seaman seaman
2021
BLOG

Afryka dzika welcome tu

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 52

"To największa tragedia w historii Polski, która ma wymiar nie tylko ludzki, ale również ustrojowy i konstytucyjny"  –  w ten sposób tragedię smoleńską określił premier Donald Tusk w czasie nadzwyczajnego posiedzenia rządu 10 kwietnia 2010 roku, kilka godzin po zdarzeniu. Piętnaście miesięcy później dowiadujemy się, że za największą tragedię w historii kraju winien jest w zasadzie jeden nieznany urzędnik, który obciął fundusze przeznaczone do szkolenia pilotów na symulatorach.

Ten koszmarny dysonans pomiędzy wagą określeń o wymiarze ustrojowym i konstytucyjnym katastrofy a faktem, że nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności politycznej, jest podstawowym wrażeniem z konferencji prasowej premiera po prezentacji raportu. Bo przecież nic nie wiadomo, że premier zmienił zdanie w kwestii doniosłości tego zdarzenia, a skoro tak, to jego zaniechanie wręcz bije po oczach.

Zrozumiała to chyba Katarzyna Kolenda-Zaleska, która z jakąś rozpaczliwą nadzieją dopytywała premiera o odpowiedzialnych za tragedię smoleńską. Ona bowiem tuż po zakończeniu wystąpienia szefa rządu uświadomiła sobie zapewne, że w ten sposób Donald Tusk i Platforma Obywatelska zredukowali nasze państwo do wymiaru afrykańskiej republiki bananowej. A w tym kontekście szef rządu ma przecież kaliber afrykańskiego kacyka. Kolenda- Zaleska jest tu oczywiście symbolem pewnego środowiska - nazwijmy je okołogazetowowyborczym - które premiera Tuska popiera i lansuje.

I ci ludzie właśnie zobaczyli z przeraźliwa jasnością, że faworyt postawił im poprzeczkę o wiele za wysoko. Bo oni mogą popierać w imię swojego środowiskowego interesu wiarołomnego liberała, gnuśnego próżniaka, a nawet politycznego krętacza. Jednak nie mogą popierać afrykańskiego kacyka – dla nich to jest po prostu o jeden medialny przekręt za daleko. Tracą resztki wiarygodności, której i tak nie mieli za wiele.

Minister obrony, który dwa lata po tragicznej katastrofie wojskowego samolotu transportowego nie potrafił wyegzekwować własnych zarządzeń, został oceniony przez szefa rządu bardzo wysoko. Mało tego, premier z wyraźnym naciskiem uwolnił go od wszelkiej odpowiedzialności, pomimo że w jego kadencji wyginęło więcej polskich generałów niż w czasie wojny światowej. Porażająca nieudolność ministra, która w efekcie przyczyniła się do smoleńskiej hekatomby, została wyniesiona przez premiera do rangi honorowej postawy. To już drugi w historii III RP człowiek, który za śmiertelne skutki swojej działalności został mianowany człowiekiem honoru. Tylko czekać aż ktoś napisze rozprawę „Z dziejów honoru w III RP”. Materiału faktograficznego jest już chyba wystarczająca ilość.

Donald Tusk w trakcie tej konferencji już po raz kolejny zadeklarował, że bierze na siebie odpowiedzialność polityczną za sposób badania tragedii smoleńskiej. Za to że oddał śledztwo Rosji, nawet nie próbując wynegocjować lepszych warunków. Jakiś Morozow z Rosji zadzwonił z sugestią do jakiegoś Klicha w Polsce, Klich to przekazał Tuskowi, a Tusk łyknął jak tuczna gęś. Nic tak nie pokazuje nieskomplikowanej procedury rozstrzygania skomplikowanych zagadnień w państwie Tuska, jak ten przykład.

Premier już wielokrotnie brał na siebie odpowiedzialność polityczną – za hochsztaplerskie afery swego rządu, za wałbrzyskie fałszerstwo wyborcze i za wiele innych przekrętów. Zawsze bez konsekwencji – ot, bierze tę odpowiedzialność i bierze, niesie ją i niesie, potem gdzież zostawia i tyle ją widziano. Przychodzi następna konferencja prasowa i ponownie słyszymy od premiera, że Klich; że Putin; ...że dom...że Stasiek...że koń...że drzewo. I wylewa się z premiera gazetowa pulpa, a na koniec znowu – a jakże! - zarzuca sobie na plecy brzemię odpowiedzialności. Potem idzie z nim do swojego gabinetu, rzuca gdzieś w kąt i ogląda Eurosport, racząc się czerwonym winem i pykając cygaro.

Byłem wczoraj w Sali BHP Stoczni Gdańskiej na spotkaniu z Antonim Macierewiczem. Krótkie, acz gwałtowne wystąpienie miał tam również Karol Guzikiewicz(Och, Karol!), wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność ze stoczni. Żałował, że nie zdołaliśmy postawić przed sądem Jaruzelskiego i Kiszczaka, ale jednocześnie wyraził pewność, że nie omieszkamy tego zrobić z Tuskiem, że jego na pewno dorwiemy. Guzikiewicz wyartykułował chyba w ten sposób obawy Kolendy-Zaleskiej i jej podobnych.

Nikt nie poniósł politycznej odpowiedzialności za największą w historii Polski tragedię o wymiarze ustrojowym i konstytucyjnym. Tusk przebrał miarkę bardzo wyraźnie i znacznie przekroczył granicę. To jest właśnie standard kacyka z republiki bananowej.

Jako społeczeństwo spapraliśmy rozliczenie z komuną, pozwoliliśmy sobie wejść na głowy różnego autoramentu krętaczom, oszustom i politycznym hochsztaplerom, szemranym autorytetom i zwyczajnym złodziejom. Być może to już jest nie do odrobienia. Ale na pewno dorwiemy afrykańskiego kacyka i postawimy przed polskim trybunałem.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka