W filmie "Strażnik czasu" ("Timecop") pewien polityk, senator Aaron McComb, mający możliwość nielegalnego podróżowania w czasie, wykorzystuje zmiany cen na nowojorskiej giełdzie do pomnażania środków na swoją kampanię wyborczą. Nie można chyba sobie wyobrazić łatwiejszego sposobu zarabiania pieniędzy. Mamy w ręku gazetę z cenami akcji np. za tydzień i porównujemy tabelkę z bieżącymi cenami. Prosta piłka, jak mówią piłkarze. Takimi przestępstwami zajmował się Jean-Claude Van Damme - policjant z Time Enforcement Commission.
Z przestępstwem opisanego wyżej rodzaju mamy do czynienia tu, w Polsce, AD 2007.
NIK twierdzi, że Skarb Państwa stracił na sprzedaży akcji spółki Zelmer z Rzeszowa, bo mógł sprzedać te akcje znacznie drożej.
http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,4220355.html
Akcje zostały sprzedane na początku stycznia 2005 roku. Przedział ceny został ustalony 12 stycznia (11,90-13,20 zł za akcję), zaś ostateczną cenę ustalono 19 stycznia 2005 roku na poziomie maksymalnym 13,20 zł.
Chyba nie trzeba tego przypominać, ale na wszelki wypadek podam, że w roku 2004 na warszawskiej giełdzie ceny były o wiele niższe niż teraz. Nie było hossy.

Cenę sprzedaży akcji Zelmera ustalono na przełomie 2004 i 2005 roku.
NIK twierdzi, że akcje Zelmera można było sprzedać po cenie co najmniej 30 zł.
Ludzie, popatrzcie na ten wykres! Kiedy kurs tych akcji osiągnął 30 zł! Dopiero w końcu pierwszego kwartału 2006 roku.
Przez prawie rok akcje Zelmera kosztowały kilkanaście zł i stały, mimo że inne akcje rosły.
Kto zatem kupiłby Zelmera po 30 zł w ofercie publicznej? Tylko te osoby, które:
1). po pierwsze - WIEDZIAŁY już wtedy, że na giełdzie będzie szalona hossa,
2). po drugie - chciały kupić więcej, niż mogłyby kupić w wolnym obrocie na giełdzie bez wywoływania wzrostu kursu.
Poza tym, taki inwestor mógł w spokoju zarobić nie narażając się na zainteresowanie NIK, inwestując w inne spółki.
Być może powinna powstać komisja bankowa do wyjaśnienia afery z podróżami w czasie.
Wśród drobnych inwestorów są popularne różne teorie spiskowe, wyjaśniające po części przyczyny ich niepowodzeń. Zawsze są jacyś "oni", którzy albo "wyciągają" indeks za uszy, albo "dołują" ceny. Gdyby rzeczywiście za każdym razem "oni" zyskiwali, już dawni mieliby wszystkie pieniądze. Przecież w ciągu jednego dnia zarabialiby zwykle 20% na kontraktach terminowych. Nie musieliby bawić się w kupowanie akcji.
Nie przypuszczałem, że teoriom spiskowym hołdują również inspektorzy z NIK.
Człowiek cywilizowany, o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pisuję tylko o sprawach ważnych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka