W jednym z komentarzy pod swym postem z dnia wczorajszego pan Paweł Paliwoda napisał co następuje:
"Ale niech przeczyta moje teksty w 'Dzienniku' - o tym hematologu, który zaeksperymentował chłopaka na śmierć. Już mocniej pisać nie było można. Ale tamten - ponoć światowa sława - nawet nie pisnął, bo jeśli nawet poleciałby na skargę do sądu, to i tak jeszcze ze dwa teksty by go zniszczyły karierowo. A i tak miał ponoć duże kłopoty środowiskowe."
Przypomnijmy - w marcu zeszłego roku "Dziennik" robi wielką aferę, oskarżając znanego hematologa prof. Wiesława Jędrzejczaka o doprowadzenie do śmierci 21-letniego pacjenta chorego na białaczkę wskutek nieprzemyślanego eksperymentu. Oskarżenie budzi oburzenie środowiska lekarskiego, i zostaje oddalone przez komisję powołaną przez Ministerstwo Zdrowia. Okazuje się, że ów rzekomy eksperyment to często stosowana - choć ryzykowna - metoda ratowania chorych na białaczkę, polegająca na aplikowaniu krwi pępowinowej zamiast przeszczepu szpiku, w tamtej konkretnej sytuacji w pełni usprawiedliwiona. Przy tym "aferę" wywołała szefowa firmy "Medigan", zajmującej się zbieraniem szpiku, konkurującej z laboratorium kierowanym przez prof. Jędrzejczaka.
Typowa medialna sprawa z czasów kulminacji IV RP, symbolizowanych m. in. nagonką na lekarzy ( niedługo wcześniej padły słynne słowa: "ten pan już nikogo nie zabije"); prócz aspektu politycznego mamy tu skrzyżowanie dwóch objawów zbydlęcenia - chęci firmy do zniszczenia konkurenta za wszelką cenę, i chęci dziennikarzy do rozgłosu i zdobycia laurów pogromców lekarskiej mafii, również za wszelką cenę. Artykuł podpisało dwóch żurnalistów - Tomasz Szymborski i Łukasz Kurtz.
W archiwum "Dziennika" nie znalazłem informacji o tekstach pana Paliwody poświęconych tej sprawie. Może zniknęły z archiwum, może to on wspomniany artykuł inspirował. Nie wykluczam i takiej możliwości, że jego przechwałki, jak to przyłożył znanemu profesorowi, są wyssane z palca. Niezależnie od tego, jak naprawdę było, znamienne jest, czym pan Paliwoda uznaje za stosowne się chwalić; proszę zwrócić uwagę na tonację cytowanej wypowiedzi - żadnej refleksji nad społecznymi skutkami swoich artykułów, nad osobistą krzywdą wyrządzoną lekarzowi. Brak nawet udawania, że chodziło o dobro publiczne. Pan Paliwoda jest dumny, że zabłysnął medialnie, że napędził strachu prof. Jędrzejczakowi, że omal nie złamał mu kariery, że obrzucił błotem i zagroził pozycji lekarza - "ponoć światowej sławie" ( prawda, jak to może sprawić przyjemność człowiekowi, który w swojej profesji naukowej nie potrafił osiągnąć sukcesów? ).
Oto filozof-moralista, duchowy spadkobierca Sokratesa, Tomasza i Erazma, perorujący z oburzeniem na upadek "wysokiej kultury" i dominację medialno-popkulturowej sieczki - okazuje się być pierwszym lepszym pismakiem chlubiącym się kłamliwą nagonką, i znajdującym satysfakcję w czysto PR-owskim "sukcesie", wedle najlepszych wzorów tak przez siebie potępianej współczesnej kultury medialnej.
Ps. Przepraszam za brak linka, ale jestem atechnites. Cytowane słowa są pod najnowszym postem pana Paliwody wśród komentarzy, u samego dołu; można je też znaleźć pod ostatnim postem 'baristy".
Inne tematy w dziale Polityka