Czas kończyć niezwykłą przygodę z duchem i materią Poezji.
Wszystko przecież ma swój początek , rozwinięcie i finał. Tak niestety trzeba.
Więc sursum corda i tak dalej… To słowa oznaczające pożegnanie.
Z Panem Bogiem, mili Czytacze.
______________________________________________________________________
Cmentarz dusz
Mieszkańcy miasteczka chowani
byli przez wiele lat w dwóch miejscach
ich martwe ciała
na komunalnym cmentarzu tam
pozwolono im rozkładać się
w biblijny proch z którego pierwej
powstali
ale ich wciąż żywe dusze
pozostawały w miejscu ukochanym
gdzie ich gospodarz spędzał
najmilsze chwile
w ogródkach działkowych
pełnych zieleni kwitnących kwiatów
dojrzałych owoców śpiewu ptaków
i subtelnego akompaniamentu pszczół
niezależnie od pory roku
to tam właśnie przeżywali w pełni
swoje życie smakowali je wszystkimi
zmysłami i umysłem podziwiali i gardzili
kochali i nienawidzili
przeżywali wszystkie wzloty i upadki
dojrzewali do mądrości
w obliczu potężnej niewiadomej
wszechświata
niektórych Bóg powołał nawet do siebie
wprost z tamtego miejsca
z ogrodów
Na tydzień przed świętem zmarłych
wielkie porządki
nie tylko na cmentarzu ciał
stary ogród działkowy w centrum miasteczka
król miejscowych sadów i ogrodów
i wielkie cmentarzysko dusz tych których
ciała rozpadły się już w proch
pośpiesznie jest karczowany a życiodajna
ziemia równana i ubijana aby nic co mogłoby
żyć nigdy już tam nie wyrosło
watahy dzieci i podrostków urządzają sobie
tam co wieczór beztroską zabawę
podpalają co się jeszcze da powalone drzewka
ścięte krzewy porąbane fragmenty altanek
wzniecają wysoko pod niebo złowrogie ogniska
tańczą przy nich i śpiewają
ponure pieśni zwycięstwa śmierci nad życiem
przepędzają spłoszone duchy w nieznane
Śpieszą się robotnicy i młodzież
przed świętem
aby zdążyć zlikwidować na zawsze
ogrodowy cmentarz dusz
Hans Magnus Elzensberger
Ogród wiśniowy w śniegu
I
co kiedyś było drzewem, pniem, krzakiem, płotem:
te drobne ślady tuszu nikną
w pustym śnieżnym powietrzu
jak słowo w białym bezmiarze kartki:
biało kreślą się te bagatelnie ładne gałązki
w bieli nieba, czułkopodobne,
prawie bez pamięci, prawie sam tylko szron,
już niemal poza kolebką czasu, już ani
na górze, ani na dole, niewidoczna
linia między przestworzem a przedgórzem,
bardzo niewiele bieli w bieli:
prawie nic –
II
a jednak jest,
nim strona, miejsce, minuta
całkiem zbieleje,
jeszcze ten zgiełk drobniutkich barw
z ledwie wyraźną wyrazistością:
hufiec zaciekłych kropek:
cynkowo-, ołowiano-, kredowobiałych,
gips, mleko, siwizna i pleśń:
a każda taka odrębna:
tak wielogłosowy, tak dokładny
w jasnych nakrapianych gromadach
śmiertelny spazm śladów.
III
między prawie niczym i niczym
broni się i zakwita bielą wiśnia.
z tomu „Blindenschrift”, 1964
tłum. Andrzej Kopacki
Blaise Cendrars*
Ogród na dachu
Całymi tygodniami windy dźwigają skrzynie i skrzynie ziemi uprawnej
Wreszcie
Dzięki pieniądzom i cierpliwości
Wyrosły tu gaje
Trawniki o delikatnej zieleni
Żywe źródło migocze wśród rododendronów i kamelii
Na szczycie budynku budynku z cegły i stali
Wieczorem
Kelnerzy poważni jak dyplomaci ubrani
na biało pochylają się nad przepaścią miasta
Zarośla rozbłyskują milionem kolorowych lampek
Myślę madame szeptał młody mężczyzna
głosem wibrującym od hamowanej namiętności
Myślę że będzie nam tu cudownie
I szerokim gestem wskazywał na pełne morze
Na przebłyski
Świateł z olbrzymich statków
Ogromna Statua Wolności
I rozległa panorama miasta poprzecinana pionowymi cieniami
i jaskrawymi światłami
Stary uczony i dwóch miliarderów są sami na tarasie
Wspaniały ogród
Gąszcz kwiatów
Rozgwieżdżone niebo
Trzech starców siedzi milcząco nasłuchując wesołych
odgłosów śmiechu docierającego
z rozległych okien
I szeptu piosenki morza której wtóruje gramofon.
tłum. Julia Hartwig
Craig Raine
Stary ogród botaniczny
dla Chrisa i Lucindy
To czułe, drobne drzewko
wciąż nosi protezy,
nigdy nie wyzdrowieje,
nie wyjdzie z pęcherzycy,
odeszli bowiem uzdrowiciele,
ich ręce potrafiły wyleczyć
kurek z bronchitu
i upiększyć pogodę.
Eglon, król Moabitów,
leży martwy w cieplarni,
to dziurawy wór z torfem,
którego fez spadł na podłogę:
miasto palmowe,
które zdobył, utracił,
jego letnia komnata zimna
niczym pęknięta góra lodowa…
Ogród botaniczny jest pusty,
pozbawiony wszystkiego,
prócz skarg, przypomina
niebo ateisty.
Mogiła na gołej mogile
i zastępcy tabliczek
domagają się powrotu
wypędzonych kwiatów,
obcokrajowców o łacińskich imionach,
które leżą nieśmiało na języku.
wywołują w nas jąkanie
niczym grudka w przełyku.
choć nie ma już ogrodów,
a cały nasz jałowy żal
to bicz martwego bluszczu
na zimnej ścianie z kamienia.
z „tomu „A Martian Sends a Postard Home”, 1979
tłum. Jerzy Jarniewicz
Amy Lowell
W ogrodzie
Wybija z ust kamiennych postaci,
Aby z łatwością rozpryskiwać się pod niebo
W granitowych wargach basenu,
Gdzie irys moczy swoje nogi
I szepcze do przelatującego wiatru,
Woda gwałtownie wypełnia ogród,
Pośrodku cichej posiadłości – przystrzyżonych trawników.
Zgniły zapach paproci w kamiennych tunelach,
Gdzie kapią i pluskają fontanny,
Marmurowe fontanny, malowane na żółto z dużą ilością wody.
Opryskiwanie mchu zmatowiałego od deptania,
To spada woda;
A powietrze przy tym pulsuje.
Z jej bulgotaniem i biegiem.
Z jej podskokami i głębokim, zimnym pomrukiem.
Pragnęłam nocy, i ciebie.
Chciałam widzieć cię białą i lśniącą w nakrapianej srebrem wodzie,
Podczas gdy księżyc krążył nad ogrodem,
Wysoko w łuku nocy,
A ciężki zapach bzu trwał w bezruchu.
Noc i woda, i ty w twojej bieli, kąpiąca się!
z tomu “Sword Blades and Poppy Seed”, 1914
tłum. z angielskiego Ryszard Mierzejewski
Ilse Tielsch
W moim ogrodzie z pomarańczami
- należał do mnie
przez trzy noce
trzy napełnione solą morską,
noce szumiących liści,
trzy noce lampionów
i kropli wosku,
trzy noce
pełne woni rozmarynu,
cichych kroków
i zawsze tej samej
muzyki
z lokalu
z zielonymi
światłami -
W moim ogrodzie z pomarańczami,
tym ogrodzie
pełnym przemilczanych pragnień
był dla mnie,
jakby otwierały się wszystkie
zamknięte drzwi,
dla każdego drzewa
jedne drzwi,
i wiatr
nadchodził od morza
i przynosił uderzenie fal
z wybrzeża,
ten szum,
szum,
i zawiewał
do mego serca.
z tomu „In meinem Orangengarten” , 1964
za: „Dorn im Fleisch. Ausgewählte Gedichte/
Cierń w ciele. Wiersze wybrane”, 2010
tłum. Wioleta Molendzka
|
POMNIK DYLANA THOMASA |
Data urodzenia |
27 października 1914 |
Data śmierci |
9 listopada 1953 |
A śmierć utraci swą władzę
,
A śmierć utraci swoją władzę.
Nadzy umarli będą jednym
Z człowiekiem pod zachodnim księżycem i w wietrze;
Gdy spróchnieją ich kości do czysta obrane,
Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;
Chociaż szaleni, odzyskają rozum,
Powstaną chociaż potonęli w morzu;
Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;
A śmierć utraci swoją władzę
A śmierć utraci swoja władzę.
