Odkąd sięga moja pamięć, Kraków był jedynym w swoim rodzaju środowiskowo hermetycznym galicyjskim miastem wychowanym na wiedeńskich walcach, Zielonym Baloniku i starej Piwnicy pod Baranami. Słowem, sędziwym grodem z tradycjami, zamieszkałym od wieków przez wzajemnie się szanujących, uwrażliwionych kulturowo koneserów Sztuk Pięknych i smakoszy Kultury Wysokiej.
Bo Kraków to unikatowe miejsce, gdzie, jak nigdzie indziej życie toczy się wolno i spokojnie w atmosferze idylliczności, cienkiego dowcipu i frywolnej kawiarnianej plotki. Miejsce, w którym czcigodni obywatele Królewskiego Miasta, w rytualnie stałych porach popijają drobnymi łyczkami rytualną kawę w rozmieszczonych wokół Rynku ażurowo przeszklonych kafejkach, skąd spoglądają z pietyzmem, jak u stóp Bazyliki Mariackiej miejscowe kwiaciarki tkają swe kolorowe arrasy, a wokół Sukiennic i Ratusza szybują dostojnie stada szczęśliwych gołębi.
Rynku, na którym tworzyła się historia Polski.
Ta specyficzna atmosfera panowała w Krakowie od zawsze.
Aż do wczoraj, kiedy na płytę krakowskiego Rynku wtargnęli ubrani na czarno agresorzy, a konkretnie kibole i zakapiory nasłane przez Konfederację Mentzena i Ruch Obrony Granic Bąkiewicza, - patrz zdjęcie pod tekstem.
Najazdowi tych współczesnych Hunów towarzyszyło trudne do opisania wulgarne prostactwo i brak poszanowania dla miejsca, gdzie działy się najważniejsze wydarzenia dla Polaków, - vide: https://www.facebook.com/watch?v=24079327141720640 .
I tak, oczom przerażonych krakowian i turystów zagranicznych ukazał się wypisz wymaluj obraz Polski, a także niemieckiej Republiki Weimarskiej, jak z lat trzydziestych XX wieku.
Bo to proszę Państwa nie był żaden sprzeciw wobec migracji, lecz demonstracja siły oraz iście wynaturzonej nienawiści rasowej w najczystszej postaci.
Hasło „Polska dla Polaków” to pestka. Dominowały hasła antyimigracyjne, antyrasowe, antyislamskie i antyżydowskie.
Lecz wszystkie te hasła pochodziły z kuźnicy Konfederacji Mentzena i Narodowców Bąkiewicza.
A to już proszę Państwa nie są żarty, bo dokładnie tak w latach trzydziestych XX wieku zaczynał się hitlerowski faszyzm! Vide - https://www.youtube.com/watch?v=Sv7kbtQChJA (warto obejrzeć do samego końca)
Zastanawiałem się jak opisać to, co się stało z Polską?
Pisałem, skreślałem i wyrzucałem do kosza zmięta kartki. Lecz wciąż, czegoś brakował i było nie tak.
Aż mi przyszło do głowy, że moje myśli i odczucia najlepiej odda ta monumentalnie dramatyczna ballada do słów wiersza "Zagubiona" autorstwa poety Aleksandra Sobali, - posłuchajcie proszę:
https://www.facebook.com/aleksander.sobala.7/videos/zagubiona/1114895430553705/
Przemyślcie to Państwo, póki jeszcze nie jest za późno na wszystko!
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Sympatykom PiS, których komentarze są świadectwem niezrozumienia wiersza Aleksandra Sobali "Zagubiona" dedykuję tę interpretację:
Wiersz „Zagubiona” Aleksandra Sobali to dramatyczny lament nad stanem duchowym współczesnej Polski i ludzi, którzy tę Polskę współtworzą, ale coraz częściej — jak sugeruje poeta — zatracają jej sens. Nie jest to jednak utwór stricte polityczny w zwyczajnym rozumieniu — to raczej głęboko osobisty, emocjonalny głos człowieka, który czuje się oszukany, zawiedziony i opuszczony w swoim własnym kraju.
I. Polska jako banknot
Już pierwsze wersy ustawiają perspektywę całego utworu. „Zgubiłem swoją Polskę, wypadła mi z kieszeni, była mocnym banknotem, ktoś ją na drobne rozmienił” — Polska staje się tu metaforą wartości, która przestała być czymś wielkim i spójnym, a została rozmieniona na „drobne”. Ten obraz jest wyjątkowo celny: banknot, symbol siły i jedności, rozmieniony staje się symbolem rozdrobnienia, straty, bylejakości. Nieprzypadkowo Sobala mówi „wypadła mi z kieszeni” — to nie rabunek, to niedopatrzenie, wspólne zaniedbanie.
