Grafikę stworzył Northink
Grafikę stworzył Northink
dr Włodzimierz Nikitenko dr Włodzimierz Nikitenko
102
BLOG

Ułomni w obliczu śmierci

dr Włodzimierz Nikitenko dr Włodzimierz Nikitenko Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


Bo zwyciężać mogą tylko ci,
którzy wierzą, że ... mogą

                       /Wergiliusz /




    Filozofia bardzo często posługuje się określeniem – ułomność.  Delikatnie mówiąc takim określeniem nazywa się ludzi z wszelkimi psychicznymi bądź fizycznymi „brakami”, wadami i niedoskonałościami myślenia, postrzegania, , widocznymi bądź nie „defektami” budowy ciała, jakie nie zdarzają się i nie występują faktycznie w normalnym, jednostkowym „egzemplarzu ludzkim”. Ludzie skrajnie złośliwi, bez poczucia taktu i dobrego smaku, mówiąc prościej i bezpośrednio – wulgarni (a dosadniej: chamscy, gburowaci, prostacy), nazywają takie właśnie jednostki osobnicze – kalekami. Czyż jednak nie jest to na swój sposób uwłaczanie samemu sobie i każdemu z nas z osobna oraz wszystkim razem naraz ?! Z tego co powszechnie wszem i wobec wiadomo, nie ma chyba na planecie Ziemia jednostki (człowieka), który w tym bądź innym względzie, nie byłby mniejszą lub większą życiową „kaleką”, mimo pozornie całej swojej niby fizycznej doskonałości ciała, organizmu, myślenia, postępowania ?...
    Niestety, inna (jakże różna) bardziej przemyślna nazwa tej kategorii postrzegania ludzi z różnych płaszczyzn zawodowych, ruchowych teoretycznych bądź praktycznych, to nic innego jak – niepełnosprawni. Oczywiście zgodzimy się wszyscy, iż najcięższym znanym przypadkiem niepełnosprawności pozostaje zapewne tzw. „niepełnosprawność umysłowa”. Niesprawność wywołana cechami genetycznymi sprzed urodzenia, traumatycznych przeżyć matki ciężarnej, bądź środowiska w jakim ona przebywa przed urodzeniem lub po nim wraz z dzieckiem. Różnych odmian patologii społecznych środowiska, bądź konsekwencją bliżej nieokreślonego wypadku. Dokonując przeglądu różnorakiej literatury krajowej i zagranicznej, niejednokrotnie spotykamy się z wypowiedziami osób badających dogłębnie problem – można powiedzieć „od podszewki”. I cóż się okazuje. Otóż podchodząc do problemu jedynie z płaszczyzny śmierci, bardzo często spotyka się takie wydaje się „normalne”, acz skrajnie tragiczne stwierdzenia. Jeżeli umarł człowiek dorosły, a był „normalny”, żałujemy go bardziej lub mniej, głębiej lub płycej, uzewnętrzniając głośno wyrażany żal. Jeżeli ten człowiek, był chociażby w najmniejszym stopniu niepełnosprawny, od razu, nie wiadomo dlaczego „wylewamy” niepohamowany żal i bezgraniczne współczucie: lepiej, że umarł, niż miał się męczyć. Zupełnie tragicznie wygląda na tym tle postrzeganie dzieci z tego typu „schorzeniem”. Czyż nie warto jednak zastanowić się w którym momencie daje o sobie tutaj znać komplementarna prawda ? Często jest tak, iż osoba z jakąkolwiek niepełnosprawnością nie cierpi, ona po prostu jest taka, bo taka się urodziła i nie jest jej z tego powodu ani źle, ani nieprzyjemnie. Trzeba jednak spojrzeć na problem może trochę z zupełnie innego światłocienia. My niby „normalni” postrzegamy rzeczywistość tak. Najczęściej samo postrzeganie jest dla nas początkiem i końcem tego punktu odbioru. Natomiast ci nazywani przez nas nienormalni (niepełnosprawni), wprawdzie nie do końca w powszechnie dla nas zrozumiałym języku, ale jednak, postrzegają bardzo często emocjami,  na które my zazwyczaj nie mamy ani czasu, ani sposobności, ani przekonania odbioru „jako coś normalnego”, albo po prostu chęci i bardziej szczegółowego wartościowania.  Czyż jednak ta z góry założona przez nas idea, nie ukazuje w tym właśnie przypadku naszej jakże wyrazistej ułomności ?! Wciąż goniąc bez opamiętania za pieniędzmi, karierą, przyjaciółmi, „żyjąc chwilą” i nie wiadomo jeszcze po co i za czym, gubimy bardzo często właśnie istotę podłoża czysto ludzkiego. Więcej, nie bez znaczenia chyba jednak w poważnym stopniu odgrywają emocje własne. Postrzeganie piękna, wyciszania, radości, a nawet powszechnej niby normalności, w której żyjemy na co dzień, a której tak naprawdę faktycznie nawet bliżej nie dostrzegamy bądź znamy w bardzo małym zakresie…
