The New York Times alarmuje:
„EUROPA W STREFIE WPŁYWÓW KREMLA? TRUMP CHCE PODZIELIĆ ŚWIAT Z PUTINEM I XI
Donald Trump, marząc o „wielkim dealu” z Putinem i Chinami, może przekształcić światowy porządek w brutalną grę stref wpływów. Według „The New York Times”, jego wizja przypomina układy dawnych imperiów: bez NATO, bez reguł – tylko silni i bezwzględni przywódcy rozgrywający losy mniejszych narodów. Trump wydaje się akceptować scenariusz, w którym Europa Środkowo-Wschodnia wraca pod wpływy Kremla — jakby historia sprzed 1989 roku miała zatoczyć krwawe koło.
Z analizy NYT wynika, że Trump może planować radykalną zmianę globalnego ładu – nowy „deal wielkich mocarstw”, w którym USA, Rosja i Chiny dzielą świat według własnych interesów.
Coraz częściej słychać z jego otoczenia sugestie, że wojna w Ukrainie powinna zakończyć się na warunkach Putina – poprzez uznanie rosyjskich zdobyczy terytorialnych. W zamian Stany Zjednoczone mogłyby dostać dostęp do ukraińskich surowców. Z perspektywy Trumpa to „dobry interes”. Dla wolnego świata – powrót do logiki XIX wieku, w której mniejsze państwa nie mają nic do powiedzenia.
Jak zauważa NYT, Trump i jego doradcy myślą kategoriami imperiów: Ameryka ma dominować w zachodniej hemisferze, Rosja – w Europie Wschodniej, a Chiny – w Azji. Takie „święte przymierze autokratów” zagraża nie tylko Ukrainie, ale całemu demokratycznemu porządkowi międzynarodowemu i bezpieczeństwu Europy Środkowo-Wschodniej…”.
Zaś, w naszym polskim grajdołku Kaczyński i Tusk zapamiętale ze sobą walczą, by dowieść (komu i po co?), - który z nich jest lepszy.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Najtrafniejszy komentarz:
@skamander [5 czerwca 2025, 13:55]8
Globalna polityka Donalda Trumpa opierała się na unilateralizmie i sceptycyzmie wobec organizacji międzynarodowych. Wycofał USA z wielu porozumień, m.in. paryskiego porozumienia klimatycznego, umowy nuklearnej z Iranem (JCPOA), Rady Praw Człowieka ONZ czy Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Promował podejście bilateralne (relacje państwo–państwo), marginalizując wielostronne struktury współpracy.
Wobec Chin obrał twardy kurs, ale po krótkim czasie zaczął się z niego stopniowo wycofywać. Jego polityka w tym zakresie przypominała działania Mussoliniego, który również stroił groźne miny, lecz na ogół jedynie straszył. W związku z tym rodzi się pytanie: czy Stany Zjednoczone nadal są największą potęgą gospodarczą i militarną, czy też to już przeszłość, a Chiny powoli — ale konsekwentnie — przejmują palmę pierwszeństwa? Oskarżenia wobec Chin o nieuczciwe praktyki handlowe, kradzież własności intelektualnej i odpowiedzialność za pandemię COVID-19 zaowocowały nałożeniem ceł i rozpoczęciem przez Biały Dom tzw. „wojny handlowej”, która też odbije się na USA.
Prezydent Trump w podobny sposób zaczął odnosić się do sojuszników z NATO. Podważał wartość Sojuszu, grożąc nawet wycofaniem USA, jeśli inne państwa nie zwiększą wydatków na obronność. Z jednej strony naciskał na wzrost zbrojeń, z drugiej groził wysokimi cłami krajom UE, które przecież w większości należą do Paktu. Co budzi niezrozumienie w państwach demokratycznych, to fakt, że pan Trump faworyzował przywódców autorytarnych (m.in. Władimira Putina, Kim Dzong Una), a jednocześnie często krytykował tradycyjnych sojuszników USA. Z jednej strony skupiał się na interesie gospodarczym Ameryki (renegocjował umowy handlowe, np. NAFTA → USMCA; ograniczał migrację), ale z drugiej — jego polityka celna uderzała również w amerykańską gospodarkę.
Prezydent Trump otwarcie krytykował Unię Europejską jako strukturę. Postrzegał ją nie jako sojusznika, lecz jako gospodarczego konkurenta. Popierał Brexit i cieszył się z osłabienia integracji europejskiej — co jest zgodne z interesami Kremla. Wprowadził cła na stal i aluminium z UE, co spotkało się z reakcją odwetową i uderzyło też w Amerykę.
Wcześniej krytykował niemiecką nadwyżkę handlową oraz zależność Europy od rosyjskiego gazu (Nord Stream 2), choć później można było usłyszeć głosy, że nie miałby nic przeciwko temu projektowi — pod warunkiem udziału w nim USA.
Jego stosunek do UE najlepiej widać po faworyzowaniu polityków o postawie antyunijnej, jak Viktor Orbán czy (w domyśle) nowo wybrany prezydent Polski, pan Nawrocki. Warto pamiętać, że Władimir Putin również dąży do demontażu Unii Europejskiej od środka — i zapewne byłby gotów zapłacić wysoką cenę, by jego plan się ziścił.
Skoro już mówimy o zbieżności interesów między Waszyngtonem a Moskwą, warto zauważyć, że pan Trump nie nałożył wyższych ceł na Rosję. Skąd takie wyróżnienie? Być może faktycznie chodzi o chęć dogadania się między trzema przywódcami — USA, Rosji i Chin — by podzielić świat na strefy wpływów. A wtedy Polska mogłaby ponownie zostać zepchnięta w objęcia „przymusowej przyjaźni polsko-radzieckiej” — i wszystko mogłoby się zacząć od nowa: droga ku przepaści gospodarczej i politycznej. Niestety, obecna opozycja zdaje się tego nie dostrzegać.
W tym kontekście przypomina się polityka Romana Dmowskiego — założyciela Narodowej Demokracji — który był jawnie prorosyjski i skrajnie antyniemiecki. Ten układ poglądów wydaje się znajomo również dziś, kiedy słyszymy, co wykrzykuje pan Kaczyński. O Rosji raczej cisza, ale wszelakie zło pochodzi od Niemiec i to ciągle jest powtarzane każdego dnia. A Unia chce odebrać Polsce suwerenność, co też słyszymy z ust PiS-u i Konfederacji. A na Kremlu otwierają szampany!
Inne tematy w dziale Polityka