Osama nie żyje. W sumie dobra wiadomość. Ale dlaczego męczą mnie wątpliwości co do tego, czy jest to nasz czy może jego sukces?
Wiem, że pojmanie go żywcem było zbyt skomplikowane. Ale cały czas mam wrażenie, że zabicie go bez sądu pokazuje tylko i wyłącznie to, że walcząc z terroryzmem przejęliśmy część ich metod działania. Spontaniczna radość na ulicach przypomina takie same przejawy entuzjazmu na ulicach Mogadiszu w 2001. Wojna z Osamą zakończyła się zwycięstwem. Ale mam dziwne wrażenie, że wojna o naszą tożsamość została w jakiś sposób przegrana.
Inne tematy w dziale Polityka