II. Bezsilność i wstyd
Dalsze wersy pogłębiają dramatyzm: podmiot liryczny „krzyczał z całych sił”, ale „stracił głos”. To jeden z najmocniejszych obrazów bezsilności — w kraju, gdzie „zawsze był tu ktoś”, nikt nie usłyszał. Autor dotyka tu problemu powszechnej obojętności i samotności w tłumie — paradoksu, w którym obecność innych nie oznacza wspólnoty ani zrozumienia.
„Zgubiłem też nadzieję, i jest mi trochę wstyd, za to słowiańskie plemię, w którym me serce tkwi.” — ten fragment zdradza głęboki, wewnętrzny rozłam. Wstyd za wspólnotę to jedno z najboleśniejszych uczuć — bo wymierzone nie w obcych, lecz w swoich. Sobala nie jest moralistą z zewnątrz, on sam jest częścią tej wspólnoty — i właśnie to poczucie współodpowiedzialności wzmacnia tragizm jego słów.
III. Symbolika łez i bólu
„Płakałem niczym bóbr, aż mi zabrakło łez” — ta prosta metafora wzmacnia ludowy, autentyczny ton wiersza. To płacz, który wyczerpuje nawet naturę. Poeta staje się kimś, kto już nie ma czym płakać — i dlatego zostaje mu tylko słowo. „Nie mam swej Polski już, choć ona przecież jest.” — tu wiersz osiąga moment kulminacyjny: dramat nie polega na zniknięciu Ojczyzny z mapy, lecz na jej utracie w sercach ludzi.
IV. Społeczeństwo zaślepione
Druga część wiersza przybiera ostrzejszy, niemal publicystyczny ton: „Zaślepieni nienawiścią, sterowani propagandą, kupić wszystkich, sprzedać wszystko…”. Obraz współczesnej Polski to społeczeństwo manipulowane, rozbite przez propagandę i konsumpcję. Ważne nie jest „by mieć lepiej”, lecz by „inni mieli gorzej” — gorzka diagnoza społecznej zawiści i egoizmu.
Wyjątkowo mocny jest obraz „ślepca z białą laską, skrajem fiordu, by spaść w morze” — ślepiec to naród lub jednostka, która straciła zdolność widzenia prawdy i zmierza ku zagładzie. Fiord — zimny, skalisty — symbolizuje obcość, przepaść, której upadek wydaje się nieunikniony.
V. Niepogodzony patriota
Zakończenie wiersza nie jest już czystą rozpaczą. Ostatnia strofa pokazuje, że mimo wszystko podmiot nie rezygnuje z poszukiwania: „Będę szukał, aż ją znajdę, w białe dni i czarne noce”. Kontrast dnia i nocy wzmacnia dramat ciągłego trwania w gotowości, mimo zmęczenia.
Najbardziej poruszające są dwa ostatnie wersy:
„Jak mi życia nie wystarczy, to nim zamknę swoje oczy,
pozostanie jeszcze marzyć, że ktoś inny je otworzy.”
To nie jest tylko lament — to testament. Sobala mówi: jeśli ja nie znajdę tej zgubionej Polski — niech ktoś po mnie otworzy oczy i spróbuje jeszcze raz. To dowód, że choć poeta „zgubił nadzieję”, paradoksalnie wciąż ją ma — bo wierzy w innych, przyszłych.
VI. Siła w prostocie
Wiersz „Zagubiona” nie jest skomplikowany formalnie, nie jest pełen poetyckich ornamentów — jego siła tkwi w prostocie słów i autentycznym tonie. Jest wyznaniem kogoś, kto czuje, że stracił Ojczyznę, ale wciąż nie przestał jej szukać — nie w polityce, lecz w człowieku.
VII. Podsumowanie
„Zagubiona” to pieśń żalu i wołanie o przebudzenie sumienia. To nie jest tylko tekst o Polsce — to wiersz o każdej wspólnocie, która może roztrwonić swoją wartość przez nienawiść, obojętność, brak dialogu. Aleksander Sobala napisał tekst, który nie moralizuje z pozycji wyższości — ale pokazuje, jak boleśnie boli utrata czegoś, co miało być nieutracalne.
Tym samym „Zagubiona” staje się nie tylko dramatyczną pieśnią — lecz cichą modlitwą o odwagę i pamięć. Dopóki ktoś marzy, dopóki ktoś jeszcze szuka — Polska, jakkolwiek „rozmieniona”, wciąż jest do odnalezienia.
Inne tematy w dziale Polityka