Problem, przy rozwiązywaniu okazuje się jednak bardziej złożony, niż mogłoby się pozornie na pierwszy rzut oka wydawać. Otóż fundamentalna bariera rozmowy dotyczącej tego tematu, a prowadzonych badań w szczególności, jest wydaje się w ogóle nie do przekroczenia. Dlaczego?! Z bardzo prostej, banalnej wprost przyczyny. My „normalni” nie chcemy, nie lubimy i najzwyczajniej wciąż, zawsze i wszędzie unikamy tematyki o niepełnosprawności i niepełnosprawnych. Jako ponoć bardzo emocjonalni, wierzący, niezwykle czuli oraz współczujący i humanitarni ludzie, najchętniej wytarlibyśmy to zagadnienie z ludzkiego życia. O tego „typu” ludziach dorosłych i dzieciach (niepełnosprawnych) mówimy najchętniej w czasie przeszłym dokonanym (było, zrobiło się, dokonało…) w trybie przypuszczającym (może, gdyby…) ale też i orzekającym skrajnie nawet: najlepiej gdyby się w ogóle nie urodzili. Za nic też nie pozwalamy na dopuszczenie ku sobie świadomości, iż to bezsprzeczny fakt i z takim otoczeniem też powinniśmy, ba bezwzględnie musimy się w końcu nauczyć normalnie żyć. Przy czym z góry wiadomo, że wygląd, postawa i zachowanie tych osób, czy to dorosłych, czy też dzieci, bardzo często zewnętrznie wskazuje od razu na ich ułomność. Mało tego, często w bezpośrednim spotkaniu z nimi, można odnieść uczucie lęku, odrazy, a nawet zwyczajną niechęć ku nim płynącą od otoczenia. Utarł się nawet osąd, iż zazwyczaj widząc taką buzię, nie współczujemy ułomnemu, ale co najwyżej jego rodzinie, że stanowi dla niej tyle uciążliwości, a przez ten fakt, ono (bądź „ona” czy „on”) degraduje tę właśnie rodzinę w powszechnym społecznym odbiorze (?!). Jednak powstaje też w tej samej chwili małe, a może wielkie „ale”, czy tak jest naprawdę (!?) Przecież ten ułomny (niepełnosprawny), to jednak również, a może przede wszystkim człowiek, ani lepszy, ani gorszy jak my, tylko po prostu inny… Czyż nie warto w tym miejscu wreszcie się obudzić, a nawet porządnie i dogłębnie wstrząsnąć – czy i w którym miejscu znajduje się więc nasz prawdziwy „humanizm”? Taką faktyczną, choć bardzo przykrą prawdę, udowodniły w toku ponad 20 lat swoich badań pracy z niepełnosprawnymi Valerie Sinason  oraz Nolle Blackman .
W XIX wieku na Wyspach Brytyjskich, a ściślej w roku 1883, bliski kuzyn twórcy teorii ewolucji – Karola Darwina – niejaki Francis Galton , podjął problematykę kreowania od tej pory, a właściwie „na przyszłość” „idealnego” gatunku ludzkiego. Zamierzenie nie było tylko czczą mrzonką, ponieważ otaczające go ówczesne angielskie społeczeństwo posiadało nawet z naddatkiem przypadków ludzi „ułomnych”, którymi przepełniona była także cała Europa i cały świat. Tak utorowano drogę do przyszłej kolejnej nauki zwanej – „eugenika” , którą po około pół wieku później tak wykorzystali hitlerowscy siepacze  do nieludzkich i na pewno pseudonaukowych eksperymentów na ludziach. Owe opatrznie rozumiane „życzenie śmierci” miało usprawiedliwić skrajnie śmiałą i zdecydowaną zgodę na „usunięcie” z tego świata osób „niepełnosprawnych”, a więc – upośledzonych, a z upośledzeniem intelektualnym w szczególności. Tylko na cóż nam okres drugiej wojny światowej, skoro do dzisiaj część świata nauki uważa, iż nie ma dla tej grupy miejsca wśród żywych (?!?!?!). Czyż nie jest klasycznym przykładem takiego myślenia fakt, że z końcem lat 50 XX wieku przymusowo wysterylizowano m.in.: około 60.000 Amerykanów, ponieważ ukradli bądź popełniali czyny niegodne człowieka? (w opinii ówczesnych sądów, np. dopuszczały się prostytucji). Czyż w obecnym państwie środka – Chinach, nie sterylizuje się do dzisiaj kobiet, by nie przyszło im do głowy urodzenie więcej niż jednego dziecka. Wobec powyższego, czy trzeba być aż „niesprawnym intelektualnie”, czy tylko wystarczy, że władza nas za takich uważa ?!
