Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
277
BLOG

Polski Waszyngton, kontrowersyjne okolice

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Polacy-turyści oraz ci, którzy pracują w amerykańskiej stolicy czy w ogóle na terytorium USA, robią sobie zdjęcia – jak tysiące innych ludzi – przed Białym Domem. Miejsce pracy amerykańskich prezydentów ma olbrzymią siłę przyciągania. Pobliski sklep oferuje nawet zdjęcia, na których delikwent może być usadzony w fotelu Donalda Johna Trumpa w jego gabinecie. Jest tam też prezydencka mównica. Szkoda tylko, że wielu z Polaków, którzy tu przybywają nie mają pojęcia, iż kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym strzelają sobie foty jest pomnik polskiego i amerykańskiego bohatera narodowego. Dla nas- Naczelnika, dla nich przede wszystkim generała i twórcy późniejszej słynnej akademii Westpoint – Tadeusza Kościuszki. Nasz Kościuszko stoi skromnie na rogu małego parku znajdującego się vis a vis Białego Domu. Idąc do najważniejszego budynku świata nie sposób albo nie przejść obok Kościuszki, albo przynajmniej mieć go w zasięgu wzroku. To taki mocny, polski akcent w sercu Waszyngtonu.


Na tym nie koniec „Poloniców” w okolicy miejsca pracy niegdyś 40. prezydenta w dziejach USA Ronalda Reagana, a dziś 45. prezydenta ‒ Donalda Trumpa. Na tyłach Białego Domu, na placu graniczącym z „Biało-Domowymi” ogrodami, znajduje się pomnik polsko-amerykańskiej legendy, generała Kazimierza Pułaskiego. Poległ pod Savannah,  tradycyjnie: „Za Wolność Waszą i Naszą” ‒ choć jednak bardziej za wolność USA. Niedługo po swoim wielkim przemówieniu w Warszawie w lipcu 2017 roku amerykański prezydent ustanowił oficjalnie „dzień Pułaskiego” w USA. Po raz pierwszy obchodzono go 11 października zeszłego roku. Nasz Pułaski wyprostowany na koniu, z peleryną zarzuconą na ramionach trzyma cugle dumnie stąpającego – a nie biegnącego – rumaka. Przechodnie może wiedzą, że ten pan jest jednym z ojców amerykańskiej niepodległości, ale raczej nie wiedzą, że to nasz rodak.


Dwadzieścia  minut drogi samochodem od Białego Domu, już w stanie Maryland, tuz nad  zatoka, alejka z rzeźbami sławnych ludzi. Jest Lincoln. Aż chciałoby się go zapytać dlaczego jego rząd tak blisko kolaborował  z dyktatorska Rosją i czemu był tak krytyczny wobec Powstania Styczniowego? Czyżby wojna secesyjna i zwalczanie Południa były ołtarzem, na którym warto było  złożyć ideały wolnościowe? I robił to tak gorliwie, że wydał polskiego marynarza, który zbiegł z rosyjskiego okrętu wojskowego w amerykańskim porcie w styczniu 1864 (Polaka powieszono).

Tuż obok Premier Jej Królewskiej Mości Winston Churchill (gdy był lokatorem 10, Downing Street nie miał jeszcze przed nazwiskiem „sir”) i Franklin Delano Roosevelt (jedyny w historii USA prezydent, który sprawował urząd przez więcej niż dwie kadencje). Pierwszy sprzedał nas w Teheranie (1943), Jałcie (1945) i Poczdamie (1945). Drugi uczynił to samo, ale Poczdamu już nie dożył. Trudno mi, Polakowi, za nimi przepadać. Dobrze chociaż, że Amerykanie mieli na tyle wyczucia, że obu panom nie towarzyszy pomnik Stalina...


* felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (07.03.2018)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka