seaman seaman
3611
BLOG

Długoterminowi mężowie stanu

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 57

 Spróbujmy rozebrać logicznie i bez zacietrzewienia natchnione frazy, które nasz szczery przywódca rzucił dzisiaj w eter za pomocą anteny Polskiego Radia. Przyznał on, że zabór Krymu przez putinowską Rosję będzie „skuteczny na krótką metę”. Na potwierdzenie premier Donald Tusk przytoczył słowa pełniącego obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandra Turczynowa, że jego kraj nie pójdzie na konfrontację zbrojną w celu odbicia Krymu. Tusk także dodał, że i świat nie będzie się angażował zbrojnie w ten konflikt, ani też „my tu w Warszawie nie chcemy wojny”. Co to może oznaczać dla wszystkich stron konfliktu?

Pomijając oczywisty bezsens zbrojnego wystąpienia Ukrainy w sytuacji miażdżącej przewagi Rosji, a z drugiej strony mając na uwadze doświadczalnie sprawdzony fakt, iż Zachód nie ruszy się prewencyjnie (od czasów Chamberlaine`a i Daladier`a), dopóki nie zostanie zaatakowany, to o czym to świadczy? Ano po pierwsze, że Rosja ma na Krymie faktycznie wolną rękę i to zostało, co prawda nie wprost, ale jednak oficjalnie powiedziane. Po drugie, że Zachód i Ukraina już się pogodzili się z utratą Krymu. Po trzecie, że hucznie ogłaszane sankcje przeciwko Rosji będą minimalne i bezskuteczne, co wszyscy gracze już wiedzą. Po czwarte zmienia się narracja Zachodu, czego żywym dowodem są słowa Tuska o o Rosji skutecznej na krótką metę.

Teraz więc będziemy świadkami ciężkiej organicznej pracy mediów nad wykazaniem, że Zachód zrobił wszystko co było w jego mocy, ale kiedyś, w bliżej nieokreślonej w przyszłości to ho, ho, ho! - jeszcze ten Putin popamięta! W tej chwili jesteśmy po prostu widzami na spektaklu, w którym wszyscy aktorzy wiedzą, o co chodzi, a my tylko się domyślamy. Wszystko po to, żeby wilk był syty, a widzom wmówić, że owca pozostała cała. Dlatego polski premier w ciągu tych kilku ostatnich tygodni zmieniał kilkakrotnie kostiumy, żeby inscenizacja wypadła w miarę wiarygodnie dla jego ukochanych lemingów.

Wystarczy popatrzeć na kalendarium ról premiera Tusk w ciągu tych kilku tygodni, gdyż on działa jak „selsyn” zachodniego świata, a przede wszystkim UE. Selsyn, to jest taki przyrząd elektryczny, dziś już dość przestarzały, który służył do powtarzania wskazań lub ruchów urządzenia umieszczonego w innym miejscu. Tyle tytułem wyjaśnienia analogii.

W pierwszej odsłonie premier całkiem poważnie twierdził, że w ukraińskim konflikcie domowym winę ponosi zarówno władza, jak i opozycja. Zupełnie poważnie to mówił i z wielką pewnością siebie. Potem, gdy polała się krew na Majdanie, nasz szczery przywódca na chwilę zawisł w próżni narracyjnej i palnął, że na Ukrainie nastąpiło „przyspieszenie negatywne”. Na więcej w danej chwili go nie było stać. Kiedy jednak wkrótce dostał esemesa od Angeli, to zapłonął świętym oburzeniem niczym Savonarola na florenckim rynku przed wiekami i zaczął miotać okropne groźby na Janukowycza. Ale, że był jeszcze trochę skołowany brakiem dokładnych instrukcji, więc skończyło się na prośbie do Polaków, żeby zapalili świeczki w oknach. W międzyczasie minister Sikorski odegrał rolę pretendenta do roli męża stanu i wynegocjował kompromis, który skompromitował się mniej więcej po półtorej godzinie z hakiem.

Gdy Rosja się wzięła za Krym, Donald Tusk już był przebrany za Zawiszę Czarnego i w kompletnym wojennym rynsztunku roztaczał przed nami wizję światowego konfliktu zbrojnego. Kiedy znudziła mu się ciężka zbroja wskoczył we frak światowego męża stanu i stanął na czele innych mężów stanu domagających się dolegliwych sankcji dla Rosji, tak, żeby Putin zwijał się z bólu. Natomiast kiedy w końcu panu Barroso udało się zebrać do kupy tych wszystkich mężów i wydali oni tam pisk myszy pod miotłą zamiast spodziewanego ryku rozdrażnionego lwa, Donald Tusk natychmiast ogłosił sukces większy od jego najśmielszych marzeń. A teraz już ściemnia i tonuje rozbudzone oczekiwania, mówiąc że w krótkim terminie Putin górą, ale w długim terminie to on dostanie takie cięgi, że ruski miesiąc popamięta. Czyli mamy tu do czynienia z oczywistą analogią do ruskiej bajki i wilku i zającu: Nu, pagadi!

Tym bardziej to wygląda na ściemę, że z Brukseli donoszą, iż w budżecie Parlamentu Europejskiego jak na razie  nie widać pieniędzy dla Ukrainy i wychodzi na to, że musowa jest po prostu zrzuta państw członkowskich na ten cel. Już to widzę, ja  ten entuzjazm do pomocy Ukraińcom odpływa gdzieś w siną dal, na długi termin...No i właśnie takich mamy mężów stanu w dzisiejszym świecie, że w krótkim terminie niczego dobrego się po nich nie możemy spodziewać. Natomiast wszystko co najlepsze obiecują nam w odległych wizjach i programach. Ale kiedy zbliża się ten długo oczekiwany termin, to oni go prolongują na jeszcze późniejszy czas. I tak do następnych wyborów, po których znowu wzbiera męstwo w ich obrotowych sercach...

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Polityka