Ryszard S Ryszard S
453
BLOG

Korea a Polska. Geopolityka. Strategia

Ryszard S Ryszard S Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Na Kim Dzong Una przez lata patrzyliśmy jak na człowieka niezbyt stabilnego psychiczne (podobnie jak na Łukaszenkę). Przy czym jest to człowiek wykształcony na zachodnich uniwersytetach i potomek dynastii Kim-ów. Do naszej świadomości nie dociera podstawowa informacja, że Korea walczy o swoją niepodległość (tak samo, jak Łukaszenka stara się utrzymać dystans pomiędzy Rosją a UE). Rozbicie Korei na Północną i Południową nie nastąpiło w wyniku tendencji odśrodkowych, lecz działania sił zewnętrznych. Korea w wyniku gier mocarstw została podzielona na dwie części, tak, jak kiedyś Polska na trzy, a potem każda z nich poddana innemu prawu, innemu wychowaniu i innej polityce. Trzeba sobie też uświadomić, że walka Kimów, niezależnie od opcji politycznych, jest sztandarowym przykładem odpowiedzi na pytanie, jak w dzisiejszych warunkach wygląda zdobywanie niepodległości.

Można nie mieć żadnego stosunku do bardzo odległej od nas i podzielonej Korei, można nie interesować się ich losem, ale nie można nie zauważyć, że prezydent Korei Południowej Moon Jean In i Kim Dzon Un po prostu się dogadali (patrz: http://wyborcza.pl/7,75399,23455362,cnn-przywodcy-korei-poludniowej-i-polnocnej-rozmawiali-o-szczycie.html) . Co to oznacza? Prawdopodobnie to, że obydwaj przywódcy obiecali sobie, że nie wystąpią przeciwko sobie. Takie ustalenie, zwłaszcza dla Amerykanów, to bardzo zła wiadomość, bowiem układ sił w tak strategicznym obszarze zmienił się w jednej chwili na korzyść Koreańczyków. Jedność Koreańczyków oznacza słabość Amerykanów i konieczność zawiązywania przez nich dodatkowych sojuszy antykoreańskich, co oczywiście wiąże się z dodatkowymi kosztami i ustępstwami politycznymi. Od tej pory komunistyczna Północ stała się ramieniem zbrojnym całej Korei, a Południe symbolem bogactwa i oczywistym marzeniem Pólnocnokoreańczyków. Stworzony został więc mocny fundament sensu zjednoczenia, który pobudza wyobraźnię. Ów mit połączenia obu części Korei przypominać może inny mit – brazylijski, który podpowiada wszystkich Brazylijczykom, że dziś jesteśmy kolorowi, ale za kilka pokoleń wszyscy będziemy brązowi. Koreańczycy z Południa poczuli się pewni, bo wiedzą, że wojny między nimi nie będzie oraz że Koreańczycy z Północy będą bronić nie tylko siebie, ale również i ich samych, a wszystkie ofiary reżimu Kimów, że w przyszłości będą bogaci. Porozumienie Kima z Moonem przypominać może też polski ruch ponadzaborowy z przełomu XIX i XX wieku, który później umożliwił zjednoczenie Polski.

Tak więc mówienie Polakom, że mamy jakąś niepodległość, jest zwykłym mydleniem oczu. Niepodległość rodzi się w głowach i sercu. Ba, opieranie zdobyczy demokracji na słabości państwa i niemożności egzekwowania prawa prowadzi jedynie do utrwalania bałaganu i społecznego znieczulania. Gdy spojrzymy prawdzie w oczy, to zobaczymy, że jedynie społeczeństwo II RP było emocjonalnie związane z polską perspektywą i jej rządem oraz zdolne do współdziałania z nim. Reżim Kimów jest gorszy i bardziej dolegliwy niż bolszewickie rządy, ale ma miejsce nie w Europie chrześcijańskiej i nie ma nic wspólnego z personalizmem, lecz stoi od wieków na własnym gruncie kulturowym. To świat nieporównywalny. Nie mniej jednak, korzyści z porozumienia obydwu przywódców koreańskich są tak ewidentne, że narracja Trumpa, w krótkim czasie, musiała się zmienić. Prawdopodobnie dowiedział się, że polityka skłócania obydwu krajów przestała działać i mieć jakiekolwiek polityczne racje.

Gdyby nasi politycy, zamiast gonić za straconym czasem i szukać popleczników poza granicami Polski dla jej pognębienia, doszli do podobnego porozumienia, to pozycja Polski, z dania na dzień, również mogłaby się zmienić. Nie mamy co jednoczyć, ale mamy obowiązek zapobiec rozpadowi państwa. Również z dnia na dzień społeczeństwo dostałoby zupełnie inne komunikaty i uwierzyło, że podnoszenie własnej świadomości politycznej i obywatelskiej, dla zgodnego budowania wspólnoty, ma konkretny sens. Skończyłyby się natychmiast bezsensowne dyskusje i przerzucanie się osiągnięciami demokracji, skończyłoby się budowanie naszej słabości, a zaczęła budowa polskiej oferty dla wspólnoty europejskiej. Tak niewiele, a jednocześnie aż tak wiele.

I jeszcze jedno – bulwersujące, ale prawdziwe. Społeczeństwo PRL było o wiele silniejsze moralnie i politycznie, niż obecne, tak rozdemokratyzowane na pokaz. Był to wpływ oczywiście zamordowanej z premedytacją II RP. Gdyby nie moskiewska łapa (tu zasłyszane) ówczesne społeczeństwo polskie mogłoby „strugać zupełnie inne patyczki”. Dziś w innej konstelacji politycznej straciliśmy kozik, patyczki oraz coraz bardziej oddala się od nas nasze marzenie o niepodległości. Obie części Korei mogły się dogadać, dlaczego nie możemy zrobić tego my? To tak niewiele, a jednocześnie tak wiele.


Ryszard S
O mnie Ryszard S

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka