Kraków to szczęśliwie omijane przez wojenne zawieruchy galicyjskie „miasto wybrane” o bezprecedensowej tożsamości, - wychowane na wiedeńskich walcach, Zielonym Baloniku i Piwnicy pod Baranami. Słowem, niepodatny na upływ czasu sędziwy gród o sakramentalnie niezmiennych tradycjach, - zamieszkały od wieków przez wychowanych w duchu Wszechnicy Jagiellońskiej, uwrażliwionych kulturowo koneserów Sztuk Pięknych i smakoszy Kultury Wysokiej.
Moja śp. Mama, rodowita krakowianka, często mi powtarzała, że do osiągnięcia pełni intelektualnego komfortu niezbędne są starannie dobierane miejsca i ludzie.
Hołdując tej maksymie, w latach 50. ubiegłego wieku, po śmierci Taty, którego straciłem, jako siedmioletni chłopiec, - mama zabierała mnie ze sobą do świątyń krakowskiej konfraterni, czyli obrosłych mchem sławy prastarych krakowskich kawiarni. I nawet w czasie, kiedy w domu piszczała bieda, choćby kosztem niezjedzonej kolacji, mama potrafiła wygrzebać parę groszy na wyjście do kawiarni, co jak później zrozumiałem, - było dla niej sakramentalnym obrządkiem przywracającym jej w chwilach zwątpienia pewność, iż życie chwilami potrafi być piękne.
Jak dziś ją pamiętam, radośnie podekscytowaną i szykującą się do wyjścia na kawę do miasta, malującą paznokcie i śmiesznie łopoczącą dłońmi, by lakier szybciej wysechł, nakładającą makijaż, przypudrowującą nos i policzki, poprawiającą obrys karminowej szminki na ustach i dobierającą stosowny strój do wyjścia. Najbardziej ją lubiłem w przepięknej jedwabisto welurowej sukni w kolorze butelkowo zielonym i jak dziś ją widzę stojącą przed lustrem w tej pięknej kreacji i mocującą się z zapinką malachitowej broszki.
Te wyjścia pozwalały Mamie na chwilę zapomnieć o życiowych troskach, a kawiarniany ceremoniał działał na nią jak narkotyk. Nigdy nie zapomnę, jak przed samym wyjściem brała do rąk kryształowy flakon z gumową pompką i spryskując delikatnie szyję mówiła: „zapamiętaj synku, że perfumy należy nakładać tylko odrobinkę, bo inaczej ludzie pomyślą żeś prostak ”.
Mama zabierała mnie do zawsze po brzegi pełnych, czterech wziętych krakowskich kawiarni:
Do Jamy Michalikowej przy Floriańskiej, gdzie w okresie Młodej Polski piły kawę, i nie tylko kawę, takie ikony krakowskiej bohemy jak: Stanisław Przybyszewski, Lucjan Rydel, Kazimierz Przerwa-Tetmajer i sam Stanisław Wyspiański, gdyż to niezwykłe miejsce było wtenczas galicyjskim Montparnassem. Myślę, że to właśnie wystrój tej Mekki krakowskich impresjonistów, wiszące na ścianach obrazy, strojne ornamenty, kwieciste rozety, wzorzyste arabeski, przebogato zdobione sztukaterie i cudowne witraże, - kształtował we mnie poczucie piękna.
Do Noworola w Sukiennicach, gdzie w salach: czerwonej z białą boazerią i czerwonymi kanapami, bądź liliowej z ciemną boazerię, owalnymi lustrami i secesyjnymi malowidłami dojrzewały moje gusta estetyczne.
Do starej Kawiarni Literackiej, gdzie się wyczuliłem na czar fortepianowej muzyki, gdyż gościom przygrywał tam arcymistrz klawiatury, który mógłby wygrać niejeden Koncert Chopinowski.
