„ NOC WALKIRII „
Rozdział IV
„ DACHEN GEMACHEN „
6 lipca 2028.
Światowe media donoszą:
… wieloletni prezydent Rosji, Władimir Władimirowicz Kagiebin, rezygnuje z urzędu ze względu na długotrwałe kłopoty ze zdrowiem …
***
Warszawa.
Gabinet szefa wywiadu wojskowego.
Ktoś zapukał i wszedł do gabinetu pułkownika Grzegorza Sosabowskiego. To był oficer dyżurny.
- Panie pułkowniku, jest wiadomość ze Szwajcarii.
- Dziękuję, poruczniku.
Pułkownik bez chwili zwłoki przeczytał odszyfrowaną wiadomość:
„Dziękuję za kontakt. Szwajcar i pułkownik W. , udzielą nam niezbędnej pomocy. Wotan.”
Berlin. 7 lipca 2028.
Siedziba wywiadu niemieckiego BND.
Kapitan Bruno von Anhalt wszedł do gabinetu swojego szefa, pułkownika Hermana Ausheckera.
- Melduję się, panie pułkowniku.
- Dzień dobry, siadaj Bruno. – pułkownik wskazał na fotel i przyglądał się przez dłuższą chwilę swojemu podwładnemu.
- Wypocząłeś, nabrałeś sił ?
- Tak, jestem gotowy do pracy dla Wielkich Niemiec. – odpowiedział pewnym głosem kapitan Bruno von Anhalt.
Pułkownik odczekał chwilę, jeszcze raz pilnie lustrując oblicze kapitana von Anhalt.
- Budowa IV Rzeszy wymaga od nas wszystkich pełnego zaangażowania. Pan, kapitanie, walczy na cichym froncie i jest świetnym fachowcem w tej robocie.
- Dziękuję za uznanie, panie pułkowniku. – wtrącił kapitan.
- W związku z tym, wysyłam cię do Polski, z bardzo ważną misją. To jest dla nas kluczowy teren. Tam, od 1989 roku, działają nasi agenci na wszystkich możliwych polach, używając wszelkich dostępnych metod, z wyjątkiem przemocy. To się nie zmieni od jutra, ale dostaniesz zadanie stworzenia od podstaw tajnej komórki w naszym konsulacie w Breslau. Komórki pod kryptonimem „B - 114”.
- Skąd ten kryptonim, panie pułkowniku ? – spytał kapitan.
- To nawiązanie do najlepszych tradycji naszej służby. – odpowiedział pułkownik Aushecker.
- Tradycja to ważna rzecz. – stwierdził z uznaniem kapitan von Anhalt.
- Dokładnie, ale wracając do sprawy, w pierwszej fazie dokonasz rekrutacji i szkolenia. Szkolenie, oczywiście, odbywać się będzie na terenie Niemiec. Masz wolną rękę w doborze ludzi. Druga faza to zbieranie informacji o najlepszych, najzdolniejszych oficerach naszego wroga. W służbach cywilnych i wojskowych. Oczywiście, masz działać bardzo ostrożnie i dyskretnie. W następnej fazie przygotujemy prowokacje, w celu ich skompromitowania, tak, żeby przełożeni stracili do nich zaufanie. Będziemy przy tym, używać wszelkich metod, bo oni stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Niemiec, dla naszej racji stanu. Ci ludzie, muszą być „zneutralizowani” przed wkroczeniem naszych wojsk do ustalonej z Rosją naszej strefy wpływów.
- Czyli do linii Wisły ? – upewniał się kapitan von Anhalt.
- Tak, w tej kwestii nic się nie zmieniło i pewnie się nie zmieni, mimo zmiany na stanowisku prezydenta Rosji. Przy okazji spotkania w formacie Trójkąta Trydenckiego, odbędzie się nasze spotkanie z przedstawicielem przyszłego prezydenta Rosji …
- Przyszłego ? – zdziwił się kapitan.
- Rządzący Rosją, dogadali się ze Wschodnim Wybrzeżem na konkretnego następcę Kagiebina. Na Kremlu, nie mogą dopuścić do tego, żeby motłoch sam sobie wybrał prezydenta. My, w Niemczech, też ledwo panujemy nad tą całą demokracją.
- A kto będzie nowym prezydentem Rosji ? – spytał von Anhalt.