Przecież nawet, co gorsze, w swoim czasie niektórzy laureaci nagrody Nobla uważali, że świat powinien gromadzić ich i innych wybitnych jednostek geny, ponieważ przyszłe życie powinno być zbudowane na mądrości, zdrowiu i wybitności… Stąd zupełnie „nienormalne” pytanie – jak daleko mogła sięgnąć ludzka głupota, pustka mózgowa i zacofanie??? skoro dopiero w roku 2006 światowa Organizacja Narodów Zjednoczonych przyjęła „Konwencję o Prawach Osób Niepełnosprawnych”, którą Polska wprawdzie podpisała w roku 2007, ale wciąż jeszcze nie ratyfikowała. W dobie XXI wieku, kiedy nasz kraj buduje potrzebne tylko na EURO stadiony, bo władza jakoby kocha piłkę (jak większość popierającego ją tłumu), niepełnosprawni wciąż nie są uważani za 100 % ludzi. Są ponoć gorsi, najlepiej gdyby większość z nich możliwie szybko i ostatecznie umarła, a szczególnie „dzieci/ludzie kwiaty”, bo oni i tak nie mają pojęcia o świecie bożym, pozostając często w stanie faktycznej bądź sztucznie zaaplikowanej śpiączki farmakologicznej…
Ilu wielkich i światłych „normalnych” ponoć dzisiejszych ludzi zna obecnie np. „język migowy” w urzędach, aby wspomóc osobę niepełnosprawną na ulicy, w autobusie, w sklepie? A przecież ci ludzie i ich rodziny, opiekunowie, załamują się najczęściej i najszybciej. Czyż trzeba było aż głośnego wołania z międzynarodowych trybun słów murzyńskiej dziewczyny z roku 1998 z haskiego Kongresu, która pragnie pomimo: swojego koloru skóry, płci i wreszcie niepełnosprawności, być traktowana na równi z „normalnymi” ludźmi? Zwraca się więc z wołaniem do świata słowami: „... Nie pozbywajcie się nas – przyjmijcie nas”... Gdzie podziała się nasza ludzka, a może nawet chrześcijańska (a więc na wskroś chyba jednak – miłosierna) wyrozumiałość. Elity rządzące i politycy, w każdej sekundzie „bycia na świeczniku”, martwią się tylko w kwestii „z kim i za ile”, nurzając się w gierkach i czczym gadaniu niszcząc resztki wiary w „normalność” człowieka. Ilu z tych „wszechmocnych” zabiegało o to, by zbliżyć się do normalnego społeczeństwa, zbudowało np. windę dla niepełnosprawnych, zainicjowało swoje poselskie diety na budowę domu dziecka, lub domu pobytu dziennego albo zakładu dla niepełnosprawnych??? Ilu z nich zastanowiło się nad sensem życia tych ludzi, ich cierpieniem i całkowitym osamotnieniem w chwili śmierci opiekunów. Czy ci wielcy, kiedykolwiek uśmiechnęli się szczerze widząc w zasięgu swojego pola widzenia takie niepełnosprawne dzieci? Przecież ci „nienormalni” pomimo swojego stanu, także widzą, myślą, przeżywają, odczuwają, cierpią, jak również umierają tak samo ... jak wszyscy „normalni”. Pamiętajmy o tym „normalni” chociażby w chwili, gdy wprowadzamy swój samochód przed marketem na miejsce przeznaczone mimo wszystko jednak dla „kaleki” ...


Literatura wspomagająca:

•    Aries P., Człowiek i śmierć, Warszawa 1992.
•    Blackman N., Todd S., Jak wspierać umierające osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Jak żyć z chorobą, tłum.: J.Dobrowolski, Warszawa 2009.
•    Dykcik W., Pedagogika specjalna, Poznań 2007.
•    Mencap Report, The NHS: Health for All? People with Learning Disabilities and Health Care. Mencap National Centre, London 1998.
•    Pearson L.(red.), Śmierć i umieranie – postępowanie z człowiekiem umierającym, wyd. 2, tłum.: B.Kamiński, Warszawa 1975.
•    Sinason V., Upośledzenie umysłowe a kondycja ludzka: analityczne podejście do niepełnosprawności intelektualnej, Londyn 2010.
•    Szymczak M.(red.), Słownik języka polskiego, t. 1-3, Warszawa 1978-1981.
•    Turner J.S., Helms D.B., Rozwój człowieka, Warszawa 1999
•    www.gogle.com;
•    www.wikipedia.org.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo