W miniony weekend na ulicach niektórych polskich miast pojawiły się karpie. Domagały się przyspieszenia Bożego Narodzenia. W rolę karpi wcielili się bezrefleksyjni osobnicy, którzy z dumą ekshibicjonisty prezentowali transparenty „imigranci mile widziani”. Jak owi imigranci dotrą do Polski zajmą się niechybnie paniami i panami karpiami. Państwo z transparentami przypominali mi swoich bezmyślnych ideolo- bliźniaków, którzy paręnaście lat wstecz w Niemczech dzierżyli banery z jakże podobnym przesłaniem: „Herzlich Wilkommen”. Dramatyczne efekty owego niemieckiego „Serdecznie witamy” z czasów Frau Merkel nasi sąsiedzi znad Renu i Sprewy odczuwają do dziś. Zarówno gospodarcze ,jak i cywilizacyjne, społeczne, religijne, ale może szczególnie spektakularnie w obszarze elementarnego bezpieczeństwa.
Jednak z tej szwabskiej lekcji państwo bezmyślni znad Wisły, Odry i Warty wniosków wyciągnąć nie chcą. Zachowują się tak, jakby problem imigracji w Europie pojawił się wczoraj ,a nie dekady temu i jakby narody Starego Kontynentu nie zapłaciły już za swoją nonszalancję i krótkowzroczność olbrzymiej ceny.
Zapewne kwestia imigracji może być swoistym „game-changerem” to znaczy może mieć kluczowy wpływ na wynik wyborów parlamentarnych- i to obojętne czy nastąpią one za dwa lata czy szybciej. Prawdę mówiąc jednak, choć są to - wybory i jakże potrzebna zmiana władzy - bardzo ważne sprawy, to ważniejsze jest co innego. Oto "zielone światło" dla imigrantów to zgoda na fundamentalne zmiany cywilizacyjno- kulturowo-społeczne na terytorium Rzeczypospolitej. Kto tego nie rozumie - doprawdy nie rozumie nic.
Tymczasem okazuje się - na co zwracają uwagę bynajmniej wcale nieprawicowe portale - że gdy chodzi o zatrzęsienie imigrantów wypychanych do Polski przez Niemców to, co do liczb miał rację Ruch Obrony Granic i opozycyjne media, a nie politycy Koalicji 13 grudnia. Potwierdziła to już nawet Straż Graniczna, dezawuując wprost żonglerkę liczbami i statystyczne manipulacje kręgów rządowych. Okazuje się, że od zeszłego roku liczba „importowanych” z Niemiec do Polski imigrantów idzie już w tysiące, a nie w dziesiątki. Berlin jako pretekstu używa umowy międzyrządowej podpisanej przez rządy Polski i Niemiec na samym początku III RP. A rząd w Warszawie zgina kark...
Ci politycy, dziennikarze, urzędnicy, celebryci i „eksperci”, którzy dziś szczują na społecznych obrońców granic, którzy kłamią w żywe oczy na temat liczby imigrantów potulnie przyjmowanych z Niemiec przez obecny rząd- popełniają grzech ciężki wobec własnej
*Artykuł ukazał się na portalu "Do Rzeczy"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka