Ilustracja muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=PShNr38e06k
Julka, tak ma na imię nasza jedynaczka, urodziła się na moje pięćdziesiąte urodziny, - więc chyba Państwo rozumiecie, że dostałem na jej punkcie kompletnego hopla.
Przed paroma dniami córeczka mnie poprosiła, żebym pojechał do babci, bo zrobiła moje ulubione ruskie pierożki, - a gdy po godzinie wróciłem do domu, omal nie doznałem udaru, bo na środku salonu zoczyłem ogromną klatkę ze śnieżnobiałą papugą kakadu w środku. Na klatce zaś córeczka przywiesiła czerwoną różę i kartonik z napisem: „Love me tender! Elvis”, - bo jak się okazało rzeczony ptaszek to czteromiesięczny samczyk wielkości dorodnego sępa.
W pierwszym odruchu wpadłem w szał i ogarnięty paniką oznajmiłem córce, że ma natychmiast oddać tego ptaka, ale gdy Julka oznajmiła, że Elvis będzie żył 60 lat zdałem sobie sprawę, że z losem nie wygram.
Następnego dnia moja jedynaczka, zapalona sportsmenka i jak mi się zdawało chłopczyca daleka od macierzyńskich uczuć, zaprosiła swoją przyjaciółkę. Siedzieliśmy w kuchni, a córka po raz pierwszy otworzyła klatkę. I wtedy stało się coś niesamowitego. Elvis przydreptał do kuchni, na koleżankę córki i na mnie nawet nie zerknął, wskoczył Julce na kolana, wspiął pazurkami po swetrze i popiskując cichutko wtulił się w jej szyję tak, jak małe dzieci przytulają się do matki, - i zastygł w bezruchu "wśród nocnej ciszy". Nigdy wcześniej nie widziałem tyle szczęścia w oczach mojej córki, która przytuliła Elvisa do serca, zaś do mnie dotarło, że właśnie rodzi się wielka miłość, a ja dotąd nie miałem bladego pojęcia, że córka ma w sobie tyle czułości. I wtedy poczułem, jak mięknie mi serce.
No i stało się. Bo choć nasz nowy członek rodziny zdążył już posiec na drzazgi i szczapy poręcz mojego ukochanego kuchennego krzesła, pokochałem tego czubatego "wnuczka".
I stał się cud, bo w domu zagościła radość bardziej promienna niż zwykle, zaś uśmiech na twarzach domowników począł się zjawiać częściej niż kiedykolwiek wcześniej.
A gdy ubrałem choinkę, pod którą postawiłem wyrzeźbioną z lipowego klocka góralską szopkę zakupioną niegdyś w lecie od starego gazdy– vide: https://m.salon24.pl/ad4e6ba68040e02a7a5865d05e0f113d,860,0,0,0.jpg , zapaliliśmy choinkowe lampki, i naszym oczom ukazał się sztych przedstawiający szczęśliwy dzień Pańskiego Narodzenia. W żłobku wymoszczonym sianem spał na boczku Juzusik przykryty wykrochmaloną pierzynką w błękitne bławatki, pyzaty, rumiany, widać, że szczęśliwy i bezpieczny. Spał z zamkniętymi oczkami tak smacznie, iż się zdawało, że słychać jego cichy oddech. Przy żłobku czuwali Józef i Maryja. On, zafrasowany o los rodziny wspierał o brzeg kołyski spracowane dłonie, zaś Ona, chabrooka, odziana w karminową suknię ze złotymi lamówkami pochylała się czule nad synkiem osłaniając Go od chłodu ażurowym welonem ze śnieżnobiałej koronki. I raptem zdało mi się, iż z Nieba sfrunęły na Ziemię Anioły że słowami polskiej kolędy na ustach: „Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki, powitajmy Maleńkiego i Maryję Matkę Jego…”, a do mnie dotarło, że od dzisiaj, oprócz uszatego osiołka, łaciatego cielątka, wełnianej owieczki, burka merdającego ogonkiem i gąski, - śpiącemu Jezuskowi przybyło jeszcze jedno pilnujące Go zwierzątko.
Ja zaś wpatrując się w baśniowe arcydzieło góralskiego dłuta znalazłem się znów w naszym starym domu wypełnionym magiczną aurą czułości i dobroduszności, gdzie przed Bożym Narodzeniem pachniało cynamonem i rodzinnym szczęściem, a przed Wigilią na rozgrzanej do czerwoności blasze kuchennego pieca dochodził postny barszcz na suszonych borowikach, w szabaśniku rumienił się zajęczy comber, starszy brat mielił mak, Tata ucierał w makutrze tortową masę, którą mu ukradkiem podkradałem palcem, a Mama skrobała karpie dając każdemu z domowników po łusce na szczęście.
Zanim jutro, wraz z pierwszą gwiazdką po całej Polsce pocznie się nieść błogosławiony trzask przełamywanych opłatków, - takiego właśnie szczęścia, wszystkim bez wyjątku Gościom mojego blogu na te Święta życzę.
Mam też za pazuchą listeczek opłatka, więc jeśli Państwo łaskawie pozwolicie, chciałbym się z Wami tym opłatkiem przełamać z gorącym pragnieniem, by ten prastary wigilijny obrządek przemógł złowieszczy czas, kiedy Polak stał się Polakowi wilkiem.
Krzysztof Pasierbiewicz (Echo24)
Inne tematy w dziale Rozmaitości