Jarosław Kaczyński podczas debaty w polskim Sejmie stwierdził, że po wejściu Polski do UE planowało się przeprowadzić do Polski zaledwie 1,4 tys. Cyganów, gdy tymczasem faktycznie imigrowało ich do nas ponad 30 tys. „Musimy z tym problemem coś zrobić, nie możemy być na to zjawisko obojętni. Cyganie powodują wzrost przestępczości i niepokoje społeczne” – powiedział szef rządu. Koalicja PiS, PSL i partii „Polen Zusammen” przyjęła wczoraj rządowy projekt ustawy, ograniczający możliwości przyjazdu do naszego kraju obywatelom Rumunii, Bułgarii i osób narodowości Romskiej.
Brzmi dziwnie, nieprawdopodobnie? Pieśń przyszłości, nieudolna próba zaciekawienia Czytelnika, wariacja liryczna? Czyż nie upieczono by Kaczyńskiego na unijnym stosie, gdyby otwartym tekstem odniósł się w ten sposób do problemu imigracji? Być może. Jak podały poniedziałkowe Fakty TVN brytyjski premier – David Cameron, przygotował pakiet praw, mających zapobiec zwiększającej się emigracji Rumunów i Bułgarów na Wyspy; dostało się również Polakom, którzy jakoby w zbyt wielkiej ilości dostali się do Albionu, gdyż zamiast ze spodziewanych 14 tys. naszych rodaków wyemigrowało nad Tamizę aż 700 tys. z nich (te dane raczej spisano z Wikipedii; w rzeczywistości Polaków w Wielkiej Brytanii może być nawet do 1,5 mln).
Co ciekawe, brytyjskiemu premierowi nie przeszkadzają imigranci muzułmańscy. Chociaż w przeciwieństwie do przybyszy z Europy Środkowowschodniej nie zabijają oni w biały dzień na angielskich ulicach żołnierzy rządu Jej Królewskiej Mości (a ich zwłokom nie obcinają głów), nie wymuszają świadczeń socjalnych i szybko adaptują się do warunków nowej ojczyzny. W przeciwieństwie również do imigrantów z Pakistanu, czy Indii swobodę przepływu osób i świadczenia pracy (w tym: pracowników i świadczenia usług) gwarantuje Polakom, Rumunom i Bułgarom prawo unijne, a konkretnie art. 21 i 45 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
Polscy pracownicy – jak pokazywały niedawne badania – są tą grupą imigrantów, którzy wypracowują więcej, aniżeli dostają od rządu w formie różnego rodzaju zasiłków; wykazują się wysoką – w porównaniu do brytyjskiej – kulturą pracy, a w latach 2014 – 2020 szacuje się, że wypracują PKB Wielkiej Brytanii na poziomie 63,7 mld euro. W przeciwieństwie do imigrantów muzułmańskich Polacy bardzo szybko i łatwo adaptują się w brytyjskim społeczeństwie (tak pod względem kulturowym, jak i religijnym), nie powodują wzrostu napięć narodowościowych ani przestępczości, nie wysadzają się również w pobliskim metrze w powietrze, ani nie spiskują przeciwko demokratycznie wybranym władzom w meczetach, czy jawnie – na ulicach. Słowem – możemy tak ostrożnie chyba powiedzieć, że jesteśmy w Albionie zjawiskiem społecznie pożytecznym i pożądanym.
Pamiętam jak w 2007r. – podczas pracy zarobkowej w Chester w hrabstwie Cheshire – wpadła mi w rękę szmatława gazetka, w której angielscy dziennikarze nabijali się z Polski, a przede wszystkim z polskiego premiera (Jarosława Kaczyńskiego) i prezydenta (Lecha Kaczyńskiego), obarczając ich kilkunastomiesięczne rządy winą za to, że w kraju nad Wisłą benzyna jest po 5zł (wówczas: prawie jeden funt szterling), a średnia płaca pielęgniarek to niewiele ponad 250 funtów na miesiąc. Dzisiaj, jak pokazuje wystąpienie premiera Camerona, z Polaków nikt się już nie nabija (chociaż paliwo dawno już u nas nie kosztuje 5zł, płace pielęgniarek ledwo co odbiły, tyle tylko, że mamy „słusznego” premiera i prezydenta), tylko napuszcza się na nich brytyjskie społeczeństwo.
W październiku 2013r. Konfederacja „Lewiatan” zarzuciła Polsce łamania jakoby prawa unijnego; chodziło o wprowadzony dwa lata temu do polskiego prawa zakaz reklamy aptek. Dzisiaj, gdy Wielka Brytania ewidentnie chce krajowymi regulacjami doprowadzić do łamania swobody podstawowej Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, polski rząd nie reaguje (albo reaguje nieproporcjonalnie), a tak wyczulone na donoszenie na własny kraj organizacje milczą.