A także do Kawiarni Europejskiej przy krakowskim Rynku, gdzie z nosem przyklejonym do szyby przypatrywałem się kroczącym po Linii A–B szykownie odzianym paniom i noszącym się z fasonem panom, - ze wszech miar eleganckim, mimo panującej wówczas w kraju bryndzy.
W tych baśniowych miejscach, w scenerii dyskretnie przyciemnionych lamp spotykali się wtenczas przedwojenni dżentelmeni, od których się uczyłem, jak nosić tweedowe marynarki i jak do nich dobierać koszulę i krawat, oraz towarzyszące im damy, - w każdym calu pełnokrwiste kobiety, których nieodparty urok sprawił, że po raz pierwszy w życiu poczułem magnetyczną moc niewieściej urody, - gdy w jednej z tych pięknych pań się dziewiczo zakochałem. Podziwiałem ich piękne suknie, zawadiackie kapelusze zamawiane na miarę u podwawelskich modniarek, ich kunsztowną biżuterię oraz długopalce dłonie z karminowo pomalowanymi paznokciami. Moją uwagę pochłaniały także ich kokieteryjne dekolty wzbudzające we mnie, jak prąd rażące wrzenie, gdy niechcący uchylały rąbka skrytej w ich głębi tajemnicy. Do dziś czuję mącącą zmysły narkotyczną woń tych pięknych kobiet, złamaną dymem z papierosów, które paliły w długich lufkach w manierze, która na karkach prawdziwych mężczyzn wzbudza przeskok iskry.
Lecz co najważniejsze, w tych kultowych kawiarniach miałem szczęście spotykać mających coś do powiedzenia ludzi sztuki, kultury i nauki. To od nich uczyłem się wytwornych manier, poczucia piękna polskiego języka i modulowania kawiarnianego półszeptu w szarmanckiej manierze. U nich podpatrywałem również maestrię wysmakowanego dowcipu i pikantnie frywolnej kawiarnianej plotki.
Stare krakowskie kawiarnie miały dusze, które niestety w harmidrze nowych czasów uleciały gdzieś bezpowrotnie…
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Bojkot mojego blogu przez pisowskich trolli, którzy po klęsce wyborczej partii Jarosława Kaczyńskiego nie mogą mi wybaczyć, że przez osiem lat tę partię krytykowałem, - poczytuję sobie jako znaczący sukces w mojej blogerskiej działalności na Salonie24
Najtrafniejszy komentarz:
@skamander [2 listopada 2023, 15:23]
Panie Krzysztofie, czytam komentarze pod Pana notką i… widzę, że nienawistników nic nie zmieni, bo oni wprost nienawidzą ludzi, którzy inaczej myślą niż oni. I nie chodzi o sprzeczne poglądy polityczne – chodzi o ich wrodzoną nienawiść do człowieka bez względu na to, co ktoś mówi. Napisał Pan całkowicie apolityczną notkę, pokazał Pan wycinek swojej młodości, w którym naczelną postacią jest Pana Mama. Wydawałoby się, że coś takiego nie może nikogo zdenerwować, a jednak jest inaczej. Ci pałający „miłością do bliźniego”, „szanujący” kobiety pokazali swoje prawdziwe oblicze. I w tym przypadku zastanawiam się nad tym, czy ci kato-bolszewicy mają aż tak zakorzenioną walkę klasową, że drażni ich kultura, splendor środowisk, do których oni nie mieli dostępu? Wygląda to na manifest gloryfikacji spelun, budek z piwem i spotkań towarzyskich przy litrze wódy i pokrojonej słoninie. Widocznie tylko takie życie znają i kawiarenki, i to te mające dusze, dla nich są czarną magią. Światem, którego nigdy nie poznali, a który istniał i żył własnym życiem. I ten świat Pan opisał, który - jak Pan pięknie o nim opowiedział - potrafił kształtować osobowość człowieka dopiero wchodzącego w świat ludzi dorosłych. Szacunek pana Mamie i oby spoczywała w pokoju, i z dala od nienawistników, których tak dużo jest na tym ziemskim padole.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo