Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
626
BLOG

Angela, Jens, perły i... Zbawienie

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Jeden z niemieckich portali ogłosił: „Merkel jak seksbomba”. Żeby było jasne, chodziło o TĘ Merkel, przy czym tekst bynajmniej nie był wcale żadną szyderą, kpiną, darciem łacha. Cóż, dziennikarze pracujący w służbie niemieckiego państwa są przyzwyczajeni do okazywania wielkiego szacunku dla władzy (oczywiście władzy w Berlinie). Nawet jeśli brzmi to jednakże, sorry Batory, nieco komicznie. Ale poza pianiem na temat dekoltu Frau Kanzlerin, znalazły się jakieś dziennikarskie świntuchy, które wytropiły, że pani Angela w owej wydekoltowanej sukni była … cztery lata temu. Cóż, średnia nie jest najgorsza.

Swoją drogą, przeciętny Herr Millerpewnie zgodziłby się na dowolny dekolt gospodyni Kanzleramt, pod warunkiem, żeby pani Angela prowadziła bardziej zdroworozsądkową politykę wobec muzułmańskich imigrantów. Ale być może nie należy zbyt dużo wymagać?

Ale sława seksapilu niemieckiej kanclerz sięgnęła poza Niemcy oraz niemieckie (w sensie właścicielskim) media. Trafiła również do Skandynawii. Wiking, premier Norwegii, zachwycił się też dekoltem (sic!) szefowej niemieckiego rządu. Prawdę mówiąc, nie wiem czy nie było w tym szczypty kurtuazji, bo Frau Merkelodwiedziła Oslo, które nie jest najczęściej odwiedzaną europejską stolicą (zimno i podatki wysokie, jak cholera). Szefowa niemieckiego rządu bawiła (czy to określenie w ogóle do niej pasuje?) w Oslo z okazji otwarcia tam nowego gmachu opery. Kosztował on, bagatela, 4,4 miliarda norweskich koron (prawie dwa miliardy PLN), ale przecież Norwegowie śpią na ropie i kto bogatemu zabroni? A tenże premier-Wiking komplementujący Niemkę nazywa się … Jens Stoltenberg i widocznie skutecznie komplementował, skoro dziś jest szefem NATO.

Merkel miała czarną wciętą suknię i naszyjnik z białych pereł w stylu schwarz und weiss. Myślę, że uwagę dam zwróciły zwłaszcza owe perły. I tu przypominam powiedzenie, którym poczęstowała mnie kiedyś pewna moja rodaczka: „pieniądze szczęścia nie dają, ale perły - tak”. Inna, bardziej soft,wersja tegoż powiedzenia to: „Pieniądze szczęścia nie dają, ale zakupy - jak najbardziej”. Pani kanclerz miała szal w kolorze navy blue(nie chce mi się tłumaczyć), co doskonale pasuje do bieli pereł i niekoniecznie do czerni wydekoltowanej sukni. Ale nie jestem modowym trendsetterem, więc zamilczę.

Skoro już nie tłumaczę, co oznacza navy blue, to świetny moment, aby przejść do literatury brytyjskiej, a konkretnie angielskiej. Ta nacja miała szczęście, bo w II połowie XIX i w I połowie XX wieku wygenerowała całe pokolenie fenomenalnych pisarzy, kórzy wszyscy (!) byli katolikami, co w Albionie, a zwłaszcza w elitach Albionu, nie jest zbyt często spotykane. Tacy twórcy, jak Bruce Marshall, Graham Greene, Archibald Joseph Cronin, Gilbert Keith Chesterton wspierani wielkim umysłem kardynała Johna Henry'ego Newmana wywarli wielki wpływ na życie intelektualne i czytelnicze nie tylko na Wyspach Brytyjskich, ale też w Europie kontynentalnej.

I czemu od kiecki Angeli Merkel przechodzę nagle do wybitnych angielskich pisarzy? Bo Merkel miała perły, a o perłach pisał jeden z tych genialnych synów Albionu, a jednocześnie wiernych synów Kościoła Rzymskokatolickiego. Otóż Cronin, skądinąd człowiek o poglądach, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, mocno socjalnych czy wręcz lewicowych (mi przypomina wielkiego artystę katalońskiego Antonio Gaudiego, również katolika i „socjała”, którego genialna Sagrada Familia nie została na szczęście wysadzona przez islamskich terrorystów) napisał kiedyś, że największe religie świata przypominają muszle wyłowione z oceanu przez rybaka. W owej opowieści człowiek wyłowił trzy muszle. Jedna symbolizowała chrześcijaństwo, druga judaizm, trzecia islam. Rzecz w tym, że jak mówi całkowicie nieortodoksyjny bohater powieści całkowicie nieortodoksyjnego Cronina, tylko w jednej z tych muszli jest perła. Ale w której? Czy muszli „chrześcijańskiej”? Muszli „muzułmańskiej”? Czy muszli „judaistycznej”? O tym dowiemy się dopiero na końcu świata. Nie jestem tak mądry, jak ten też urodzony na Wyspach Brytyjskich, jak ja, autor A. J. Cronin, więc nie dywaguję, tylko po prostu wierzę, że perła jest w muszli wiary moich przodków.

Zacząłem od krotochwili, ubiorów pani kanclerz, która właśnie, zdaje się, za chwilę wygra w cuglach po raz czwarty wybory do Bundestagu, a kończę poważnie. Bo przecież kwestia literatury angielskiej to kwestia poważna, a kwestiaZbawieniawręcz fundamentalna.

Mówię to jako grzesznik, który wszak jeszcze wie, co jest grzechem i tego nie relatywizuje. Cóż, chyba się starzeję, skoro takimi refleksjami kończę swój cotygodniowy felieton.


*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (28.08.2017)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka