Zaczyna mnie już prześladować ta fraza o grupce fanatycznych obrońców krzyża, przed którą ugiął się rząd. Niektórzy nawet idą dalej w trwożnych konstatacjach i mówią o grupce terroryzującej całe państwo. Ta opinia jest powszechna i artykułowana przez poważne osoby z różnych opcji politycznych i światopoglądowych. Na tyle powszechna, że można mówić o stuprocentowej zgodności.
Tymczasem wszyscy dobrze wiemy, że chodzi o to samo państwo, które według niedawnych słów premiera Tuska dobrze zdało egzamin. To samo twierdził nowo wybrany prezydent Komorowski i nowo wybrany marszałek Sejmu Schetyna. To było po tragedii smoleńskiej i po katastrofalnej powodzi. A zaraz po tym celująco zaliczonym egzaminie zostało sparaliżowane przez grupkę fanatyków. I to bezbronnych fanatyków – dokładnie tak: zdaniem miażdżącej większości opiniotwórczych środowisk, grupka bezbronnych osób wygrała z państwem liczącym trzydzieści osiem milionów ludzi. Bez jednego strzału, bez kropli rozlanej krwi.
Narzuca się od razu pytanie, co by się stało z naszym państwem, gdybyśmy nadziali się na grupkę bezwzględnych, uzbrojonych po zęby bandytów? Zapewne cały naród jęczałby już pod okupacją, jeżeli oceniać według proporcji sił i środków obu rozważanych grupek. Drugie pytanie, które nachalnie przychodzi do głowy: kto był w komisji egzaminacyjnej, gdy nasze państwo zdawało tak chlubnie niedawny egzamin? Zdaje się, że Tusk, Schetyna i Komorowski.
Trzeba sobie stawiać takie pytania, żeby nie zwariować, bo to nie jest pierwszy taki numer naszego państwa. Przecież jeszcze dwa tygodnie temu ta sama komisja egzaminacyjna zapewniała nas o wzorowym śledztwie rosyjskim w sprawie Smoleńska. Po czym nagle wszystkie media podniosły larum, że śledztwo od dawna nie robi postępów i jest blokowane przez tych samych Rosjan, co niedawno medale podostawali od naszych władz. Ten sam rząd i ten sam premier, który nie mógł się ich nachwalić, wysyła do nich swojego ministra, żeby dowiedział się, co jest w ogóle grane.
Przez ostatni rok byliśmy zieloną wyspą na gospodarczej mapie naszego kontynentu. Tusk, Komorowski i Schetyna co tydzień na zmianę o tym sukcesie w telewizorze nam przypominali. Ludziom rzygać się chciało na widok zielonego. Ja już tylko czekałem, kiedy premier ogłosi termin doścignięcia Stanów Zjednoczonych. A on ogłosił podwyżkę podatków. Ludzie sobie tłumaczą to nieporozumienie, że miał na myśli Kubę, a nie Irlandię.
Być może tak było, ale równie prawdopodobna może być inna przyczyna tych notorycznych klopsów, jakie serwuje nam raz po raz obecna władza. Mianowicie taka, że komisja egzaminacyjna, przed którą nasze państwo rzekomo dobrze zdaje egzaminy, to jest po prostu tak zwane qui pro quo. Wedle Wikipedii, czyli krynicy wiedzy, z której czerpie również prezydent, jest to zabawne nieporozumienie co do osoby lub błędnego zrozumienia czyichś słów. I powiem wam, że w odniesieniu do rządzących obecnie naszym państwem Komorowskiego, Tuska, Schetyny chyba wszystko w tej definicji pasuje, jak ulał. Z jednym wyjątkiem: nie jest to wcale takie zabawne, jak przedstawia nam Wikipedia.
Jednak okazuje się, że co się sprawdza w kabarecie, to niekoniecznie w życiu. Bo cała ta historia z krzyżem, to autorski pomysł nowo wybranego prezydenta. Prezydent Komorowski zapowiedział przeniesienie krzyża, a potem odstępując od tego, ośmieszył siebie, czyli również państwo. Bo on teraz już nie wygłupia się wyłącznie na swój rachunek, jak było w kampanii wyborczej. On się teraz ośmiesza na nasz rachunek, bo państwo to także my. A to dopiero początek kadencji. Przed nami długie pięć lat.
Premier Tusk w trakcie kampanii wyborczej 2007 roku przedstawiał nam dziesięć obietnic swojej partii i robił to wówczas wyłącznie na swoje ryzyko. I wystawiał na szwank jedynie swoją wiarygodność. Ale dzisiaj, gdy ogłasza już chyba trzeci plan naprawy finansów państwa (a może i czwarty? - już się gubię), to my ryzykujemy najwięcej. On ryzykuje teraz nawet mniej niż my, bo wiemy przecież dobrze, że rząd się zawsze wyżywi. My niekoniecznie.
Dlatego ja zadaję sobie pytanie, czy my nie przeżywamy z tą władzą takiego wzajemnego qui pro quo? Nam się wydaje, że oni nami rządzą, a im się wydaje, że cały czas trwa kampania wyborcza.
Inne tematy w dziale Polityka