- Ten … kto wygra wybory. – ubawił siebie i kapitana, pułkownik Aushecker.
Po opanowaniu śmiechu, pułkownik powiedział:
- Wkrótce otrzymasz rozkaz wyjazdu, więc dalej ćwicz swój polski. To będzie twoje niezbędne narzędzie pracy. Po zainstalowaniu się w Polsce, będziesz mógł także odszukać tych dwóch Polaków, którzy zabili Hansa i pokrzyżowali nasze plany …
Von Anhalt spochmurniał na twarzy i wycedził z nienawiścią w oczach:
- O niczym innym nie marzę, panie pułkowniku.
Trydent. 7 lipca 2028.
Piazza Duomo.
W gabinecie dyrektora Bartolomeo de Bartolini zadzwonił głośno telefon.
- Słucham ?
- Czy rozmawiam z dyrektorem de Bartolini ?
- Tak.
- Dzień dobry, z tej strony Johan Schmidt. Jestem dyrektorem nowego oddziału firmy budowlanej „Dachen Gemachen” z Lozanny.
- A, tak … Znam, oczywiście, znam. Wasza renoma dotarła również do Włoch. – powiedział dyrektor de Bartolini.
- Dzwonię do pana z zapytaniem i ofertą zarazem. Jak wygląda stan adaptacji starego budynku ratusza do potrzeb nowoczesnej opery ?
- Elewacja jest prawie na ukończeniu, ale została jeszcze przeróbka wnętrza, w szczególności loże. Mamy na to kilka miesięcy, do premiery, a ja jeszcze nie mam stuprocentowego zabezpieczenia środków na dokończenie przebudowy. Rada miasta jest straszliwie oporna jeżeli chodzi o pieniądze. – odpowiedział de Bartolini.
- Rozumiem, wszędzie jest tak samo. Żeby wyszarpać pieniądze na kulturę i sztukę, trzeba włożyć wiele trudu … W związku z tym, mam dla pana, pewną ofertę. Moja firma zamierza, w niedalekiej przyszłości, wejść na włoski rynek, a ja zamierzam wykazać się przed zarządem. Proponuję taką transakcję: loże zrobimy za darmo, a pozostałe elementy wnętrza za połowę ceny. Wy, zaoszczędzicie pieniądze, a dla nas, będzie to reklama firmy we Włoszech. Co pan na taką ofertę, panie dyrektorze ? – spytał na końcu Schmidt.
Bartolomeo de Bartolini zaniemówił przez chwilę z wrażenia.
- To … To świetna oferta ! Z nieba mi pan spada ! To rozwiąże nasze problemy. – mówił głośno, wyraźnie zadowolony dyrektor de Bartolini.
- Bardzo się cieszę i jestem przekonany, że nasza współpraca przyniesie nam obopólne korzyści. Mam do pana, szanowny dyrektorze małą prośbę, która będzie takim małym dodatkiem do naszej umowy.
- Zamieniam się w słuch, szanowny panie Schmidt. – powiedział zadowolonym głosem de Bartolini.
- Słyszał pan może, o odkryciu tego czwartego aktu opery Wagnera „Walkiria” ? – spytał Schmidt.
- Oczywiście, że słyszałem. Właśnie na inaugurację naszego obiektu, wystawiamy operę „Walkiria”.
- Jeden z tych naukowców, którzy prowadzą badania nad tym dokumentem, to dobry znajomy mojego przyjaciela, dyrektora opery w Lozannie …
- Znam dyrektora Vigiera ! – wtrącił de Bartolini.
- Widzi pan, jaki ten świat jest mały ! Otóż, zespół z tej opery, już niedługo zacznie się przygotowywać do wystawienia tego czwartego aktu. To będzie super-premiera na skalę światową. Chciałbym zrobić prezent dyrektorowi opery w Lozannie i prosić o to, żeby dołączył pan jego zespół do waszego spektaklu. Krótko mówiąc, wasza ekipa wystawi pierwsze trzy akty, a szwajcarska ekipa wystawi czwarty akt. Co pan na taki pomysł ? – spytał Schmidt.
- To świetny pomysł ! Jestem na tak ! – z aprobatą odniósł się do propozycji de Bartolini.
- Przejdzie pan do historii, a jaka to będzie reklama … na cały świat. – przekonywał Johan Schmidt.
- Do tego, wspaniała niespodzianka dla naszych gości i widzów. – ucieszył się ponownie de Bartolini.
- Podobno, to mają być ważni politycy i dyplomaci ?
- Proszę pana … będzie premier Włoch, kanclerz Niemiec i prezydent Francji, a także wielu dyplomatów europejskich.
- Na pewno bardzo się ucieszą, że wezmą udział w historycznym wydarzeniu artystycznym. – powiedział Schmidt.
- Z pewnością, a to z miejsca ustawi naszą operę w najwyższej lidze. Jak już mówiłem, spadł mi szanowny pan z nieba. – powiedział de Bartolini.
- Rozumiem, że jesteśmy dogadani. Tylko, proszę zachować dyskrecję, to ma być dla wszystkich niespodzianka.
- Oczywiście. – powiedział lekko podniecony de Bartolini.
- Czy moja ekipa może przyjechać już w następnym tygodniu ? – spytał Schmidt.
- Jak najbardziej, po co tracić czas. – powiedział zadowolony dyrektor de Bartolini.
Augusta. Sycylia. 8 lipca 2028.
Mężczyzna, średniego wzrostu, krępej budowy ciała, szybkim krokiem przemieszczał się brzegiem plaży, aż w końcu doszedł do wysokiego mężczyzny, który czekał już na niego.
Mocny uścisk dłoni sugerował, że mężczyźni znali się i szanowali od dawna.
- Witam serdecznie, panie pułkowniku, na naszej, pięknej i wolnej, sycylijskiej ziemi. – rozpoczął Antonio Pozzallo.
- Dzień dobry, panie Pozzallo, wiceszefie potężnej rodziny sycylijskiej. – przywitał się pułkownik Lee Wallace.
Mężczyźni przyglądali się sobie, a pierwszy nie wytrzymał Pozzallo:
- Z jakiej to okazji zjawił się pan na Sycylii ?
- Potrzebuję pomocy … starego przyjaciela. – pułkownik Wallace uśmiechnął się szeroko do Antonio Pozzallo.
- Do usług, panie pułkowniku. W czym mogę pomóc amerykańskiej armii ? – Pozzallo odwzajemnił uśmiech pułkownika.
- Montuję na północy Włoch ekipę budowlaną i potrzebuję fachowców od ścian, dachów i stropów. – powiedział Wallace.
- Stawia pan dom ? Chce się pan osiedlić we Włoszech ? – spytał Pozzallo, nie przestając się śmiać.
- Nie, będziemy remontować renesansowy ratusz w Trydencie i przerabiać go na operę. – oświadczył pułkownik Wallace.
Antonio Pozzallo wciąż był rozbawiony:
- Nie wiedziałem, że jest pan takim wielkim fanem opery.
- Ja też, ale człowiek powinien się rozwijać, odkrywać nowe, w tym przypadku, kulturalne horyzonty. – pułkownik Wallace ledwo zachowywał powagę na swoim obliczu.
- A tak naprawdę, o co chodzi, pułkowniku ? – spytał już poważnym tonem Pozzallo.
- To, co zrobimy w Trydencie, będzie częścią większego planu … nazwijmy go: kontratakiem wyprzedzającym. – powiedział pułkownik Wallace.
- Ooo ! To zabrzmiało bardzo groźnie. – podsumował Antonio Pozzallo.
- Mogę tylko zdradzić, że ta operacja, ma również przybliżyć powrót Sycylii do włoskiej macierzy. Do wolnych Włoch. – powiedział nieco tajemniczo pułkownik Wallace.
- Teraz, zabrzmiało to … obiecująco. – stwierdził Pozzallo.
- Antonio, czy jesteś w stanie pomóc mi w tej sprawie ? – spytał pułkownik Lee Wallace.
- Oczywiście, a na kiedy mam załatwić tych fachowców od budownictwa ? – spytał Antonio Pozzallo.
- Na wczoraj.
- No, jak na wczoraj, to dwóch ludzi ma pan już na dzisiaj, a resztę ekipy pozyska pan w Mediolanie. Myślę, że w ciągu kilku dni.
- Czy oni będą dyskretni ? – spytał Wallace.
- Bardzo dyskretni, panie pułkowniku. – zapewnił Pozzallo.
Monachium. 10 lipca 2028.
Jacek Kirsten spojrzał na zegarek.
„Już minuta po … fajrant.” – pomyślał.
Pewnym, ale ostrożnym krokiem, zszedł ze stanowiska na dachu i udał się do szatni.
Po 15 minutach, opuścił teren posesji, na której stał duży dom, remontowany przez ekipę z niedużej firmy budowlanej, w której pracował.
***
Wszedł do kamienicy, gdzie wynajmował kawalerkę. Najedzony, powoli przemieszczał się po schodach, do mieszkania na drugim piętrze.
Słyszał, jak ktoś otworzył drzwi od bramy wejściowej, chwilę po nim, ale nawet się nie obejrzał, myśląc z zadowoleniem, że w lodówce czeka na niego kilka zimnych piw.
Kiedy otwierał drzwi od mieszkania, osoba, która weszła za nim, nadrobiła sporo dystansu i była już tylko kilka schodków poniżej piętra, na którym wynajmował mieszkanie.
W momencie, gdy był już za progiem, jakiś męski głos spytał:
- Pan Kirsten ?
Zatrzymał się i obrócił.
Dwa kroki od niego stał mężczyzna średniego wzrostu, który patrzył na niego dużymi bystrymi oczami, budzącymi zaufanie.
- Tak, a o co chodzi ?
- Jestem z … policji. Czy możemy porozmawiać w środku ?
Mężczyzna wyciągnął legitymację i pokazał Kirstenowi.
- A mam inne wyjście ? – spytał Jacek Kirsten.
Policjant uśmiechnął się pod nosem.
- Oczywiście, może mnie pan nie wpuścić.
Kirsten przez chwilę sprawdzał, czy oczy policjanta naprawdę budzą zaufanie.
- Zapraszam.
***
- Jaki jest dokładnie pana status w Niemczech ? – spytał policjant.
- Jestem Polakiem po matce, po ojcu mam nazwisko i niemieckie obywatelstwo. – odpowiedział zgodnie z prawdą Jacek Kirsten.
- Status rodzinny ?
- Żonaty.
- Sprawy zawodowe ?
- Pracuję w Niemczech przez dziesięć miesięcy w roku, a dwa miesiące przebywam w Polsce.
- Jakie ma pan plany zawodowe, osobiste ? – kolejne pytanie policjanta.
Jacek Kirsten zastanawiał się nad odpowiedzią, a potem powiedział:
- Popracuję w Niemczech jeszcze 2-3 lata, a potem na stałe wrócę do Polski … Chciałbym w końcu zostać ojcem i mężem, na stałe.
Policjant bardzo uważnie przyglądał się Kirstenowi.
- Ale dlaczego, jednak wybiera pan przyszłość w Polsce, przecież Niemcy są potężnym i bogatym krajem, o wiele bardziej atrakcyjniejszym od Polski ?
- Mam na ten temat trochę inne zdanie. – powiedział Kirsten patrząc pewnie w oczy policjanta.
- To proszę wyjawić motywację takiej decyzji.
Jacek Kirsten zrobił pauzę i zadał pytanie, które chciał zadać już parę minut temu:
- Pan nie jest z policji, prawda ?
- Nie, nie jestem. Jak pan się tego domyślił ? – spytał jeszcze przed chwilą „policjant”.
- Jestem prostym robotnikiem budowlanym, ale nie jestem głupcem. Takich pytań nie zadaje policja.
- Ma pan rację. Jestem oficerem niemieckiego wywiadu i staram się ustalić, czy jest pan bardziej Polakiem po matce, czy jednak bardziej Niemcem po ojcu ?
Te słowa zaskoczyły Jacka Kirstena, ale nie stracił on rezonu.
- Jestem Polakiem, bo tak zostałem wychowany i ukształtowany przez matkę. Ojciec opuścił nas kiedy miałem 4 lata i nie czuję do niego pozytywnych uczuć.
- A jaki jest pana stosunek do państwa niemieckiego ? – spytał oficer wywiadu.
- Jestem lojalnym obywatelem RFN, chyba nie ma co do tego żadnych wątpliwości ? – odpowiedział po raz kolejny, zgodnie z prawdą Jacek Kirsten.
- Nie mamy żadnych zastrzeżeń co pana lojalności, inaczej nie rozmawiałbym z panem. Chciałem ustalić czy jest pan bardziej Niemcem, czy bardziej Polakiem.
- Dlaczego chce pan to ustalić ?
Oficer wywiadu niemieckiego zrobił przerwę, a później spokojnym głosem wyjaśnił:
- Ponieważ mamy dla pana ofertę współpracy.
- Współpracy ?
- Tak, składam panu ofertę współpracy z niemieckim wywiadem. Sam pan powiedział, że zamierza wrócić na stałe do Polski. Byłby pan dla nas cennym nabytkiem.
Ciśnienie skoczyło Kirstenowi, ale szybko się opanował.
- Nie przyjmuję waszej oferty. Jestem Polakiem żyjącym i pracującym w Niemczech. Zawsze byłem w porządku wobec państwa niemieckiego, ale nigdy nie będę pracował na szkodę Polski. To jest wykluczone.
- No cóż, jestem bardzo rozczarowany pana stanowiskiem. To może postawić pana przyszłość w Niemczech, pod dużym znakiem zapytania. – powiedział oficer wywiadu.
Jacek Kirsten odczekał chwilę i powiedział:
- Pana słowa tylko utwierdzają mnie w tym, że moja postawa jest jak najbardziej słuszna. Dla niemieckiego wywiadu pracować nigdy nie będę. Żegnam pana.
- Jestem rozczarowany. Więcej namawiać pana nie będziemy. Proszę pamiętać, o naszej rozmowie nie wolno panu nikomu mówić. – oficer wywiadu rzucił przestrogę na zakończenie.
- Oczywiście, nie chcę mieć żadnych kłopotów. – powiedział na koniec rozmowy, Jacek Kirsten.
Frankfurt. 11 lipca 2028.
Ubrany w modny, jasny garnitur, mężczyzna średniego wzrostu, o oczach bystro lustrujących otoczenie, szedł korytarzem trzypiętrowego budynku należącego do największej i najbardziej renomowanej niemieckiej firmy remontowo-budowlanej, która miała swoje filie również poza terenem Niemiec.
Bez problemów odnalazł drzwi, które szukał i po energicznym pukaniu, śmiało wszedł do środka.
***
Temperatura w gabinecie dyrektora Udo Steina była ustawiona optymalnie, co sprzyjało konkretnej rozmowie.
- Ilu pan potrzebuje i na kiedy, panie dyrektorze ? – spytał „łowca głów”, czyli Josef Schermeister.
- Pięciu majstrów i dwudziestu pięciu robotników, na jutro ! … I jeszcze, żeby znali język niemiecki.
- To nie będzie łatwe, herr Stein. – stwierdził Schermeister.
- Wiem o tym, ale odpowiadam przed zarządem za kadry i muszę mieć tych ludzi. Jesteśmy potentatem w tej branży, a kierownictwo planuje w najbliższym czasie ekspansję na kolejne kraje, herr Schermeister. – powiedział Stein.
- W Niemczech, wszyscy najlepsi już u was pracują, więc jeżeli sprowadzę dla pana ludzi, to właśnie z zagranicy. O jednym mogę pana zapewnić, będą znali język niemiecki. – powiedział Schermeister.
- To świetnie ! – ucieszył się dyrektor.
- Ale z terminem będzie gorzej. To „na jutro”, to będzie początek września … no, może połowa sierpnia. Skoro, to mają być fachowcy, to muszę ich wyszukać i zachęcić do pracy w waszej firmie, herr Stein. – powiedział „łowca głów”.
- W takim razie, trzymam za słowo, herr Schermeister. Będę czekać z niecierpliwością na nowych pracowników. Muszę się wykazać przed zarządem, a jeżeli pan mi w tym pomoże, to nasza współpraca będzie układać się dobrze i to przez kolejne lata.
- Też sobie tego życzę, panie dyrektorze. – powiedział Josef Schermeister.
Poznań. 17 lipca 2028.
Szedł niespiesznie ulicą skąpaną w słońcu. Do obiadu miał jeszcze godzinę, więc zastanawiał się, gdzie wstąpić na chłodne piwo, lub dwa.
Za pierwszym zawołaniem, nie skojarzył, że to do niego ktoś woła:
- Panie Jacku ! … Panie Jacku !
Zatrzymał się i odwrócił. Kilka metrów od niego stał mężczyzna o wysportowanej sylwetce, wzrostu około metra osiemdziesiąt i dużych, ciemnobrązowych, bystrych oczach.
- Pan woła do mnie ? – upewniał się Jacek Kirsten.
