Witam,
To mój pierwszy wpis na salonowym blogu, choć do założenia konta przymierzałem się od jakiegoś czasu. O jego założeniu zdecydował impuls, choć raczej była to kropla, która przepełniła czarę. Muszę jednak odnieść się do fragmentu mojej dłuższej wypowiedzi, która została dziś wyemitowana w trójkowym "Raporcie o stanie świata" odnośnie zamachu stanu w Hondurasie. Wynika z niego, że zasadniczo popieram społeczność międzynarodową w sprawie Zelayi, wychodząc z pozycji idealistycznych. A tak nie jest. Nie będę się rozwodził dłużej nad tym radiowym nieporozumieniem, poniżej pozwalam sobie wkleić krótką analizę na ten temat mojego pióra, wydaje mi się, że bezstronną i obiektywną:
Dwa zamachy w Hondurasie
28 czerwca świat obiegły informacje o zamachu stanu w Hondurasie. Wedle najczęściej pojawiających się komentarzy, urzędujący prezydent Manuel Zelaya Rosales został przemocą usunięty ze stanowiska i wygnany z kraju, a całość miała być zamachem na demokrację. Uważne przyjrzenie się sytuacji pokazuje jednak, że równie dobrze można sprawę tłumaczyć odwrotnie. To działająca w imieniu Sądu Najwyższego i Kongresu Narodowego armia dokonała kontrzamachu, uniemożliwiając Zelayi złamanie konstytucji.
Zgodnie z honduraską konstytucją, urząd prezydenta można sprawować tylko raz. Zelaya, którego kadencja przebiegała pod znakiem lewicowego populizmu, wzrostu przestępczości i korupcji, ogłosił, że zamierza zorganizować 28 czerwca referendum w tej sprawie. Tymczasem ustawa zasadnicza Hondurasu jest tak skonstruowana, że na jej gruncie niektórych zmian nie można dokonywać drogą przyjmowania poprawek – należałoby uchwalić w całości nowy dokument. Tą wymowę miały zarówno orzeczenie Sądu Najwyższego w tej sprawie oraz specjalna uchwała Kongresu Narodowego, przyjęta 23 czerwca. Armia zatrzymała prezydenta 28 czerwca rano i wojskowym samolotem przewiozła do Kostaryki. Od tego czasu na ulicach Tegucigalpy trwają manifestacje, zamieszki i są ofiary w ludziach. W międzyczasie Zelaya wystąpił na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, które jednogłośnie zażądało przywrócenia go na stanowisko. 1 lipca Zgromadzenie Ogólne Organizacji Państw Amerykańskich potępiło obalenie Zelayi i dało Hondurasowi trzy dni na jego przywrócenie do władzy. 3 lipca negocjacje z OPA załamały się, a dwa dni później były prezydent podjął nieudaną próbę powrotu do kraju. 7 lipca próbę mediacji między zwaśnionymi stronami podjął słynny noblista, były prezydent Kostaryki, Oscar Arias. Nie przyniosła ona jednak efektu, a stary prezydent Zelaya nie spotkał się nawet z prezydentem ad interim, Roberto Michelettim.
Na wydarzenia w Tegucigalpie należy także spojrzeć z szerszej perspektywy międzynarodowej. Przede wszystkim Zelaya podjął decyzję o przystąpieniu Hondurasu do ALBA, czyli Boliwariańskiego Sojuszu dla Naszej Ameryki. Organizacja ta oficjalnie ma doprowadzić do integracji ekonomicznej Ameryki Łacińskiej w oparciu o zasady sprawiedliwości społecznej i wzajemnej pomocy gospodarczej. Jest ona sztandarowym projektem politycznym prezydenta Wenezueli Hugona Chaveza i jego doktryny „socjalizmu XXI wieku”. Stanowi konkurencję wobec amerykańskich pomysłów rozszerzenia Północnoamerykańskiej Strefy Wolnego Handlu (NAFTA) w hemisferyczną FTAA (Strefa Wolnego Handlu Ameryk). W znacznej mierze oparta na preferencyjnych dostawach ropy naftowej z Wenezueli, jest w istocie antyamerykańska. Wenezuela blisko współpracuje z Iranem, Kubą, Chinami i Rosją, wpisując się w szerszy kontekst rywalizacji globalnej, obliczonej na podważenie dominacji USA. Co charakterystyczne, wkrótce po wydaleniu Zelayi, wojsko zatrzymało ambasadorów Kuby, Wenezueli i Nikaragui – wszystkie te trzy państwa należą do ALBA. Ich przywódcy mają bardzo bliskie kontakty z Rosją; o ile braci Castro nie trzeba nikomu przedstawiać, to warto wiedzieć, że Daniel Ortega, prezydent Nikaragui i były przywódca lewicowej partyzantki w tym kraju, został zdemaskowany jako agent KGB przez byłego oficera tej służby Wasilija Mitrochina. Z kolei w listopadzie ubiegłego roku na wodach Morza Karaibskiego odbyły się wspólne manewry morskie floty rosyjskiej i wenezuelskiej. Od czasu do czasu rosyjski sztab generalny informuje o możliwości rozmieszczenia rakiet balistycznych na terytorium tego kraju.
Można zatem stwierdzić, że chociaż prezydent Obama stanął w konflikcie po stronie Zelayi, stosując demokratyczną retorykę, jego usunięcie w istocie powinno być na rękę Stanom Zjednoczonym. Zwłaszcza, że aby zostać członkiem ALBA, Honduras musiał opuścić CAFTA (Strefę Wolnego Handlu Ameryki Środkowej), którego członkiem są USA, a które miało stać się w przyszłości częścią FTAA. Dalsze postępowanie Waszyngtonu w tej sprawie będzie swoistym probierzem rzeczywistych intencji, wizji i talentów politycznych Baracka Obamy. Cała sprawa łudząco przypomina wydarzenia z okresu zimnej wojny. Ponownie pojawia się dylemat, czy zamachem stanu jest dojście do władzy z naruszeniem prawa lewicowego populisty, czy też uniemożliwienie mu tego? Czy lepsza jest perspektywa wieloletnich rządów kolejnej osoby pokroju Hugona Chaveza, czy też uniemożliwienie mu tego za cenę konfliktu wewnętrznego i potępienia ze strony społeczności międzynarodowej? Wreszcie, czy w warunkach globalnej rywalizacji mocarstw, dokonać swoistej „zamiany sojuszy”, czy zostać w starym układzie? Nie są to łatwe wybory, a jak pokazują wydarzenia ostatnich lat, będzie ich prawdopodobnie coraz więcej.
Dawniej blog nosił tytuł "Realna analiza" i dotyczył głównie polityki międzynarodowej. Potem przejściowo pisałem o książkach, następnie znowu wróciłem do analiz politologicznych. Ponieważ jednak od pewnego czasu wykonuję je zawodowo, przez pewien czas poświęcony będzie tematom różnym.
Osoby piszące pod pseudonimem i równocześnie atakujące dyskutantów oraz używające wulgaryzmów uznaje się niniejszym za pozbawione zdolności honorowej i banuje po pierwszym incydencie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka