seawolf seawolf
3979
BLOG

Dzisiaj z wyższej półki

seawolf seawolf Polityka Obserwuj notkę 46

Dzisiaj, jak rzadko kiedy, mam prawdziwą przyjemnośc i tematów, ze tylko wybierać. Ba, ale jak tu wybierać? Nieodżałowany, wspaniały Jacek Kwieciński miał proste rozwiazanie, pisał swoje „odcinki”, tylko, co trzeba na jakis temat i następny i następny, ciach, ciach. Pisanie felietonu , to także umiejętność zapisania tekstu w dokładnie odliczonej liczbie znaków. Łomatko, jak mnie boli przycinanie tekstu do gazety, bo mi sie zrobiło trochę za dużo znaków! Czy ten żart wyciąć, czy tamtą pointę, czy wywalić historyjkę ze statku...

No, zacznijmy od mojego ulubieńca Zbigniewa [...] Hołdysa. W wykropkowanym miejscu jest określenie, którym Hołdys wielokrotnie i uporczywie nazywał Jarosława Kaczyńskiego, co nie spotkało sie z najmniejszym potępieniem mediów, przeciwnie, rozszedł się szmerek podziwu za szaleńczą odwagę Hołdysa. Odwaga równa odwadze SA-mana rozbijającego sklep żydowski, gdy obok w tłumie gapiów stoi, uśmiechając się życzliwie, zaprzyjażniony policjant i sędzia, tudzież dziennikarz lokalnej gazety ( drugi z dziennikarzy i protokolant sądowy rozbija ten sam sklep w tym samym SA-mańskim mundurze). Odwaga i ryzyko polegają na tym, że sie można zgrzać, zwichnąć kciuk i przepocic mundur pod pachami. Takie jest też ryzyko, jakie się ponosi , obrzucając dowolnymi obelgami opozycje w Polsce, a zwłaszcza jej przywódcę, Jarosława Kaczyńskiego. Zwykle stanowi to już nie tylko bilet, ale wręcz abonament na wielokrotną bezpłatną reklamę w Wyborczej i TVN, wielu zapomnianych twórców i polityków ( czy może raczej politykantów, tak, jak sa muzycy i muzykanci) stosuje ten sprawdzony sposób na zaistnienie i awansowanie na autorytet, niechby i niższej rangi.

No więc ten Hołdys , ten płomienny zwolennik praw autorskich i ACTA, przy tym skamlący z okładki tygodnika Liza, by go nie zabijać, w duecie z Kuźniarem (co za obciachowy duet, czegoś takiego nie da sie wymysleć, to trzeba zobaczyć) , oprócz starych spraw z Marylą Rodowicz, która go wywaliła z trasy po Sowietach za pijaństwo, a on to przedstawiał, jako swoją rezygnację w ramach protestu, miałby cos o wiele ciekawszego do opowiedzenia, aż dziwne, ze sie nie chwali. Oto menedżer zespołu Perfect , Seweryn Reszka wrócił do kraju w 1990 po latach, spotkał swego starego kumpla Hołdysa w jakiejs knajpie i nie mógł wyjśc ze zdziwienia, czemu ten kumpel zdradza objawy przestrachu, zamiast radości. Otóż w 1991 wydał on, Hołdys, znaczy, na swój rachunek płytę z koncertu  Perfectu z 1987 roku, oświadczając, iż ma do niej prawa autorskie, gdy tymczasem takie prawa miało 9 ludzi, czlonków zespołu, menedżer etc. Jak podaje Seweryn Reszka , Hołdys skubnął ich wszystkich na jakieś sto tysiecy dolarów, wtedy całkiem niezła suma, a i teraz by człowiek nie pogardził. Jak to tam było, nie wiem, piszę, co czytam, dość, że pan Reszka w prostych żołnierskich słowach miesza z błotem Hołdysa, jako człowieka, który go okradł i oszukał.

Mamy więc pewnie dysonans poznawczy, choć nie za duży, bo nie jest żadną tajemnica, że najbardziej cnotliwe na starość robią sie stare, rozkalibrowane purchawy, ktorych nikt juz nie chce nawet z pistoletem przystawionym do czoła. A jakby i zachciał , to instrumenta nie zechcą. Tak się dzieje i z Hołdysem, który przed ćwierćwiekiem był znanym muzykiem, a dziś, gdy go przedstawiają w TVN, to po chwili wahania musza wymyślać koszmarek, typu „przyjaciel młodzieży” (autentyk, sam słyszałem). Dziś złodziej i przekręciarz (obiło mi sie o uszy, że i użytkownik pirackiego oprogramowania, ale, to już doprawdy szczegół, taka wisenka na torciku)  broni ACTA. Fajnie, ale nie koniec wrazeń „z górnej półki”. Skoro o Sewerynie Reszce wsponieliśmy, to przecież nie sposób nie wspomnieć Seweryna Blumsztajna, mojego następnego ulubieńca. Ach, ileż natchnienia i tematów mi już dostarczył, a przecież z pewnościa nie powiedział swego ostatniego słowa. Nawiasem mówiąc, jego ostatnie ( do dzisiaj, znaczy, nie w ogóle) słowa, które nie tyle może wypowiedział, ale dumnie niósł przed soba na niesławnej i nieudanej manifie  brzmiały- „pierdolę, nie rodzę”. Te zagadkowe słowa z górnej, a nawet najwyższej półki wzbudziły żywą dyskusję, co też twórca miał na myśli, niesmiertelne pytanie z egzaminów, do tej pory było łatwo, ale w przyszłych latach pytanie, co Blumsztajn miał na myśli spowoduje prawdziwą rzeź niewiniątek na maturach. Czerwone majtki nie pomogą, ani zestawy w kanapkach.

