Sed3ak Pro Sed3ak Pro
1257
BLOG

Apteki w sieci... kłamstw (cz. 2: norweska lekcja)

Sed3ak Pro Sed3ak Pro Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Nikt nie zakładał takiego obiegu spraw, chociaż wydawał się on prostą konsekwencją przedsięwziętych wcześniej działań. Gdy w 2001r. wprowadzono nowe prawo farmaceutyczne na rynek aptek dopuszczono ludzi spoza zawodu, a sam segment – zliberalizowano. Właścicielem apteki mógł zostać w zasadzie ktokolwiek, nie wyłączając producentów farmaceutycznych i hurtowników. Indywidualne aptekarstwo przestało istnieć; wielopokoleniowe tradycje w tej dziedzicznie zostały wypielone przez międzynarodowe koncerty i zakładane przez nie sieci apteczne. W przeciągu zaledwie sześciu lat cztery „sieciówki” – startujące z pozycji zera absolutnego – przejęły ponad 80% rynku; niezależnych placówek aptecznych ostało się raptem 16. Leki stały się trudnodostępne, pomimo wzrostu ogólnej liczby aptek (z ok. 400 w 2001r. do ponad 600 w 2007r.); rozlokowywały się one głównie na atrakcyjnych miejscowo rejonach (w większych miastach), stając się niedostępnymi na obszarach mniej zaludnionych. W tych regionach państwo zmuszone było zakładać publiczne placówki, by zapewnić dostęp pacjentów do leków. Po wyeliminowaniu aptekarstwa indywidualnego wzrosły również ceny samych produktów leczniczych, jako wynikowa naturalnego procesu nieliczenia się monopolistów z wyrzuconą z rynku konkurencją.

To krótki opis i przestroga wynikająca z doświadczenia norweskiego rynku aptekarskiego, gdzie – w przeciwieństwie np. do rozwiązań niemieckich, fińskich, czy włoskich – tamtejszy rząd zdecydował się ponad dekadę temu na całkowitą liberalizację aptekarstwa. Tak się akurat złożyło, że nowe rozwiązania prawne wprowadzono tam m.w. w tym samym czasie, co w Polsce (2001r.). U nas sytuacja jeszcze nie doszła do tego poziomu, co w Norwegii, ale jest już blisko. Jak informuje np. „Gazeta Wyborcza”, w 2013r. zamknęło się 1340 aptek, głównie indywidualnych. I wbrew temu co mówią „eksperci rynku farmaceutycznego”, nie jest to rezultatem obowiązującego od 2012r. zakazu reklamy aptek; zakaz ten co najwyżej zatrzymał pewien, nasilający się od kilku lat trend w aptekarstwie indywidualnym (prywatna apteka, jako mikroprzedsiębiorca, nie mogła przeciwstawić się reklamie aptek sieciowych, czyli dużych przedsiębiorców). Ot co.

Takie zjawisko to wynik rozwiązań systemowych, podobnych do tych norweskich. Polski ustawodawca w 2001r. dopuszczając prowadzenie apteki przez niefarmaceutów wprowadził bowiem dyskryminujące dla aptekarzy przepisy, prawnie uniemożliwiające im konkurowanie z uprzywilejowanymi sieciami. Chroniący przed kartelizacją rynku zapis o niemożności posiadania przez jeden podmiot (lub podmioty przez niego kontrolowane) więcej, aniżeli 1% aptek w województwie i jednoczesnego prowadzenia hurtowni, jest w praktyce – mówię to jako prawnik – niemożliwy do zastosowania przez niekompetentne w tej dziedzinie inspekcje farmaceutyczne. W jednym z pism wojewódzki inspektor farmaceutyczny odpisał mi nawet, że w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że przepisy „o jednym procencie” są omijane, ale nic nie może on w tym temacie zrobić (co, swoją drogą, jest nieprawdą).

W konsekwencji, zmowy cenowe hurtowników i współpracujących z nimi „sieciówek” doprowadzają do wyniszczania konkurencji. To z kolei zjawisko, jak przećwiczono to na norweskim poligonie, wprost doprowadza do wzrostu cen samych produktów leczniczych. Ową patologię doskonale uwidaczniał proceder tzw. „leków za grosz”, gdzie leki refundowane przez państwo w oficjalnych rozliczeniach pomiędzy „zaprzyjaźnionymi” hurtowniami i aptekami sieciowymi sprzedawano z ujemną marżą (było to przy okazji również oszustwem podatkowym; wyłudzano w ten sposób zwrot podatku VAT). Obecnie zatem polski aptekarz, prowadzący indywidualną aptekę – w przeciwieństwie np. do swojego kolegi po fachu w Niemczech, we Włoszech, czy w Austrii – konkurować musi z siecią apteczną na nierównych, dyskryminujących warunkach prawnych. Stworzenie zatem fikcyjnego prawa doprowadziło de facto do wytworzenia się na rynku aptek monopolu prawnego. A jak monopole oddziaływają na pozycję samych konsumentów – chyba nie muszę nikogo przekonywać?

Jakiś czas temu Mariusz Politowicz w artykule dla „Rzeczpospolitej” przytomnie zauważył, że albo w końcu z apteki zrobi się miejsce, w którym pacjent otrzymać będzie mógł fachową pomoc i wsparcie wykwalifikowanego farmaceuty, albo zostaną one zastąpione w supermarkety, w których oprócz sprzedaży produktów leczniczych klient dostać będzie mógł ogień opałowy, kiełbasę, czy papierosy. Osobiście, podobnie jaka zapewne każdy o zdrowym rozsądku, opowiadam się za opcją pierwszą. Jeśli z kolei Polska wybrałaby „model liberalny” (sic!), wówczas zniknąć powinny inspekcje farmaceutyczne, utrudnienia w prowadzeniu działalności gospodarczej dla aptek, jak również farmacja, jako kierunek nauczania. Po co angażować ogromne środki i zaangażowanie młodych adeptów farmacji, tylko po to, by później oddać wykonywanie ich zawodu w ręce osób spoza profesji, a ich samych sprowadzać do poziomu ekspedientki? A skoro „wolny rynek” to zniknąć powinna również refundacja leków, bo przecież niski poziom cen produktów leczniczych zagwarantuje „niewidziana ręka rynku”, czyż nie? Należy zwyczajnie, ale uczciwie pójść w jednym z kierunków, a nie trwać w rozkroku. Nie tak dawno pisałem o tym, jak modelowym przykładem perfekcyjnego wręcz zorganizowania modelu aptekarstwa, są Niemcy (w sierpniu 2013r. wprowadzono tam refundację dla dyżurujących w nocy aptek!). Przykład norweski powinien być dla nas przestrogą przed tym, do czego prowadzić może wypaczony wolny rynek w tym segmencie gospodarki, który nie rządzi się jego prawami.

Sed3ak Pro
O mnie Sed3ak Pro

"Demokracja nie może być bez Prawa. Demokracja parlamentarna, państwo praworządne - Królestwo Prawa - to kamienie węgielne, bez których nie może ostać się normalny pomyślny rozwój państwa i narodu. Nie ma bowiem nowoczesnego państwa, państwa instytucji i opinii publicznej, nie opartego na Prawie." Stanisław Posner

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka