Ja tam nie chcę niczego sugerować, ale w 2009 roku, podczas obchodów 70 rocznicy wybuchu II Wojny Światowej na Westerplatte prezydent Lech Kaczyński przywitał zaproszone głowy państw uściskiem dłoni. Wszystkich za wyjątkiem Putina. Putin został z wyciągniętą ręką jak skarcony uczniak. Przed kamerami, na oczach wszystkich został publicznie upokorzony.
Gdy to zobaczyłem, pomyślałem sobie, że to było bardzo niepolskie zachowanie pana Prezydenta. Bo w Polsce, wiadomo, tradycja taka, że "Gość w dom, Bóg w dom". Po pierwsze - nie zaprasza się szuj i padalców pod własny dach. A jak już się zaprosi - to trudno - nie wolno ich upokarzać. Gość to świętość.
A rok później Pan Prezydent Kaczyński już nie żył. Przypadek? Pewnie przypadek.
Warto jednak wyciągnąć z tego naukę - zapraszanie do siebie gości po to tylko, aby ich publicznie upokorzyć nigdy nie kończy się dobrze.
Zaprosiliśmy Viktora Orbana do Polski. I zamiast go przekonywać, próbować przeciągać na naszą stronę - zrugaliśmy go publicznie jak niegrzecznego chłopca. Stworzyliśmy sobie nowego wroga.
Pan Orban nam tego nie zapomni. Co właściwie zyskała Polska?
Czy tak wygląda dyplomacja? Czy ktoś w Polsce rozumie jeszcze, co słowo "dyplomacja" oznacza?