seaman seaman
230
BLOG

ZaPiSałem się

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 145

Właśnie teraz się zaPiSałem, bo my ciemnogrodzianie tym się różnimy, że idziemy zawsze po linii największego oporu. W odróżnieniu od jasnogrodzian. Taka natura. Nie imponują nam spoceni faceci w pogoni za sondażami ani zestawy gładkomówiące z rządowymi gwarancjami, ani krótkoterminowy mąż stanu dobry na „tu i teraz”. Nie bawi nas obsceniczny kuglarz i nie przestrasza wysoki dygnitarz z zapiekłą pianą w ustach.

Nie żywimy się komentarzem dziennikarza roku, a nawet generalnie jesteśmy sceptyczni wobec wszelkich komentarzy. Czy to nie paradoksalne, że my w naszym zaścianku nie obawiamy się konfrontacji ze światem, a ludzie światli oraz liberalni, którzy mają do dyspozycji całą resztę świata, zajmują się prawie wyłącznie naszym zaściankiem?

W odróżnieniu od modnych obecnie krótkoterminowych mężów stanu, Jarosław Kaczyński nigdy się nie pisał na splendor władzy, a jej samej nie uważa za cel sam w sobie. Nawet jego zakamieniali wrogowie to potwierdzają. Jeszcze niedawno zresztą postępowe media z lubością powtarzały, że tym się różni mąż stanu od politykiera, że ten drugi wygląda jedynie najbliższych wyborów. Ale to widocznie była tylko przelotna moda. Następny paradoks: właśnie przeciwko Kaczyńskiemu popiera się w mediach gościa, który z próżnego trwania na stołku zrobił sztukę dla sztuki.

Ja uznałem JK za swojego przywódcę od momentu, gdy powiedział mi coś, co dawno przeczuwałem, a czego nie odważył się powiedzieć nikt przed nim. W tym sensie jest dla mnie kimś więcej niż zwyczajny polityk, który dobrze mówi, ma znajomych występujących w telewizji i można go polubić od pierwszego wejrzenia. Przede wszystkim on pierwszy odważył się przekroczyć swoje naturalne inteligenckie ograniczenia i wyjść poza granice tych wszystkich warszawek, salonów, kącików wzajemnej adoracji elit. Nie znam żadnego innego polityka w naszym kraju, który by tak konsekwentnie wypełnił przesłanie Jana Pawła II: - Nie lękajcie się.

Dzięki Kaczyńskiemu wiem na pewno, że złodziej jest złodziejem i nie ma różnicy czy ukradł tylko pierwszy milion, czy również wszystkie pozostałe miliony. Dzięki niemu mam pewność, że autorytet nigdy nie jest dożywotni, ale wręcz przeciwnie, powinien być wręcz codziennie weryfikowany. Dzisiaj, gdy przeżywamy żałobę po śp. prezydencie Lechu Kaczyńskim ta prawda sprawdziła się aż do bólu. Przede wszystkim zaś Kaczyński uświadomił wielu z nas, że państwo to my, że jesteśmy większością w tym kraju i mamy prawo mieć wpływ. Stosowny i proporcjonalny, adekwatny i umiarkowany, taktowny i stanowczy. Uświadomił nam, że na tym polega demokracja, żeby większość się nie wywyższała, a mniejszość się miarkowała. A nie na odwrót, jak nam usiłują wciskać luminarze postępu, bo na odwrót już było i źle się skończyło. Cmentarze są pełne ofiar naprawiaczy świata w imię postępu dla postępu. Całkiem świeżych ofiar, jeśli się mierzy czas w proporcji do historii ludzkości.

Krzyż od zawsze wywoływał furię ludzi żądnych władzy absolutnej, bo osobnicy, którzy cenią swoją wiarę i zasady bardziej niż doraźne korzyści są kiepsko sterowalni. Żadna władza totalna nie może nad tym przejść obojętnie, że nas nie da się urobić na żadną polityczną modłę, gdy w grę wchodzi krzyż. W tej wściekłej nagonce na Jarosława Kaczyńskiego nie chodzi zatem o niego samego, chodzi o nas. Nie łudźmy się, gdyby przeszkodę stanowiła jedynie jego osoba, znaleźliby dawno sposób, żeby go zmarginalizować doszczętnie. Przy czym słowo doszczętnie należy traktować z całą dosłownością. On uosabia nas, stąd ich furia wobec niego.

Dzisiaj tak się składa, że przy krzyżu stoi Kaczyński, a obecna władza obiecuje go siłą usuwać. Deklarują, że szkoda krzyża, ale usunąć go im nie szkoda. Dla mnie wybór jest oczywisty, staję przy Kaczyńskim. I postaram się być w Warszawie, gdy władza zechce swoją obietnicę realizować.

Okazuje się, że krzyż w kraju z olbrzymią katolicką większością jest nie miejscu, gdyż razi mniejszość. Katolicka większość natomiast nie powinna czuć się urażona, gdy krzyż się usuwa. Ja się na taka krętacką demokrację nie zgadzam. Dość już ustąpiłem w imię prawdziwej demokracji: ścierpiałem parady obscenicznych dewiantów, zmuszony jestem tolerować zabijanie poczętych istnień ludzkich, musiałem się pogodzić z promowaniem sowieckich pachołków jako patriotów i ludzi honoru. Nie wpycham nikogo na siłę do dark room`u, ale też sam nie dam się zepchnąć do kruchty.

Demokracji nie można nadymać bez końca, w kraju takim jak nasz granicę demokracji wyznacza krzyż. Krzyż jest ważniejszy od przyszłych wyborów, od procentów sondażowych, a już na pewno od tego, co pomyśli o nas jakiś hiszpański lewak czy nasz rodzimy totalniak. Jest na tyle ważny, żeby stanąć w jego obronie bez oglądania się na doraźne skutki. Krzyż nie tylko symbolizuje naszą wiarę, on do czegoś zobowiązuje. W odróżnieniu od ludzi pogrążonych całkowicie w doczesności i pozbawionych z definicji nadziei, my nigdy nie powinniśmy jej tracić, bo nas to upokarza i wręcz dyskwalifikuje.

Nie martwmy się zatem o dzień jutrzejszy, niech on sam się o siebie troszczy. Akurat nas stać na to.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (145)

Inne tematy w dziale Polityka