- Tak. – odpowiedział nieznajomy mężczyzna.
- Skąd pan wie, że mam na imię Jacek. – spytał Kirsten.
Nieznajomy zrobił taką minę jakby miał się roześmiać i odpowiedział:
- Chciałem z panem porozmawiać właśnie o tym, skąd pana znam.
Kirsten wahał się, patrząc uważnie na mężczyznę i dochodząc do wniosku, że całkiem niedawno rozmawiał z kimś, kto miał bardzo podobne spojrzenie.
- Jest taki upał … zapraszam na piwo, wtedy wszystko wyjaśnię. – nalegał nieznajomy.
***
Usiedli przy stoliku nad samym brzegiem rzeki. Z dala od reszty nielicznych klientów, którzy zapragnęli ugasić pragnienie w tym miejscu.
- Namówił mnie pan na piwo, zatem słucham, czego chce pan ode mnie ? – zaczął rozmowę Jacek Kirsten.
Mężczyzna pociągnął kilka łyków chłodnego napoju i odpowiedział pytaniem:
- Pan się bardziej czuje Polakiem, czy Niemcem ?
Jacek Kirsten drgnął zaskoczony, bo słyszał niedawno bardzo podobne pytanie.
- Dlaczego pan o to pyta ? – na razie, dialog odbywał się poprzez pytania.
- Chciałbym odpowiedzi bezpośrednio od pana, bo jestem z tej samej służby, z jakiej była osoba, która tydzień temu pytała pana o to.
Kirsten zamarł i zdumienie pojawiło się na jego twarzy.
- Ale jak … Skąd pan wie, że … Jak to możliwe ?
Mężczyzna nie mógł opanować śmiechu, ale był to serdeczny śmiech.
- To mój kolega z panem rozmawiał. Miał sprawdzić, czy się pan nadaje. To był taki test … który pan zaliczył.
Jacek Kirsten wciąż był zdumiony.
- Sprawdzał mnie ? … Do czego mam się nadawać ?
- Był pan przekonany, że to Niemiec ?
- Oczywiście. – powiedział Kirsten.
- To był Polak, oficer polskiego wywiadu. Jestem z tej samej służby.
- On mówił po niemiecku … jak Niemiec z południa.
- Prawda, że świetnie grał Niemca ? – stwierdził nieznajomy.
- Bardzo dobrze, ja się nabrałem. Ale o co chodzi konkretnie panie …
- Nazywam się Pilecki i jestem kapitanem polskiego wywiadu. Chciałem złożyć panu ofertę współpracy, dlatego, że zdał pan pomyślnie ten test, odmawiając współpracy z niemieckim wywiadem. – powiedział kapitan Pilecki.
- Czyli chcecie, żebym został polskim szpiegiem w Niemczech ? – spytał Kirsten.
- Nie, chcemy, żeby przyuczył pan naszych agentów do fachu, w którym jest pan bardzo dobry, a później został pan ich opiekunem i protektorem w Niemczech. Pan nie będzie wykonywał żadnych działań szpiegowskich.
- Nie bardzo rozumiem ? – zdziwił się Kirsten.
- Załatwimy panu stanowisko majstra w najlepszej niemieckiej firmie remontowo-budowlanej, a pana rolą będzie, szkolić naszych agentów w swoim fachu, aby później oni robili kariery w tej firmie.
- Naprawdę ? W jakiej firmie ?
- W „Dachen Gemachen”.
Jacek Kirsten był pozytywnie zaskoczony.
- Faktycznie, oni są potentatem na tym rynku i zatrudniają najlepszych. Czyli mam być mistrzem, który wyszkoli swoich uczniów ?
- Dokładnie.
- I nie będę wykonywał żadnych zadań szpiegowskich ? – upewniał się Kirsten.
- Pana zadaniem, będzie wyłącznie wyszkolenie naszych ludzi na fachowców od budownictwa i remontów. Zapewniam, że oni również nie narażą pana na niebezpieczeństwo.
Jacek Kirsten długo zastanawiał się nad propozycją kapitana Pileckiego, który popijał piwo, patrząc na spokojny nurt rzeki.
- Zgadzam się, na taką współpracę. – powiedział Jacek Kirsten.
- W takim razie, nie ma na co czekać. Szkolenie budowlane naszych agentów rozpoczniemy już od następnego tygodnia, tutaj, w Polsce. – powiedział zadowolony Pilecki.
***
Wrocław.
Ulica Zygmunta Krasińskiego.
Ciężarówka z napisem „Dachen Gemachen”, skręciła w lewo, w szeroką bramę wjazdową i zaparkowała na podwórku, otoczonym wokół budynkami.
Z szoferki, od strony pasażera, wysiadł mężczyzna w firmowym kombinezonie. W rękach trzymał kilka kartek formatu A-5, taśmę klejącą i nożyczki.
Pracownik w kombinezonie ponaklejał na bramach wejściowych do kamienic, informacje o rozpoczynającym się remoncie.
Potem, pracownicy renomowanej, niemieckiej firmy remontowo-budowlanej „Dachen Gemachen”, zaczęli wyładowywać sprzęt z ciężarówki, a następnie biało-czerwoną taśmą, zabezpieczali teren prac remontowych.
Amerykańska baza na Islandii. Keflavik. 23 lipca 2028.
Kapitan Chris Woods siedział sam w pokoju i od ponad dwóch godzin przeglądał i analizował materiały śledztwa, które prowadził od pięciu tygodni.
Odsłaniane elementy całej układanki, coraz bardziej zaczynały do siebie pasować i odkrywały coraz więcej osób biorących udział w operacji terrorystycznej wymierzonej w wiceprezydenta USA, ale czy tylko …
***
Kapitan zaczął przeglądać jeszcze raz zdjęcia satelitarne sytuacji na Kanale La Manche i porównywać z datami, godzinami, faktami, faktami medialnymi …
W pewnym momencie wziął do ręki zdjęcia z dnia 6 czerwca, z godzin popołudniowych i nocnych. Coś go bardzo zaintrygowało …
Minęło bardzo mnóstwo wiele milisekund.
- O, cholera ! – kapitan Woods skomentował wnioski ze swojego odkrycia.
Natychmiast sięgnął po telefon i wybrał połączenie.
Konsulat niemiecki. Wrocław. 24 lipca 2028.
Kapitan Bruno von Anhalt, szef tajnej komórki „B – 114”, skończył czytać raporty sporządzone przez agentów działających po prawej stronie Wisły.
Szczególnie, zainteresował go raport na temat pilotów z Bazy Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie, a dokładniej, dwóch nazwisk, które podano w kontekście nieobecności tych osób w jednostce, w dniach 5-7 czerwca. Do raportu dołączono zdjęcia polskich pilotów.
***
Kapitan von Anhalt skończył pisanie maila, dołączył dwa zdjęcia jako załączniki, a następnie, wysłał zakodowaną wiadomość do Berlina.
Teraz, pozostało tylko cierpliwie czekać na odpowiedź centrali.
Wstał, przeciągnął się i podszedł do okna, które wychodziło na tyły konsulatu.
Zaczął przyglądać się robotnikom, którzy wykonywali prace remontowe w kamienicach po drugiej stronie podwórka.
Bez trudu, można było dostrzec logo i nazwę firmy, która przeprowadzała ten remont. To była największa niemiecka firma w tej branży, czyli „Dachen Gemachen”.
„No tak, w naszym mieście, powinny działać nasze firmy.” – pomyślał kapitan von Anhalt.
25 czerwca 2028.
Światowe media donoszą:
… Rosja się demokratyzuje …
… Odbędą się wybory na urząd prezydenta Rosji …
… Pracownie sondażowe podają pierwsze wyniki badań, dotyczących kandydatów w wyścigu o fotel prezydenta Rosji …
… Michaił Gorbaczonow, urodzony w Moskwie, szczery demokrata, lider partii Otwarta Rosja – 32 % poparcia respondentów …
… Oskar Copotowicz, pół-Niemiec, pół-Europejczyk, liberalny demokrata, przewodniczący ugrupowania Uśmiechnięta Rosja – 30 % poparcia …
… Władimir Wissarionowicz Pierzastyj, urodzony w Wołgogradzie, demokratyczny komunista, przewodniczący partii Pokojowa Rosja – 28 % poparcia …
… Z pozostałych kandydatów, najlepiej wypada Siemion Hołowaty, kaznodzieja telewizyjny, lider ugrupowania Rosja 2059 – około 5 % poparcia …
Artykuł chroniony jest Ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
tag: Historia i Teraźniejszość
Inne tematy w dziale Polityka