Dobry wynik z Holandią w meczu na Stadionie Narodowym i zapewnienie sobie udziału w barażach przed Mundialem 2026 to sukces sportowy. Zwłaszcza, gdy zobaczymy, jakie reprezentacje już na pewno nie pojadą na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata w USA, Kanadzie i Meksyku. Wiadomo, że definitywnie odpadły takie kraje, jak Słowenia, Szwecja, mistrz Europy sprzed dwóch dekad Grecja, rewelacja EURO 2024 Gruzja, zwycięzca grupy podczas ME sprzed roku Rumunia, ale też Węgry, Bułgaria czy Czarnogóra.
Dziś jednak nie o aspektach sportowych chcę mówić tylko o organizacyjnych. W zasadzie nie ma o czym mówić - choć trzeba napisać!- bo po raz kolejny okazało się, że w dużej mierze utrzymującym futbol kibicom wieje wiatr w oczy. Mówił o tym publicznie wielokrotny reprezentant Polski Roman Kosecki. Sytuacja w której kibic, który zachoruje nie może przekazać biletu własnemu bratu, synowi czy kuzynowi - bo ten nie wejdzie - jest absolutnie kuriozalna. Ja wiem: względy bezpieczeństwa, ale jednak ktoś tu, przepraszam „przegiął pałę” i doszło do skrajnego absurdu.
Wielu obserwatorów podkreślało gigantyczne przedmeczowe kolejki przed wejściami i chaos organizacyjny. Sytuacja ,w której szereg kibiców nie mogło obejrzeć pierwszych kilku, a nawet kilkunastu minut meczu to kolejny megaabsurd, Było ich, niestety, więcej.
Jak wiadomo każdemu kto interesuje się sportem, a zwłaszcza futbolem kibice są dodatkowym graczem naszej drużyny. W przypadku piłki nożnej : tym dwunastym. Trzeba robić wszystko ,aby mieć ich po swojej stronie. Tak się dzieje w piłce ligowej, w Ekstraklasie czy I Lidze ,ale paradoksalnie gorzej było pod tym względem na meczach Biało- Czerwonych. Przyjeżdżali ludzie ze wszystkich stron Polski i tak naprawdę nie miał kto prowadzić dopingu, bo jak mówi polskie przysłowie: „Gdzie kucharek sześć- tam nie ma co jeść”. Przełamanie nastąpiło ,co charakterystyczne, na meczu wyjazdowym polskiej reprezentacji na Litwie. Tam wreszcie był zorganizowany doping dla naszych piłkarzy. Tak miało być i teraz, ale „służby” (PZPN?, policja?, MSWiA?) nie wpuściły tzw. sektorówki czyli wielkiej flagi, której rozwinięcie przykrywa (niemal) sektor. Z zemsty pojawiły się race. Szczerze mówiąc to nie obchodzi mnie tak bardzo ,kto zawinił , ale finalny efekt. A ten nie był dobry dla Biało- Czerwonych. Zgadzam się z redaktorem Mateuszem Borkiem, który publicznie mówił, że szkoda iż nie wpuszczono owej sektorówki na stadion. Ma rację. Bo przecież futbol nie jest dla organizatorów meczów, tylko dla kibiców...
*Artykuł ukazał się w tygodniku "Gazeta Olsztyńska"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport