Aleksander Łukaszenko, "ulubieniec" polskich mediów i postać lekceważona, okazuje się znacznie zręczniejszym graczem niż nasze lokalne władze wszelkiego autoramentu. Abstrahując od kontekstu Związku Polaków na Białorusi i dyktatorskiego modelu władzy, bliższe przyjrzenie się polityce zagranicznej Mińska prowadzi do przypuszczeń, że prezydent Białorusi prowadzi dość zgrabną grę obliczoną na uniezależnienie się od Rosji. Możliwe, że Polska jest w stanie mu w tym pomóc... i może nawet należałoby to rozważyć?
Jak wiadomo, najważniejszym narzędziem nacisku, jakie Rosja posiada w stosunku do Białorusi, są dostawy surowców energetycznych. Póki co, jest to narzędzie obosieczne, ale wraz z budową ropociągu BTS-2 do Primorska i Gazociągu Północnego, sytuacja może ulec zmianie. Po pierwsze, po zbudowaniu BTS-2 Transnieft (państwowy operator rurociągów naftowych w Federacji Rosyjskiej) będzie mógł wyłączyć z eksploatacji północną, prowadzącą przez Polskę i Białoruś, nitkę "Przyjaźni". Po drugie, po ukończeniu budowy Nordstreamu, podobna sytuacja zainstnieje w sektorze gazowym i oba państwa tranzytowe stracą w tym aspekcie na znaczeniu.
Co w tej sytuacji robi Łukaszenko? Coś diametralnie innego niż nasi pogrążeni w narcyzmie politycy, nie widzący, albo udający, że nie widzą nadchodzącej katastrofy (demografia i kryzys finansów publicznych). Działa aktywnie. Od wczoraj przebywa na przykład w Caracas, gdzie wraz z Hugonem Chavezem negocjuje i podpisuje porozumienia o współpracy w sektorze naftowym i gazowym... Wenezuela daleko, ale skoro Chinom opłaca się sprowadzać ropę z Angoli, a USA zewsząd, to może warto czasem sięgnąć nieco dalej, niż obszar postsowiecki i Morze Północne, które wyznaczają horyzont wyobraźni polskich polityków. Chavez, chociaż lewicowiec, jest w polityce zagranicznej bardzo racjonalny. Jeśli zatem porozumie się z Łukaszenką (na co stawiam), to okaże się, że jednak można dostarczać odpowiednie surowce na Białoruś. Jest jeden problem: transport musiałby się odbywać drogą morską, a Białoruś dostępu do morza nie ma... mają go za to Polska i Litwa. I tu dochodzimy do sedna: skoro Amerykanie potrafią się dogadywać z dyktatorami w Azji Centralnej (patrz: moje poprzednie wpisy), a Francuzi sprzedają Rosjanom Mistrale, to może i Polska mogłaby spróbować niekonwencjonalnego wistu w energetycznym brydżu? Np. dogadać się z Białorusią w sprawie korzystania z Naftoportu i przyszłego gazoportu? Może wybudować jeszcze jeden terminal LNG? Pomyśleć razem z Litwą o wykorzystaniu terminalu w Kłajpedzie?
Łukaszenko jest racjonalny, a poza tym nie będzie wieczny, a ewentualni jego następcy będą mieli dużo większą łatwość w nawiązywaniu lepszych kontaktów z Zachodem wiedząc, że nie "wiszą" na wyłącznie rosyjskim gazie i ropie. Nie żeby te były złe - ale pozycja negocjacyjna wobec dostawcy, który nie jest monopolistą, jest lepsza. Sami moglibyśmy na tym skorzystać, w razie gdyby okazało się, że są problemy z przesyłem "Przyjaźnią", albo "Jamałem" (co będzie, jak się przypadkiem "popsuje"? Wtedy nawet najlepszy kontrakt PGNiG nie pomoże...)
Pozostają jednak inne wątpliwości: czy w związku z zacieśniającą się współpracą Rosji z Wenezuelą, nie byłaby to pozorna dywersyfikacja. Wreszcie czy Rosjanie nie podkupią czymś skutecznie Łukaszenki. Niemniej jednak rzecz jest warta obserwacji i być może włączenia się w realizację, gdyby okazało się, że Chavez i Łukaszenko myślą poważnie o współpracy energetycznej.
Dawniej blog nosił tytuł "Realna analiza" i dotyczył głównie polityki międzynarodowej. Potem przejściowo pisałem o książkach, następnie znowu wróciłem do analiz politologicznych. Ponieważ jednak od pewnego czasu wykonuję je zawodowo, przez pewien czas poświęcony będzie tematom różnym.
Osoby piszące pod pseudonimem i równocześnie atakujące dyskutantów oraz używające wulgaryzmów uznaje się niniejszym za pozbawione zdolności honorowej i banuje po pierwszym incydencie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka