Jeśli przyjąć za dobrą monetę dewizę medialnego mainstreamu, że obowiązkiem dziennikarzy jest patrzeć na ręce rządu, to widać jasno, że Jarosław Kaczyński nadal krzepko dzierży stery władzy, a nawet sprawuje rząd dusz. Pomimo że PiS popełnił samobójstwo, strzelił sobie w stopę oraz został unicestwiony przez własnego prezesa, to nadal rządzi w Polsce. A przecież wymieniłem tylko niektóre przyczyny zgonu największej partii opozycyjnej – wiemy także, i to z ust największych autorytetów medialnych, że zmarnował poparcie, oszukał wyborców, zmarginalizował się na własne życzenie i nigdy już nie stanie na nogi.
Nic to wszystko jednak nie znaczy, bowiem niczym mityczny Feniks powstający z popiołów znowu przyprawia o ból głowy Jana Lityńskiego. Tym razem z powodu, że Kaczyński uczynił z tragedii smoleńskiej główny temat oraz że stracił zdolność koalicyjną, a także jest niesprawiedliwy wobec umiarkowanych działaczy swojej partii, a przy okazji jeszcze nabrał Lityńskiego. To jest ciekawostka politologiczna oraz psychologiczna, bo niby dlaczego dyskursu publicznego nie zdominowała partia dzierżąca absolutną władzę w Polsce i mająca ku temu wszelkie narzędzia i przychylność mediów?
Dlaczego polityk Partii Demokratycznej, mieniącej się być merytoryczną aż do bólu, nie czuje się nabrany przez premiera Tuska, który od trzech lat bez mała zapowiada modernizację państwa, a nie zrobił dosłownie nic w tym kierunku? Według Lityńskiego, który jest znany z państwowotwórczej troski, partia ta wystawiając na widok publiczny Antoniego Macierewicza, przyjęła strategię samobójczą oraz paranoidalną. W dalszej części wywodu Lityński wyraża obawę, że PiS-owi uda się obudzić wszystkie lęki i nienawiści Polaków, po czym już za chwilę deklaruje, że nie wierzy, aby ludzie dali się nabrać Kaczyńskiemu.
Zostawiam jednak już Lityńskiego, bo co można poradzić człowiekowi znajdującemu się w tak rozpaczliwym rozkroku psychicznym: pomiędzy wiarą we własne obawy, a niewiarą w ich spełnienie? To już nie jest temat dla laika w dziedzinie psychologii. Mogę tylko powiedzieć, że mnie pomagał zawsze kubeł zimnej wody na łeb, ale ja jestem przypadkiem łatwiejszym, bo nigdy nie miałem skłonności do wiary w społeczne utopie ani we własne życzenia. No i ja nie mam na głowie partii ludzi z biografiami z jednoprocentowym poparciem.
Jednak najbardziej przekonującym dowodem, że PiS żyje i dzierży rząd dusz w Polsce, jest powszechne wśród mediów i polityków przekonanie, że Platforma nie podejmie żadnych reform do wyborów parlamentarnych w 2011 roku. Wszyscy jak jeden mąż, od Gazety Wyborczej aż po media zagraniczne wyrażają głęboki sceptycyzm wobec kolejnych zapowiedzi reform partii rządzącej.
Oczywiście, jako motywację kolejnego zaniechania podaje się obawy przed partią, która ponoć została unicestwiona przez własnego prezesa, co powinno rozwiać lęki wszystkich Lityńskich. Dziwny paradoks powoduje, że jest odwrotnie – im bardziej PiS pogrzebany, tym więcej się o nim mówi i pisze.
Naprawdę kręte są ścieżki rozumowania wszystkich Lityńskich. Skoro bowiem PiS jest pogrzebany, a Kaczyński jeszcze dodatkowo własnoręcznie wbił sobie osinowy kołek w postaci Macierewicza, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby światli ludzie i postępowe media zajęli się reformą finansów publicznych albo służby zdrowia. Z tekstów i wypowiedzi wybornych publicystów i polityków wynika przecież jasno, że Platforma już nie musi się obawiać opozycji. Nie ma żadnych przeszkód, żeby Tusk i jego medialni sprzymierzeńcy, mając obecnie takie niebywałe możliwości, nie zdusili pisku dogorywającego PiS-u i nie podjęli prac nad modernizacją państwa.
Niby dlaczego zatem cały rok do wyborów parlamentarnych ma być znowu stracony dla reform? Kto tu kłamie i wymawia się upiorami?
http://www.rp.pl/artykul/514149_Litynski__Paranoidalna__polityka_PiS.html
Inne tematy w dziale Polityka