seaman seaman
2616
BLOG

Debata dla wyborców czy show dla lemingów

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 116

W całym tym zgiełku wokół debat przedwyborczych zabrakło mi jednego aspektu i to dość oczywistego, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Ponieważ mam słabość do literackich analogii, to przedstawię tę kwestię w formie parafrazy znanego powiedzenia Tadeusza Boya-Żeleńskiego: bo największy w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz i na dodatek tego samego. W tej chwili, jeśli przeanalizować wzajemne podchody obu partii, to widać wyraźnie, że PiS chce debaty merytorycznej, natomiast Platforma pragnie przedstawienia. Udowodnił to między innymi premier Tusk, wyskakując niczym przysłowiowy filip z konopi z zaproszeniem Jarosława Kaczyńskiego na debatę w dniu jej odbycia.

Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do intencji Platformy Obywatelskiej, to ostatnia propozycja Jacka Protasiewicza zapraszającego do debaty w programie Tomasza Lisa powinna je rozwiać całkowicie. Stopień zaangażowania naczelnego redaktora „Wprost” po stronie partii Donalda Tuska od lat jest tak ewidentny, że nie można liczyć nawet na szczątkowy obiektywizm z jego strony. Reputację zajadłego antypisowca Lis co tydzień potwierdza w towarzystwie wzajemnej adoracji w TOK FM, gdzie tokuje za Platformą jak najęty, nomen omen. Stronniczość Lisa jest na tyle rażąca, że nie podlega w ogóle dyskusji.

Identycznie było w przypadku propozycji debaty w TVN pod kierunkiem Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, której reputacja podupadła z kolei po manipulacji wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Sama zaś stacja regularnie manifestuje swoją antypatię do PiS i Kaczyńskiego, nikt o zdrowych zmysłach temu nie zaprzeczy. A potwierdził ten fakt dobitnie antypisowski autorytet moralny Andrzej Wajda w słynnym wystąpieniu podczas wyborów prezydenckich.

W ogóle mówienie o neutralności stacji, która na debatę ściąga gromadę klakierów wyjących w celu zdeprymowania jednego z uczestników zakrawa na hucpę. Zatem szef sztabu wyborczego Platformy Jacek Protasiewicz rekomendując redaktora Lisa jako „kompetentnego i wiarygodnego”, dał jedynie świadectwo, że elektorat swojej partii traktuje jak bezwolne stado, które uwierzy we wszystko. Zapewne ma jakieś podstawy, żeby tak uważać. Podejrzenie, że Platforma pragnie jedynie przedstawienia, a nie merytorycznej debaty potwierdza fakt, że chce rozmawiać, mimo że do tej pory nie przedstawiła programu. O czym zatem chce debatować Protasiewicz?

Dzisiaj wśród elektoratu Platformy panuje pewność, że Tusk wygra w cuglach, a opiera się to przekonanie o tę jedną jedyną debatę wygraną w 2007 roku. Prawda, że byłby to jakiś w miarę racjonalny przyczynek do wiary w ponowne zwycięstwo, gdyby nie fakt, że warunki są całkowicie różne od tych przed czterema laty – Platforma jest po kadencji sprawowania władzy.

To zmienia całkowicie postać rzeczy i pole gry. Dzisiaj już każdy pomysł lub obietnica Tuska mają precedens w bliskiej przeszłości czterech lat rządów. Dzisiaj, gdyby Tusk obiecał wprowadzenie podatku liniowego lub obniżenie podatku, w studio gruchnąłby homeryczny śmiech. Podobnie jest choćby ze sławetnym pakietem klimatycznym, który w 2008 roku został ogłoszony przez ekipę Tuska za jego ogromny, osobisty tryumf, a w tym roku premier zawetował ten własny sukces, czyniąc z siebie pośmiewisko.

A przecież jesteśmy także po licznych aferach i fałszerstwach rządu i partii Tuska, po tragedii smoleńskiej, po raporcie rządowej komisji Millera, któremu wierzy zaledwie jedna trzecia Polaków.

Za chwilę Polacy zaczną odczuwać konsekwencje katastrofalnej umowy gazowej z Rosją, którą Tusk określił jako „perfekcyjnie wynegocjowaną”. Przecież to śmiech na sali.

I to daleko nie wszystko – naprawdę jest w czym przebierać, jeśli chodzi o wytykanie piarowskich przekrętów rządu Tuska, o czym niedawno pisałem : jesienna ofensywa legislacyjna, polityka miłości, trzecia fala nowoczesności, zielona wyspa na mapie, sucha noga w kryzysie, jedno okienko w urzędzie. Tymczasem dzisiaj benzyna po 5,30 złotego, rezerwa demograficzna idzie na bieżące emerytury, a gdzie idą fundusze emerytalne, tylko Bóg jeden wie. To są niepodważalne fakty, które nie tylko zweryfikowały negatywnie wiarygodność Donalda Tuska, ale stanowią oczywistą przesłankę, czego możemy spodziewać się, jeśli jego ekipa ponownie dojdzie do władzy.

Z tych wszystkich wyżej wymienionych powodów jestem gorącym zwolennikiem debaty Kaczyński-Tusk. Pod jednym warunkiem, że to będzie debata o konkretnych sprawach, a nie przedstawienie. I pod drugim warunkiem, że moderator nie pozwoli Tuskowi wygłaszać przemówień w odpowiedzi na proste pytania. Dzisiaj trzeba go pytać choćby o konkretne wyliczenie, punkt po punkcie, czyim kosztem zamierza oszczędzić 80 mld złotych, komu ile i kiedy zabierze. Musi na to odpowiedzieć przed wyborami, patrząc ludziom w oczy.

W prawdziwej debacie konkret musi być podstawą. Bo polityka dla tak zwanych biznesmediów także stała się czymś w rodzaju sensacyjnego widowiska, a nawet zgoła meczu lub walki bokserskiej. Nie tylko w sensie podobnego poziomu oglądalności, ale przejęcia w ten sposób publiczności, której meritum polityki jest całkowicie obojętne. Również z politycznej debaty zrobiono coś w rodzaju zapasów w kisielu. W ten sposób biznesmedia wciągnęły do polityki olbrzymie masy konsumentów najprymitywniejszej papki telewizyjnej, którzy uczestniczą w tym wszystkim analogicznie jak motłoch rzymski w specjalnie urządzanych  igrzyskach , żeby skierować  emocje w pożądanym kierunku.

Oczywiście, można by rzec, że każdy może to stado wykorzystać, jak potrafi najlepiej, szanse są równe. Otóż nie są równe, gdy ktoś chce w polityce zrobić coś więcej, niż tylko zdobyć władzę i trwać na stołku; gdy ktoś na poważnie traktuje wyborców i władzę, jako niezbędny instrument do przeprowadzenia swoich celów i programu politycznego.

Jarosław Kaczyński udowodnił, iż właśnie tak traktuje władzę w 2007 roku, godząc się na rozpisanie wyborów, gdy stracił w parlamencie możliwość realizacji swoich zamierzeń. Donald Tusk natomiast osiągnął wielką sprawność w mamieniu stada igrzyskami i wie doskonale, że debata merytoryczna może mu tylko zaszkodzić. Dlatego za wszelką cenę pragnie dać kolejny show w zblatowanych biznesmediach. PiS nie powinien na to pozwolić, jeśli polityka ma być polityką, a nie przedstawieniem dla lemingów.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (116)

Inne tematy w dziale Polityka