Sharpson Sharpson
66
BLOG

Jak zwykle - jestem zawiedziony.

Sharpson Sharpson Polityka Obserwuj notkę 4

Ile my mamy ten rząd, z półtora miesiąca, dwa miesiące? I nic. Zupełne nic.


A mogło być tak pięknie. Odsunąwszy od władzy wstrętny kaczystowski reżim premieru Tusku miał carte blanche. Platforma startowała z poziomu zaufania i poparcia wystarczającego, by faktycznie zrobić tu drugą Irlandię. Jednakowoż uśmiech, miłe obycie i deklarowana miłość do społeczeństwa (w przeciwieństwie do poprzedniego rządu, który, jak wiadomo, do współobywateli odnosił się z największą podejrzliwością i najchętniej by ich wszystkich zinwigilował, a może i sprowokował), nagle okazała się być podszyta totalną pustką i brakiem pomysłów. Już nawet nie chce mi się grzebać po necie żeby cytować tu jakieś przedwyborcza obietnice PO; jak przyszło do faktycznego rządzenia, to rząd... ech, zacytuję sprawozdanie z GW:

„Premier uważa, że czas już zakończyć zaklęty krąg "spotkań, konfliktów, strajków, debat" wokół służby zdrowia. Wyraził nadzieję, że z następnych tego rodzaju spotkań "wynikną konsekwencje decyzyjne, w tym konsekwencje ustawowe".

Uprzedził, iż nie uda się od razu podjąć konkretnych decyzji w sprawie wzrostu płac w służbie zdrowia. - Chciałbym, żebyśmy dzisiaj ustalili pole działania i tę przestrzeń, gdzie zgoda, nawet jeśli trudna, jest możliwa - powiedział Tusk.

Podkreślił, że rząd potrzebuje kilku miesięcy na "domknięcie pakietu ustaw". Zaapelował, żeby na ten czas w placówkach opieki medycznej zapanował "pokój, który powinien dotyczyć nie rządu, ale pacjentów". Zdaniem premiera, trzeba ustalić, "na ile jest zgoda w kwestii, że nie można dolewać pieniędzy do dziurawego systemu".

Nic dodać, nic ująć. Przestańmy wreszcie gadać i się spotykać, trzeba bowiem zacząć się spotykać i gadać. Czytam również, że posłowie koalicji pracują gorączkowo nad zmianami ustaw dotyczących służby zdrowia. Wot, zagadka: dlaczego rząd nie kieruje ich na obrady Sejmu jako projekt rządowy. Ot, odpowiedź: obijanie dupy blachą; jeżeli okaże się, że zmiany nie znajdą społecznej akceptacji, nagle okaże się, że to jednak nie rząd, tylko niesforne posły. To samo notabene dotyczy zmian w ustawie o radiofonii i telewizji – też poszły jako projekt poselski, pewnie żeby uwolnić rząd z zarzutu grzebania przy kompetencjach KRRiT. Ech.

Ciekawe też, że z gazet codziennych jakoś niespecjalnie można się dowiedzieć, czym akurat rząd się zajmuje. Zaraz po wyborach media jakby z przyzwyczajenia dalej zajmowały się PiS-em. Stopniowo jednak tematy się wyczerpały i zostało już wydziwianie nad kulinarnymi upodobaniami eksministra Dorna tudzież odgrzewanie kotletów w postaci rzekomych afer w otoczeniu LechKacza za czasów jego prezydentury w Warszawie. Protesty w służbie zdrowia relacjonuje się bez zbytniego zapału, ot, napisze się, że prezydent potraktował panią minister jak niezbyt bystrą uczennicę. Merytorycznie nie ma o czym pisać. Tusku przyznał się do totalnej bezradności; pomysły Platformy na zmiany w tej sferze zostały niestety ujawnione przedwcześnie („lody będą kręcone”), a nowe, jak się okazuje, poznamy za jakieś dwa, trzy miesiące.

Brzęczę tu natrętnie o lekarzach, bo ostatnio zajmuję się opiniami prawnymi wyjaśniającymi tym biedakom, dlaczego skoro miało być tak pięknie jest tak samo jak zawsze. Gdzie indziej jednak równie niepięknie. Minister Ćwiąkalski w ramach bezstronności i dbanie o niezależność prokuratury powywalał awansowanych przez Ziobrę (w ramach obowiązującej za poprzedniego rządu terminologii nazywałoby się to „polityczną czystką”, no ale mamy nowy rząd, który ex definitione to takich wybryków jest niezdolny). Giełda leci na łeb, na szyję, w związku z czym Polacy stali się o jakieś kilka, kilkadziesiąt miliardów złotych ubożsi, ale nie wywołało to w rządzie specjalnej ochoty podzielenia się narodem choćby ułamkiem refleksji. No, za to Rosjanie zaraz się zaczną znów delektować polskim mięskiem, więc wszystko jest w porządku, gospodarka uratowana.

Wszystko jednak przebijają dzisiejsze dywagacje na temat powrotu Kazia M. do polskiej polityki. Podobno w EBOiR zastąpi go Zyta G., w związku z czym Kazio za roczek, dwa będzie do zagospodarowania. Możliwa jest zatem podmianka: Tusku na prezydenta (o czym pono marzy dniami i nocami) a Kazio na premiera. W sumie racja; po co zadowalać się podróbką (Donek), skoro pod ręką będzie mistrz politycznego pijaru (Kazio)?

I tylko zgrzytam zębami, jeśli pomyślę, że ambicyjki Donka, który przez kolejne dwa lata będzie powtarzał, że to ważne, żebyśmy się kochali, bo wtedy będzie żyło się lepiej – wszystkim – zmarnują mój głos.

I w zasadzie to się rozpisałem bez sensu, bo w „Rzepie” najpiękniej podsumował to Piotr Gociek:
http://www.rp.pl/artykul/9133,80990.html
(Ponieważ to fantasta – były naczelny „Złotego Smoka”, czy jak się to tam nazywało – obawiać się należy, że zdolności profetyczne ma nienajgorsze...)
Sharpson
O mnie Sharpson

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka