Chevalier Chevalier
80
BLOG

Autorytety szykują nam auto-da-fe

Chevalier Chevalier Polityka Obserwuj notkę 42

Szykuje się w Polsce palenie książęk, powtórka tego co zdarzyło się wiosną roku 1933 w Berlinie. Takie skojarzenie ma bloger Rybitzky, któremu od pewnego czasu wszystko ( w tym - skutki rządów PO, na czele z przemyślną akcją red. Rdesińskiego chowania filmu w miejscu intymnym  ) kojarzy się z Niemcami Anno Domini 1933. Powód do tak straszliwej wizji dał, napisany w obronie Lecha Wałęsy, list autorytetów/intelektualistów; nie wiem już, która nazwa jest kanoniczna - ale to chyba nie sami autorzy tak się określili, to pełni czołobitności wobec nich komentatorzy obdarzyli ich mianem "autorytetów" ( red. Warzecha ) lub "intelektualistów" ( red. Janke ). Skojarzenia Rybitzky'ego zrozumieć łatwo - odczytał wspomniany list przez pryzmat bodaj już siedmiu ( może w tej chwili jest już więcej ) komentarzy, mu poświęconych. Powstał już kontr-list, podpisany przez intelektualistów znacznie bardziej godnych tego miana, niż sygnatariusze pierwszego listu; o tym zaświadczyć może Igor Janke, sam intelektualista wyśmienity, który pół życia poświęcił na rozstrząsanie problemu: intelektualista, kto zacz? Kontr-list wzywa do obrony wolności badań naukowych przed zakusami sygnatariuszy tamtego listu; z tego wniosek, że autorytety/intelektualiści ( nazwani przez red. Warzechę pieszczotliwie i z właściwą jego gazecie gracją "wrzeszczącymi staruszkami" ) szykują dziełu Gontarczyka i Cenckiewicza całopalenie; o podobnych okropieństwach wnioskować można z salonowych komentarzy listowi poświęconych.  Zatem skojarzenie u Rybitzky'ego Mazowieckiego i Geremka ze Standartenfuehrerami SA staje się w pełni zrozumiałe.

List autorytetów/intelektualistów może jest i stylistycznie drętwy, ale przynajmniej w jednym ezgemplarzu. Tymczasem komentatorzy piszący pałające oburzeniem, oraz kipiące wyszukanym sarkazmem ( tu palma pierwszeństwa należy się red. Terlikowskiemu ) refutacje sprawiają wrażenie, jakby pisali na komendę, w życie wcieliwszy znane hasło: "wszystkie ręce na pokład". Teksty ich wyglądają jakby wyszły spod jednej sztampy, tylko klocki w nich nieco inaczej są poukładane. Widać od "Gazety Polskiej", poprzez "Wprost" aż do "Rzepy" kursują identyczne loci communes - trochę na podobieństwo sławetnych wzorców odpowiedzi, jakie posłowie PiS otrzymują od władz partii, jako wskazówki, jak w mediach mają się wypowiadać. Pewną oryginalnością, jak przystało na filozofującego redaktora filozofującego ( za pieniądze  z niezbyt czystego przejęcia warszawskich nieruchomości przez PC ) kwartalnika "Nowe Państwo", przeto pisma odbiegającego tematyką i stylistyką od medialnej bieżączki, wykazał się red. Szułdrzyński. Napomknął on, że "na naszych oczach toczy się walka o prawdę o roku 1989", by nie powtórzyło się "zakłamanie prawdy o 1968 roku"; na marginesie - szkoda, że brak wyjaśnienia, na czym owo zakłamanie polegać by miało, ale red. Szułdrzyński dobrze wie, że czytelnicy odczytają między wierszami to, co odczytać powinni, a on sam nie narazi się na zarzuty odbierania zasług ludziom męczonym w więzieniach, pałowanym i wyrzucanym ze studiów. Sugeruje zatem, że książka słynnego już tandemu służyć będzie "odkłamaniu" historii upadku komunizmu w Polsce. Pytanie - skąd red. Szułdrzyński wie, że książka, której głównym przedmiotem podobno są kontakty Lecha Wałęsy z SB w latach 70-tych, zajmuje się historią przełomu między PRL-em a III RP?  I skąd wie, że służy odkłamaniu historii tego czasu? Nie śmiałbym przypuszczać, że tak poważny publicysta, powszechnie znany z intelektualnej uczciwości oraz słownej elegancji, demonstrowanej względem swoich ideowych przeciwników, dopuszcza się tego samego ciężkiego grzechu, który jest wypominany "autorytetom" oraz innym krytykującym dzieło Gontarczyka i Cenckiewicza - że oceniają je, nie przeczytawszy. Zatem trzeba by chyba przyjąć założenie, że red. Szułdrzyński już zna owo dzieło. Znajomość taką posiadło też wcale liczne grono blogerów salonu24, którzy również nie mają wątpliwości, że książka odkłamywuje historię ostatnich kilku dziesięcioleci; nie mają też wątpliwości, że zdemaskuje ostatecznie przeszłość Lecha Wałęsy, i pokaże ją jako haniebną. Nie dopuszczam nawet do siebie myśli, że ci sami komentatorzy, którzy nie posiadają się z oburzenia z racji potępiania wiekopomnego dzieła przed jego przeczytaniem, mogą je sławić z uwielbieniem - również przed przeczytaniem. Może - o zgrozo! - Gontarczyk i Cenckiewicz kolportują potajemnie maszynopis ( lub "komputeropis" ), bo naprawdę boją się, że Wałęsa do spółki z autorytetami zamknie im usta?

Pozostaje czekać na ukazanie się książki - i na werdykt historyków. A jakich historyków? Na pewno nie antypolskich, nie nierzetelnych - czyli wszystkich tych, którzy niezbyt pochwalają metody pracy i ideologię dominującą w środowisku IPN-u. Wszak prof. Krasnodębski orzekł - na wydanie książki nie czekając, więc chyba też został przez autorów dopuszczony do konfidencji, a może i konspiracji - że pozytywny stosunek do niej to probierz rzetelności i uczciwości. Red. Paliwoda dorzucił, że również probierz polskości. Jeśli np. Paweł Machcewicz lub Andrzej Friszke napiszą krytyczne recenzje - może usłyszmy, że pseudo-intelektualiści dalej chcą "ograniczać wolność badań naukowych", dalej chcą, by historia najnowsza pozostała "zakłamana". A bloger Rybitzky znów przypomni Niemcy z pamiętnego 1933 roku.

Chevalier
O mnie Chevalier

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka