Red. Terlikowski proponuje wprowadzenie dla przyszłych imamów (szczególnie tych z zagranicy, choć nie jest to proste) konieczności zdawania egzaminów z kultury polskich Tatarów (za "Wprost" z 26.10).
Czasem to mi red. Terlikowskiego żal. Umysł skrajnego doktrynera, poglądy swe wypowiada niemal na modłę dogmatów ogłaszanych ex cathedra, bez cienia dystansu, bez niuansowania myśli. Niezachwianie pewny swych racji, aż do przekonania, że zna zamiary Najwyższego odnośnie dziejowej roli, jaką poruczył Polakom. Zupełnie obca mu jest, tak istotna dla publicystów, umiejętność interioryzowania opinii czytelników, zwłaszcza oponentów. Nie potrafi - i chyba nawet nie zadaje sobie trudu, by spóbować - wczuć się w ich tok myślenia, i przewidzieć możliwe reakcje. Poczucia humoru i zdolności do autoironii nie ma za grosz. I co rusz popełnia faux pas, czasem na granicy bycia poważnym. Nawet mu chyba do głowy nie przyszło, jakie to skojarzenia może wywołać ów proponowany - całkiem serio, jak się zdaje - "egzamin z kultury" dla imamów w Polsce.
Jakże to Polak i katolik może pisać o konieczności zdawania "egzaminów z kultury" przez kandydatów na duchownych? Przecież powinnno mu zapalić się w głowie czerwone światło ostrzegające, że nawiąże w ten sposób do "Kulturkampfu" Bismarcka! Żelazny Kanclerz przeprowadził przez parlament Prus ustawę zobowiązującą duchownych katolickich do zdawania "egzaminów z kutury niemieckiej". Była to część szeroko zakrojonej polityki zmierzającej do niemal pełnego podporządkowania Kościoła Katolickiego państwu pruskiemu ( dotyczyła bardziej Prus, niż całej Rzeszy ), która przez jej zwolenników została nazwana "walką o kulturę". Dodajmy, że w Polsce skojarzenia z posunięciami Bismarcka budził dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych z 1953 roku - sprzeciw wobec niego był przyczyną uwięzienia prymasa Wyszyńskiego.
Patrząc, jak red. Terlikowski poucza i napomina - w sprawach wiary, liturgii i moralności - niektórych biskupów (choćby Gocłowskiego, Gądeckiego, Martyniaka), a nawet Episkopat in corpore, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że podobnie, albo jeszcze bardziej z wysoka, pouczałby i napominałby on - pewnie również i w sprawach wiary, liturgii i moralności - islamskich imamów...Może nawet widziałby siebie w roli eksperta komisji egzaminacyjnej dla rzeczonego "egzaminu z kultury" dla nich? I dlaczegóż to troskę o prawidłową patriotyczną postawę duchownych ogranicza do imamów? Przecież do zdawania państwowych "egzaminów z kultury" można, a nawet należy zobowiązać duchownych wszystkich tzw. wyznań mniejszościowych.
Inne tematy w dziale Polityka