Jakie opcje ma Polska w swojej polityce zagranicznej wobec USA? Z pewnością nie są one nieograniczone. Musimy raczej porzucić marzenia o najechaniu USA, o byciu ich pierwszym oficerem i głównym sojusznikiem, czy równoprawnym partnerem. Z drugiej strony, raczej nie musimy się raczej obawiać najazdu z ich strony (no chyba, że tych łupków mamy baaardzo dużo). Ale jest kilka opcji, które są dla nas dostępne. Postanowiłem przyjrzeć się im z perspektywy świata zwierząt i relacji między nimi w ekosystemie. Żeby analogie były uprawnione musimy wziąć pod uwagę dysproporcje między nami a USA. W kilku analizach, które czytałem różnice w wielkości i wpływie na politykę międzynarodową zostały wygodnie pominięte. Moim zdaniem te różnice powinny być fundamentem budowy strategii dla polskiej polityki zagranicznej wobec USA. Oto scenariusze wzięte z natury, którymi możemy podążyć.
Pawie to ciekawy przykład seksualnie umotywowanej ewolucji. Ich ogromne ogony służą popisywaniu się przed partnerkami. Nagroda za duży ogon jest ogromna. Pawie żyją w haremach, gdzie jeden osobnik ma wiele partnerek a reszta mniej imponujących samców obchodzi się smakiem. W bardzo prostym doświadczeniu obcięto dominującemu samcowi w stadzie oka z ogona i partnerki natychmiast przeniosły się do innego samca. Po doklejeniu wcześniej obciętych ok, samice natychmiast wróciły. W posiadaniu wspaniałego ogona w parku nie ma problemu. W przyrodzie, owszem. Zbyt duży ogon przeszkadza w lataniu. Co jest poważnym problemem dla zwierzęcia, które jest przysmakiem tygrysów. Paw musibyć bardzo silny, tak żeby mieć jak największy ogon ale zarazem dożyć do momentu, w którym można się mnożyć. Polska może być takim pawiem, pyszniącym się swoim ogonem przed USA, czy to ogon tradycji historycznych, czy ogon doznanych krzywd, czy wreszcie ogon możliwości. Ogon może zainteresować mniejsze państwa regionu i zrobić z nas lokalnego lidera. Musimy jednak pamiętać o tym, że nasz ogon może być niewystarczająco atrakcyjny dla naszych potencjalnych kur. Ważne też, żeby nasz ogon nie utrudniał nam lotu na najbliższą gałąź, szczególnie jeśli to ogon roszczeń wobec pręgowanego super mocarstwa.
W przyrodzie rzadko zdarza się autentyczna złośliwość. W polityce niekoniecznie. Może jestem niepoprawnym optymistą ale USA nie podejrzewam o złośliwość wobec nas. Tak samo jak nie podejrzewam o złośliwość stada słoni czy gnu. Niestety sam brak złośliwości nie chroni przed tratowaniem. Polska ze względu na swój rozmiar może się znaleźć na ścieżce stada słoni (porównanie z GOP niezamierzone). Ważna dla nas jest odpowiednia gra pozycyjna. Musimy przewidywać ruchy z wyprzedzeniem, mieć gotowe scenariusze w pogotowiu, znać bezpieczne kryjówki. Problemem ze stadem słoni jest brak współczucia, sentymentów. Stado idzie po prostej linii do celu. Szczególnie jeśli jest zpanikowane. Musimy być gotowi na taki scenariusz.
Nosorożce to dziwne zwierzęta. Samotnicze, kapryśne, gruboskórne. Nie mają naturalnych wrogów, ot kilka pasożytów, nic szczególnego. Zupełnie jak supermocarstwa. Nosorożce mają za to dziesiątki sojuszników. Małe ptaki, które siedzą na ich cialskach i wyjadają kleszcze, pchły i inne robactwo. Bo nawet wielki nosorożec nie może się całkowicie zarobaczyć. W zamian, ptaki mają energetyczne menu i jako taką ochronę (raczej bierną niż czynną). Polska ma spory potencjał zostania takim komensalem amerykańskiego nosorożca. I taka rola nie byłaby zła. Pod warunkiem, że menu proponowane przez giganta byłoby odpowiednio interesujące.
Polska nie może być partnerem USA. Ale to wcale nie jest tragedią. Moim zdaniem najważniejszym czynnikiem naszych stosunków z USA jest umiarkowanie. Stabilne i oparte na współpracy budowanie koalicji państw Europy środkowo wschodniej, bez hegemonizmu ale przewodząc przykładem i sprytnie używając tego, że nasza gospodarka jest największa w regionie (Niemcy wygodnie zaliczę do Europy zachodniej). Taka pozycja niepisanego lidera zwiększa naszą przydatność dla mocarstwa. Umiarkowane wsparcie dla inicjatyw amerykańskich, bez lizusostwa, ale i bez arogancji. Bez bezgranicznego oddania, ale i bez obwarowywania się w strukturach europejskich. Musimy pamiętać o tym, że jesteśmy w Europie ale równocześnie nie zapominać o tym, że USA ma w swoim arsenale rozwiązania, z których Europa nie korzysta, a które mogą okazać się przydatne. Wreszcie, musimy znać swoje miejsce w szeregu i bez złudzeń określić skalę naszej przydatności dla USA. Spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie a nie iluzję opartą na naszych pragnieniach. Nasze oczekiwania powinny być dopasowane do takiej realistycznej anlizy, oczywiście z lekkim zaokrągleniem w górę. Być może mój obraz sytuacji jest odrobinę pesymistyczny, ale w polityce zagranicznej lepsze to niż oczekiwania, które nigdy się nie spełnią. Mieliśmy w naszej polityce już wystarczająco idealizmu i romantyzmu, czas wypróbować pragmatyzm. Najważniejsze jest to, żeby wizyta Obamy była traktowana jako szansa, możliwość, nie jako okazja do kolejnej fotki z najpotężniejszym przywódcą świata.
Inne tematy w dziale Polityka