szczycie w Davos.
*pełna wersja tekstu, który w nieco skróconej formie ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (11.01.2020)