Karol Nawrocki coraz śmielej uświadamia ludowi pisowskiemu, iż na własną rękę, przy wsparciu amerykańskiego Donalda, rozpoczął autogenny bieg ku absolutnej władzy. Należy tedy rozważyć opcję, czy aby przypadkiem nie wyrasta nam nowy naczelnik.
Znajomość Karola Wielkiego i Łokietka Jarosława zaczęła się w czasie, kiedy aspirant Karol w sensie politycznym był jeszcze nieurodzony, zaś „Jarosław Łokietek” zdawał się być na polskim tronie wiekuiście osadzony.
Lecz w wirze walki z Trzaskowskim o prezydenturę, Jarosław począł nierozważnie wielbić aspiranta Karola, który wielbić się pozwalał, acz bez odwzajemnienia - przyzwalając łaskawie, by Jarosław go politycznie rozbudowywał i zasilał.
A, że obaj się potrzebowali, więc stwarzali pozory, że łączy ich głęboka przyjaźń ogłoszona w krakowskim „Sokole” przez dworzanina Andrzeja Nowaka.
Lecz po osadzeniu na tronie Karola, Jarosław się okropnie zdenerwował, gdyż się pokapował, iż niespodziewanie aspirant Karol stał się Karolem Wielkim, który wciągu dwóch tygodni wyrósł na idola ludu pisowskiego.
A więc? Przyjaciele? Współ-przywódcy? Czy rywale?
Na moje oko, choć ich gatunki są spokrewnione swego rodzaju eskapizmem i zamiłowaniem do gry w ciuciubabkę to jednak nie ma między nimi chemii i telepatycznego połączenia. I wiem, co mówię, bo mam swoje lata i widzę, jak patrzą na siebie.
Według mnie, postawny i odważny Karol to ktoś o mentalności boksera wagi ciężkiej i charakterze nieokiełznanym, kto wie czego chce wykazując wolę woli walki o tron, najchętniej przez nokaut. Zaś Jarosław to w najlepszym razie waga piórkowa i co tu dużo gadać, przy Karolu Wielkim championem nie będzie, bo w wolnej amerykance mu wyżej pasa nie podskoczy.
Na domiar złego Jarosław urodził się na samotnika, a jego oddalenie od wszelkich skupisk czyni go coraz bardziej oderwanym od racjonalnego postrzegania rzeczywistości.
Zaś Karol to bywalec salonów nie tylko dworskich, a także ulubieniec kibolsko-naziolskiej gawiedzi oraz gangsterskiego półświatka, który lada chwila zażąda, by władza była dla niego - a nie on dla władzy, - patrz fotka pod tekstem.
Bo Karol Wielki z każdym dniem bardziej - chce być za wszelką cenę ponad i powyżej. Wie także, iż nadchodzi moment, w którym będzie mógł wysadzić z tronu Jarosława Łokietka. Szczególnie, iż może tego dokonać grając na instrumencie dialektyki bólu i rozkoszy. Gdyż wie, że po trzech letnim zamartwianiu po utracie władzy, może teraz sprawić, że dla wierzącego w niego ludu pisowskiego to zamartwianie przestanie być narzędziem tortury zmieniając się w stan ekstazy ludzi zauroczonych boską mocą Karola Wielkiego.
Więc na miejscu Jarosława Kaczyńskiego, jak się do niedawna wydawało niezagrożonego naczelnika państwa wzmógłbym czujność, bo jak uczy historia, w ostatecznej rozgrywce, która się już zbliża wielkimi krokami - ludzie szli zawsze za szwarccharakterami.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Ostrzeżenie:
Celem zapewnienia higieny dyskusji uprzejmie informuję, że komentarze wulgarne, obraźliwe, zawierające treści noszące znamiona insynuacji i pomówień, a także komentarze niedorzeczne, - będę kasował bez podania przyczyn. Informuję także, iż usiłujących się na mnie zemścić za krytykę PiS namolnych maniaków piszących od lat w koło Macieju jedno i to samo, - będę okresowo blokował.
Inne tematy w dziale Polityka