Wydawać by się mogło, że skoro Jarosław Kaczyński chce przegrać wybory, to ten jego domniemany zamiar powinien zadziałać niczym oliwa na wzburzone fale naszego życia politycznego. Przemyślną zagrywkę Kaczyńskiego dopuszcza nawet sama Janina Paradowska, co dobitnie świadczy, że takie pogłoski na poważnie krążą wśród ludzi mających coś do powiedzenia w polityce. Paradowska nawet wydedukowała, z jakiego powodu prezes PiS chce przegrać – on boi się kompromitacji.
Jeżeli więc dopuszczam myśl, że Kaczyński nie chce władzy, to tylko dlatego, że bardzo wyraźnie widzi, iż nie ma ekipy zdolnej sprostać trudnym wyzwaniom(...) Nie ma zwłaszcza ekipy gospodarczej(...) Nie ma ekipy od wykorzystywania funduszy unijnych, od rolnictwa(...) Może więc stworzyć rząd narodowej kompromitacji – dedukuje dziennikarka.
Jest w tym pewna racja, bo przecież taki minister Grabarczyk z ekipy Tuska jest jedynym egzemplarzem na świecie i prezes PiS podobnego modelu nie znajdzie, choćby ze świecą szukał. Podobnie można w korcu maku szukać drugiego ministra Rostowskiego, co tak zgrabnie dług państwowy pod dywan zamiecie. Nie wyobrażam też sobie, żeby w ekipie PiS znalazł się ktoś na podobieństwo inżyniera Waldemara Pawlaka, którego podobno nawet Gazprom nie może się nachwalić, jako mistrza negocjacji. A już o delikwentach na miarę Zbycha, Mira i Grzesia, to szkoda wspominać – typy unikatowe, na kamieniu się takie bystrzaki nie rodzą.
Ale w takim razie, skoro prezes nie chce władzy, Donald Tusk może udać się na kolejny urlop do Chorwacji i poszaleć sobie na nartach, wrotkach lub innych deskorolkach. W jakim celu ma się trudzić w kampanii wyborczej i szarpać sobie nerwy w oczekiwaniu na debatę z Jarosławem Kaczyńskim? No i czy to nie jest okazja, żeby premier Tusk wcielił w życie obietnicę poczynienia oszczędności na kampanii wyborczej?
Adam Michnik też może spać spokojnie, bo nadal nie będzie wolno go oceniać z obawy przed pójściem do więzienia. Nadal również będzie zabronione ujawnianie swoich skojarzeń po lekturze Gazety Wyborczej, które to faszystowskie zmiany w naszym prawie zapowiadał Kaczyński, kiedy jeszcze chciał wygrać wybory. Żakowski z Lisem znowu będą mogli się pięknie różnić, jak to zwyczajnie się różni lewacki postępowiec od postępującego lewaka.
Tymczasem nic z tego, uczestnicy naszego życia politycznego, zamiast cieszyć się z decyzji Kaczyńskiego, albo co najwyżej skrycie trzymać kciuki, żeby Jarosław się nie „odchwycił”, zachowują się jak karpie głosujące za przyspieszeniem Świąt Bożego Narodzenia. Wszyscy chcą debatować z Kaczyńskim, żeby w bezpośrednim starciu przekonać wyborców, że to oni mają rację, a nie szef PiS-u.
Ostatnio zapisał się na debatę z prezesem minister Rostowski, który z kolei chce debatować o gospodarce, niepomny swojej wąskiej specjalizacji kreatywnego księgowego. Dlatego sensownym rozwiązaniem może być, żeby Jarosław Kaczyński, zamiast wystawiać Zytę Gilowską, nakłaniając ją do łamania prawa, sam stanął do debaty ze mną. Wtedy nie będzie wątpliwości, że to będzie debata pomiędzy politykami – napisał minister na jakimś portalu.
A przecież minister sam sobie przeczy, bo jako polityk Jacek Rostowski może - za przeproszeniem - Kaczyńskiemu biegać po piwo i zapałki. A niby dlaczego Rostowski nie ma debatować z Napieralskim, który aż rwie się do debaty gospodarczej o nowych technologiach? A jeśli Rostowski słabo się czuje w nowych technologiach, to niech debatuje z byłym premierem Millerem o starych technologiach. Zresztą Tusk stoi pierwszy w kolejce do Kaczyńskiego, więc niech się Rostowski nie rozpycha łokciami ze swoim pryncypałem, bo to po pierwsze nie wypada, a po drugie, może mu nie wyjść na zdrowie.
Poza tym nie ma o czym debatować z Kaczyńskim, skoro on dobrowolnie ma zamiar ustąpić im pola w tym wyścigu. Tym bardziej że już wcześniej różne autorytety, nie tylko moralne, orzekły, że PiS nigdy nie powróci do władzy, że nie ma zdolności koalicyjnej, a sam prezes jest cieniem dawnego prezesa, ta czaszka już się nie uśmiechnie. Czy to nie jest zatrważający dysonans logiczny – ten owczy pęd do debaty z człowiekiem, którego jednocześnie z góry skazuje się na porażkę?
No, chyba że Janina Paradowska głupoty pisze, a teksty autorytetów i polityków o rzekomo przesądzonej porażce PiS tyle są warte, co papier, na którym je napisano. Ale wtedy niech się nie ustawiają w kolejce do prezesa PiS, a jeśli już, to niech ktoś trzyma porządek. Przy tylu chętnych może bowiem łatwo dojść do dyskryminacji. Czas już najwyższy, żeby ukonstytuował się społeczny komitet kolejkowy do debaty z Kaczyńskim i wprowadził jakieś zapisy, a może nawet i talony.
http://www.rp.pl/artykul/597063,713662-Jacek-Rostowski-wezwal-prezesa-PiS-do-debaty.html
http://www.polskatimes.pl/opinie/komentarze/449324,czy-kaczynski-chce-przegrac-wybory,id,t.html
Inne tematy w dziale Polityka