Ci, którzy pod wirami morza
Leżeli długo, też nie umrą z wiatrem;
Rozrywani przez konie, gdy pękają ścięgna,
Łamani kołem nie złamią się jednak;
Wiara w ich dłoniach na pół się przełamie
I na wskroś przemknie przez ich zło o jednym rogu;
Choć końce się rozszczepią, oni wytrzymają;
A śmierć utraci swoją władzę.
A śmierć utraci swoją władzę.
Mewy nie będą krzyczeć przy ich uchu
Ani fala na brzegu z hukiem się nie złamie;
Gdzie zakwitł kwiat, nie będzie wolno kwiatom
Podnosić głowy pod razami deszczu;
Chociaż będą szaleni i martwi jak głazy,
Przez stokrotki litery bytu się przebiją;
Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie
A śmierć utraci swoją władzę.
Mój posępny kunszt, mój wiersz
Dylan Thomas
Mój posępny kunszt, mój wiersz
Spełniony w spokojnej nocy,
Gdy tylko księżyc w ciemności
Burzy się, a kochankowie
Leżą w łóżku ze smutkami w ramionach
Trudząc w śpiewnym świetle oczy
Tworzę nie gwoli handlowi
Lub dla pysznych spojrzeń sponad
Scen z słoniowej kości,
Lecz dla zapłaty najprostszej
Ich najtajemniejszych serc.
Nie tym, co w wyniosłą śmierć
Z psalmem i słowikiem kroczą,
Ani tym, co są w hardości
Obcy księżyca buntowi,
Zapisuję pył wodny tych stronic,
Lecz kochankom, ich ramionom
Naokół smutków stuleci,
Tym, którzy się nie zatroszczą
O zapłatę za mój wiersz.
Przełożył
Stanisław Barańczak
Na ślub dziewicy
Dylan Thomas
Kiedy budziła się sama w tłumnej miłości a światło
Chwytało na włamaniu do jej całonocnych oczu
Wczorajszy złoty dzień uśpiony na tęczówce
I gdy słońce poranne wznosiło się w niebo z jej ud,
Była cudem dziewictwa odwiecznym jak chleb i ryby,
Choć chwila cudu błyska zastygłym na zawsze piorunem
A w śladach stóp galilejskich są stocznie gołębiej flotylli.
Drżący puls słońca nigdy już więcej nie będzie
W morskich głębiach poduszki pożądać jej serca
W słuch i wzrok zmienionego, jej ust chwytających lawinę
Złotego ducha, co rzeką okrążył jej kości rtęć
I dźwignął swój złoty ciężar pod powiekami jej okien,
Bo mężczyzna śpi w żarze, a ona z rąk jego poznaje
To inne słońce, zazdrosny obieg nieprześcignionej krwi.
Przełożył
Stanisław Barańczak
Nagrobek mi powiedział, kiedy zmarła
Dylan Thomas
Nagrobek mi powiedział, kiedy zmarła.
Jej dwa nazwiska zatrzymały mnie w milczeniu.
Dziewczyna poślubiona na wieczny spoczynek.
Poślubiona w tej ulewnej okolicy,
O którą kiedyś trafem zawadziłem;
Poślubiona, zanim uzyskałem słuch,
Zanim w odłamku lustra mogłem ujrzeć
Deszcz, który mówił przez jej chłodne serce,
I słońce zabite w jej twarzy.
Nic więcej ciężki kamień mi nie powie.
Przedtem leżała na czyimś posłaniu
Z zatopioną we włosach dłonią,
Albo ów dżdżysty język odpychał ją wstecz
Poprzez lata demonów i niewinne zgony
Aż do pokoju tajemnego dziecka.
Słyszałem później wśród ludzi: płakała,
Że jej ubrane w biel ciało jest nagie,
A jej czerwone usta scałowano w czerń,
Płakała w bólu, z grymasem cierpienia,
Szarpana szlochem, choć uśmiech drżał w oczach.
Ja, który w przyśpieszonym filmie
Widziałem śmierć i tę bohaterkę szaloną
Raz w życiu napotkaną na cmentarnym murze,
Usłyszałem, jak mówi przez szczerbaty dziób
Swego strażnika, kamiennego ptaka;
Umarłam, zanim pora snu nastała,
Lecz wyło moje łono
I moim nagim upadkiem poczułam,
Jak targa się w płomieniach zmierzwiona, czerwona głowa
I ukochany potop jego włosów.
Przełożył
Stanisław Barańczak