 

Przy okazji, Admini, proszę nie cenzurować słow Hołdysa i Blumsztajna, będzie to uznane za zoologiczny antysemityzm i zgłoszone, gdzie trzeba.

Nie wiadomo, czy Blumsztajn krytycznie odnosi sie do swojej publicystyki, czy też dumnie zawiadamia, że jeszcze nie tak całkiem skapcaniał i że wciąż owszem, owszem. No, ale to by trzeba potwierdzic z niezaleznych źródeł, albo przy użyciu tak zwanej obserwacji uczestniczacej. Druga część jest prostsza, bo trudno zaprzeczyć, że jest to prawda. Może nieprzesadnie odkrywcza, bo co dziwnego, że facet ogłasza, że nie rodzi? Tak oto Blumsztajn , czy to przez nieuwagę, czy to w ramach przewrotnej prowokacji raz w życiu powiedział jednak prawdę. Chyba, że jest coś, czego o Blumsztajnie nie wiemy, a co w ten dyskretny sposób chce zasugerować.

 

Owo hasło niesione przed soba przez Blumsztajna rodzi pytanie, czy on to w ogole obejrzał, czy tylko niósł, niczym owo dzierlatka z demonstracji Palikota zapytana , co to jest kaczyzm, odpowiedziała, że nie wie, a na pytanie wyciągające, co to jest kaczyzm, o którym mówi niesiony przez nią banner, odpowiedziała ponownie , że nie wie, kazali nieść, to niesie. Jak chodza słuchy, owo hasło wcisnał mu Sierakowski, nie wiadomo, czy w ten sposob młody wilk lewactwa chciał skopromitowac starego pierdziela lewactwa i w ten nikczemny sposob go wygryźć? Czy miał jakis inny cel? Może sie kiedyś dowiemy, choć nie będe cierpiał na bezsenność do tego czasu.

Na koniec dobra wiadomość, dziennikarze „z górnej półki” postanowili się stowarzyszyć w tak zwanym towarzystwie i salonie, cóz za niespodziewana nazwa, swoja drogą.

„Wśród dziennikarzy podziały polityczne są właściwie głębsze niż między politykami. Politycy muszą jeszcze ze sobą współpracować, my nie musimy. Ilość pomyj wylewanych na siebie nawzajem jest już nie do zniesienia. Jedyny sposób, żeby jakoś istnieć, to grupować się osobno, a potem rozmawiać między sobą. Razem już nie sposób być. W tym sensie Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich jest kompletną fikcją” - powiedział Blumsztajn.

Po czym ciągnął: „Ja uważam, że mnie z dziennikarzem tabloidu łączy bardzo mało. Mamy inne normy dziennikarskie, inne normy etyczne, inny język - podkreślił. No, właśnie widzieliśmy, nie sposób zaprzeczyć, że inne, wręcz dramatycznie inne.

Jak poinformował, wśród członków założycieli stowarzyszenia są osoby z wyższej półki medialnej. Same rodzynki. Wymienił m.in.: Wojciecha Maziarskiego, Jana Ordyńskiego, Teresę Torańską, Dorotę Warakomską,Jacka Żakowskiego, Wojciecha Mazowieckiego, Cezarego Łazarewicza, Joannę Solską i Jacka Rakowieckiego.Chcielibyśmy również zmierzyć się z zadaniem sformułowania współczesnych standardów warsztatu dziennikarskiego” ,brzmi treść deklaracji.

Jak widać, Blumsztajn już się zmierzył. Z sukcesem.

 

P.S. zachęcam do przeczytania felietonu w weekendowej Gazecie Polskiej Codziennie. I tego felietonu, bez kropek, na pozostałych blogach

 

http://freepl.info/seawolf        

http://gpcodziennie.pl/autor/seawolf

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

http://niezalezna.pl/bloger/69/wpisy

http://seawolf.salon24.pl/

 

Oraz w wersji audio tutaj:

http://niepoprawneradio.pl/

seawolf
O mnie seawolf

Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Polityka