W latach osiemdziesiątych za rysynkami Krauzego przepadałem. Ale od kiedy rysuje dla RZ jakoś już mniej przepadam. To ja się zmieniłem, czy on?
Dziś pojawił się taki rysunek:

Szanowni Państwo, śmiałem się z Wałęsy, a jakże. Ba, kpiłem nawet. Z języka, kapci, dziwnie poplątanej logiki i łatwości z jaką wzbudzał zażenowanie. O tak, ubaw był po pachy.
Śmiałem się też z Kwaśniewskiego. Że odchudzał się nie tylko dla zdrowia, że nie wylewal za goleń, że taki wykształcony i prawdomówny, że tak wspaniale jego lewicowa wrażliwość była odzwierciedlona w polityce ułaskawień... ach, długo by opowiadać.
Śmiałem się i ze ś.p. Lecha. Przykłady sobie daruję, bo wiem, że mogą w Salonie nie wszystkich bawić.
Ale dlaczego u licha nie miałbym się śmiać z Bronisława? Kampania zapowiada, że powodów do kpinek na pewno nie zabraknie. Oczywiście, zamierzam wyśmiać każdą jego przyszłą gafę, lapsus i śmiesznostkę!
A więc, drodzy moi, głupio mi strasznie, że muszę Was o to prosić, ale wyjaśnijcie mi żart Krauzego. Co jest niewłaściwego w śmianiu się z prezydentów? Czyżbym popełniał dotąd jakiś nietakt?
Inne tematy w dziale Rozmaitości