Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
270
BLOG

Jankesi i Helmuty

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Kiedy będą Państwo czytali te słowa, będzie tuż po szczycie NATO w Brukseli, który może stać się terenem ‒ niekoniecznie medialnej – konfrontacji między USA a Niemcami. Stany Zjednoczone to główny „sponsor” Paktu Północnoatlantyckiego, a RFN to najbogatszy kraj w Unii, który notorycznie nie dopłaca ile trzeba do polityki obronnej. To właśnie jest powodem, dla którego Donald Trump publicznie ruga Angelę Merkel, a ta w rewanżu życzy mu ‒ po cichu ‒ politycznego zwichnięcia nogi. Jednak historia więcej niż szorstkiej „przyjaźni” między panem prezydentem a panią kanclerz ma swoje korzenie w czasie, kiedy pan Donald John nie był nawet kandydatem na kandydata do Białego Domu. Jego poprzednik Barrack Hussein Obama nie interesował się Europa i poszedł po najprostszej linii oporu: mówiąc Kissingerem, gdy chciał zadzwonić do Europy, sięgał po telefon do „Frau Kanzlerin”. Z drugiej strony nie przeszkadzało mu to regularnie jej podsłuchiwać, w tym nawet jej prywatnej komórki. Gdy szefowa niemieckiego rządu po swoim bezmyślnym „Herzilch wilkommen” zapraszającym imigrantów, zaczęła politycznie iść pod wodę, to właśnie 44. prezydent USA rzucił jej koło ratunkowe. W kwietniu 2016 roku Obama, już jako eksgłowa państwa , powiedział w kontekście Merkelowego otwarcia granic, iż kanclerz z Berlina stanęła „on the right side of the history” („po właściwej stronie historii”). Angela musiała zapamiętać te słowa, bo była wówczas pod ścianą uzasadnionej krytyki i w RFN i w Europie. A Obama przychodził z odsieczą: „nie możemy po prostu zatrzasnąć drzwi przed bliźnimi, którzy potrzebują pomocy . (…) inna decyzja byłaby zdrada naszych wartości”. Tłumacząc to na język polityki: B. H. Obama nie zatrzasnął drzwi przed bliźnim – A. Merkel – i jej nie zdradził...

To ciekawe, bo początkowo relacje między „numerem jeden” w polityce USA i „numerem jeden” w polityce RFN były zimne. To dlatego, że kanclerz nie pozwoliła przemawiać Obamie pod Bramą Brandenburską w Berlinie ,gdy odwiedzał niemiecką stolicę jeszcze jako kandydat na prezydenta USA. Ale potem Biały Dom w rzeczywistości kontaktował się z Unią Europejską za pośrednictwem „Kanzleramtu”. Gdy Amerykanie wybrali Trumpa, wszystko zmieniło się o 180 stopni. Mający niemieckie korzenie nowy amerykański prezydent szereg razy bezpardonowo atakował RFN i osobiście Merkel. Nowy Biały Dom zaczął traktować Berlin jako konkurenta gospodarczego i politycznego. Nie pomogły tu pielgrzymki Angeli do Waszyngtonu w marcu 2017 i kwietniu 2018. Ta druga była zresztą upokorzeniem dla ambitnej Niemki ‒ w tym samym tygodniu, gdy ona odwiedzała Waszyngton, przybył witany wylewnie i nawet serdecznie jak na egotyka Trumpa – prezydent Francji Macron, zaś wizytę pani kanclerz sprowadzono do poziomu roboczo-technicznego. To forma, ale zwykle jest ona wyrazem treści. A co do treści – protokół rozbieżności miedzy Stanami a Republika Federalna jest długi: Iran, żenująco nisko poziom nakładów Niemiec na obronność i finansowanie NATO właśnie oraz gospodarka, gdzie Amerykanów więcej niż irytuje wyraźnie dodatni bilans na rzecz Niemiec we wzajemnej wymianie handlowej. Do tego dochodzi jeszcze swoisty „eurosceptycyzm” Trumpa, a liderem UE są przecież Niemcy...

Amerykański prezydent nie byłby sobą, gdyby nie atakował Merkel „ad personam” i bez pardonu. Dowodem choćby jego tweet z 19 czerwca, gdy wprost i trzeba przyznać bezceremonialnie wtrącał się w wewnętrzne sprawy Niemiec, skądinąd pokazując rzeczywisty rozdźwięk między „imigracyjnymi” obawami niemieckiego społeczeństwa a beztroską jego liderów. I puentował: „było błędem wpuszczenie do Europy milionów ludzi, którzy tak mocno zmienili jej kulturę”. W ten sposób Trump dolewał oliwy do ognia wewnątrzniemieckich sporów.

Cóż, jeśli Helmuty z Jankesami biorą się za bary, Polska nie roni łez. To doprawdy ciekawy mecz.

*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (16.07.2018)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka