Redaktor Igor Janke bardzo się dziwuje. Jest zniesmaczony i rozżalony, ma poczucie, że robi się z niego idiotę - aż mu wyć się chce. I swą opinię sumuje biblijnie, krótko a dobitnie - wszystko marność. Red. Janke dziwuje się temu, że szef opozycji widzi obecny rząd w skrajnie czarnych barwach, oraz temu, że szef rządu mówi głównie o tego rządu dokonaniach, przy czym dokonania te w większości pozostają w sferze życzeń. I dziwuje się, że prezenterzy ( jak pisze - z premedytacją nie używa słowa "dziennikarze") TVP przedstawili ugrzecznioną i beznadziejną merytorycznie pogawędkę z premierem Tuskiem, z pytaniami zadawanymi na kolanach (a nie na czworakach?), jako wywiad podsumowujący rok działania rządu.
Czas jest, jak wiadomo, najlepszym lekarzem. I dlatego można dziś liczyć na to, że czytelnicy nie pamiętają. Nie pamiętają namiętnej prorządowej propagandy, za czasów poprzedniego rządu uprawianej na łamach "Rzeczpospolitej". Oraz równie namiętnego zohydzania i obrzucania błotem ludzi, środowisk czy gazet tamtemu rządowi niechętnych. Niekoniecznie chodzi tu o PO - przecież środowiska opozycyjne wobec rządu Jarosława Kaczyńskiego obejmowały spektrum znacznie szersze niż PO. I dziennikarze "Rzeczpospolitej", pisząc np. o oponentach ustawy lustracyjnej, nie żałowali najciemniejszych barw. Nie wahali się nawet bezkrytycznie reprodukować rządowo-partyjnej wersji sporu z Trybunałem Konstytucyjnym - łącznie z chwaleniem nocnej akcji szukania kwitów przez posła Mularczyka. Wspomnijmy jeszcze gorące poparcie udzielone przez "Rzeczpospolitą" PiS-owskiej wersji "sprawy lekarzy kremlowskich", i przedstawianie krytycznych wobec hasła "ten pan już nikogo nie zabije" gazet (jak "Wyborcza") w roli obrońców zbrodniarzy. I kiedy Jarosław Kaczyński, u progu IV RP i w dobie jej krótkiego tryumfu, malował III RP, jej rządy i jej prominentów w sposób tak skrajnie negatywny, że aż karykaturalny, gdy przedstawiał lata 1989-2005 jako jedno wielkie nieszczęście dla Polski, gdy podsuwał sugestie, że przed rządem PiS-u krajem trząsł sterowany z Moskwy układ - na Igorze Janke nie sprawiało to wrażenia robienia z nas idiotów. I chyba nie sprawia takiego wrażenia do dzisiaj.
Czas jest najlepszym lekarzem. Można też liczyć, że mało kto pamięta, w jakiej stylistyce prezenterzy ( bo nie "dziennikarze" - by trzymać się nomenklatury red. Janke) "Rzeczpospolitej" przeprowadzali wywiady z premierem Kaczyńskim. Że to jak najbardziej były ugrzecznione i merytorycznie beznadziejne pogawędki, z pytaniami zadawanymi na kolanach. Dodajmy, że standardy wczorajszego wywiadu z premierem Tuskiem są typowe dla odzyskanej TVP. Tak już bywało, taki wzorzec obowiązywał jeszcze pod prezesem Wildsteinem. Szef rządu się zmienił, ale sposób rozmawiania z nim powiela normy z czasów pełnej jedności moralno-politycznej rządu i TVP.
A jednak red. Janke dziwuje się, że jedna strona sporu mówi to, a druga całkiem co innego, a wzajem o sobie myślą i mówią bardzo niepochlebnie. I dziwuje się, że urządzona niedawno według reguł dyspozycyjności wobec władzy TVP kłania się premierowi w pas, od czasu do czasu na kolana przed nim padając. Jakby red. Janke sam nie współtworzył aż dwóch rewolucji - rewolucji moralnej i rewolucji semantycznej. O tej drugiej ostatnio pisałem - negując, że taka rewolucja istotnie miała miejsce. Po refleksji przyznam, że był to osąd zbyt pochopny. Wszak zrobienie z grafomańskiego gniota, napisanego w stylistyce brukowego paszkwilu, powieści dwudziestolecia, wybitnego dzieła na miarę "Wesela", dzieła podejmującego kwestie stawiane przez Mickiewicza - z pewnością na miano "rewolucji semantycznej" zasługuje.
Inne tematy w dziale Polityka