Polityka Joe Bidena względem Rosji wraz ze spektakularnym, choć całkowicie nieproduktywnym szczytem prezydentów USA i Federacji Rosyjskiej w Genewie stała się doskonałym alibi dla Berlina i Paryża. Przywódcy tych państw historycznie nastwionych na współpracę z Rosją (charakterystyczne, że i Rosjanie i Niemcy wolą teraz odwoływać się do generałów i urzędników rosyjskich niemieckiego pochodzenia z okresu caratu, a więc czegoś co łączy oba kraje, a nie dwóch wojen światowych, a więc czegoś, co dzieli) szukali pretekstu, aby zmienić nastawienie Unii do Moskwy. I to alibi znaleźli w postaci zwrotu w polityce Waszyngtonu. Ów amerykański „mały reset” (zastrzegam sobie prawa autorskie do tego określenia) jest doskonałym pretekstem do zmiany wektorów polityki, najpierw Niemiec i Francji, a potem całej UE względem Moskwy.
W myśl starego polskiego powiedzenia: „od rzemyczka do koziczka”, zapewne dalszym krokiem będzie zmiana stanowiska całej Unii. Po co nowe lotnisko pod Warszawą, kiedy jest przecież lotnisko w Berlinie? Po co przedłużać w nieskończoność sankcje wobec Rosji Putina, gdy można zrobić wreszcie, po latach, szczyt UE- Federacja Rosyjska?
Zresztą w UE Berlin i Paryż bynajmniej nie są jedynymi, którzy chcą takiego zwrotu w polityce zewnętrznej UE. Merkel i Macron mogą liczyć na pewno na Włochy, ale również na kraje prawosławne, mające tradycyjnie więcej zwiazkow z prawosławna Rosja: Grecję i Cypr. Do tego dochodzą niektóre kraje bałkańskie, jak choćby Bułgaria, związana z Moskwą historią i tradycyjnie, przez dekady widząca w niej obrońcę przed islamem i Turcją.
Pytanie o formułę oficjalnego szczytu UE- Rosja. Zapewne, aby uniknąć jakiejś obstrukcji ze strony Polski i krajów bałtyckich, a być może również pewnego sceptycyzmu ze strony niektórych krajów skandynawskich, formuła byłaby analogiczna jak w przypadku ostatniego szczytu Unia-USA. Nie byli na nim obecni szefowie rządów i głowy państw UE-27, lecz „tylko” (albo „aż”)przewodniczący: Komisji Europejskiej Ursula Gertrud von der Leyen z domu Albrecht oraz Rady Europejskiej Charles Michel. Tak mocno okrojona formuła gwarantuje, że szczyt, jeżeli będzie, przebiegnie miło, łatwo i przyjemnie.
Żeby było jasne, ta ewolucja tandemu Berlin-Paryż nie musi się wcale podobać ważnym przedstawicielom różnych instytucji UE, choćby- tu niespodzianka - „High Representative” -Wysokiemu Przedstawicielowi UE do spraw Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Hiszpanowi Josepowi Borrellowi. Rozmawiałem z nim przed kilkunastu laty, gdy był przewodniczącym europarlamentu, a ja poczatkującym europosłem – nie rozumiał w ogóle Rosji i był wobec niej naiwny. Usztywnił się względem niej , trzeba przyznać, gdy objął funkcję właśnie HR -szefa unijnej dyplomacji (Europejska Służba Działań Zewnętrznych). Potem zrobił błąd w postaci swojej fatalnej wizyty w Moskwie, ale ostatnio mówił, że jest „bez szans na dobre relacje z Rosją”, a także, iż: „relacje z Rosją będą coraz trudniejsze”. Paradoksalnie Borrell przeszedł z pozycji rusofilskiej na realizm, a Emanuel Macron przebył drogę odwrotną: od najbardziej sceptycznego wobec Rosji kandydata w wyborach prezydenckich we Francji w 2017 roku po kogoś, kto stawia na Putina…
*tekst ukazał się na portalu gpcodziennie.pl (25.06.2021)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka