SOLTYS SOLTYS
842
BLOG

Sumienia Na Wieszaku

SOLTYS SOLTYS Polityka Obserwuj notkę 0

COŚ WIĘCEJ NIŻ TEMAT ZASTĘPCZY

Jak zapewne Państwo pamiętają, przy okazji odradzającej się nad Wisłą debaty o aborcji, "obrończynie kobiet" zafundowały nam wyjątkowo niesmaczny spektakl. Oto w stołecznym Kościele Św. Anny, podszywająca się pod wiernych grupa działaczek feministycznych ostentacyjnie opuściła świątynię w momencie, kiedy celebrans zaczął czytać stanowisko episkopatu nt. aborcji. Cudownym zbiegiem okoliczności w tym samym Kościele Św. Anny znalazły się kamery Gazety Wyborczej - i tu kolejny cud - ustawione w miejscach, gdzie działo się najwięcej! Nie obyło się bez przepychanek i pyskówek, których główna bohaterka (pani z tandetnym tatuażem w kształcie serca "zdobiącym" czaszkę, której miana szczęśliwie zapomniałem) z miejsca trafiła do telewizji jako ekspert od problemów kobiecych i tropikalnych drzew.

Podobny poziom argumentacji, połączony z ohydnym sprofanowaniem barw narodowych i symbolu Polski Walczącej, zaprezentowali uczestnicy Marszu Godności. Pod tą piękną nazwą krył się spęd skrajnie lewicowych środowisk, zorganizowany pod hasłami jeszcze szerszego niż dotychczas dostępu do środków antykoncepcyjnych i aborcji.  Mając po swojej stronie takich obrońców godności nie potrzeba już wrogów, ale zdaję sobie sprawę, że podejmowana problematyka nie daje się zamknąć wyłącznie w ramach postulatów podnoszonych przez stosunkowo wąskie środowiska feministyczne. Niestety wielu tzw. "zwykłych obywateli", a nierzadko także (o zgrozo!) obywateli mieniących się katolikami, uważa obecną literę prawa aborcyjnego za sensowną i nie widzi potrzeby wprowadzania wyższych standardów ochrony życia dla osób nienarodzonych.

Trzecim aktem tego spektaklu był odbywający się w dniu dzisiejszym czarny protest. Środowiska feminizujące są w Polsce marginesem, więc aby o sobie przypominać i zarazem pozyskiwać rząd dusz, muszą się uciekać do skandali, a nierzadko niestety także rozsiewać wśród kobiet wyjątkowo perfidne kłamstwa. I tak po prawdzie, to właśnie ten posunięty do granic absurdu poziom ich kłamstw spowodował, ze pomimo natłoku różnych zajęć, zdecydowałem się zabrać w tej sprawie głos. W dalszej części tego wpisu przedstawiam swoje kompleksowe stanowisko w tej sprawie. Z łgarstwem i manipulacjami feministek rozprawiam się pod koniec tego wpisu, więc jeśli ktoś jest zainteresowany tylko tym fragmentem można śmiało przewinąć - nie poczuję się urażony.

Jako człowiek wierzący w sprawie usuwania ciąży prezentuję stanowisko zgodne z tym jakie było i jest zawarte w nauczaniu chrześcijańskim na przestrzeni ostatnich dwóch tysiącleci. Sprowadza się ono do treści zawartej w przykazaniu "Nie zabijaj", a mówiąc ściślej "Nie morduj". Nie czuję się z tego powodu ani radykałem, ani tym bardziej religijnym fanatykiem, chociaż w czasach w których głoszenie prawdy jest czynem rewolucyjnym z pewnością w niektórych środowiskach mogę za takiego uchodzić. Jednocześnie jestem głęboko przekonany, iż posiadanie depozytu wiary wcale nie jest konieczne, aby dotrzeć do poglądów tożsamych z prezentowanymi przez moją umiarkowanie skromną osobę. Dotarcie do prostej konstatacji, że stosowanie jednego zła celem naprawienia innego nie może przynieść pozytywnego rezultatu jest niezależne od wyznania. Chciałbym wszystkim zainteresowanym dalszym czytaniem tego tekstu przedstawić szereg argumentów, który doprowadziły mnie do przekonania, że walka z dopuszczalnością aborcji w jakiejkolwiek formie jest obowiązkiem nie tylko ludzi wierzących, ale po prostu ludzi przyzwoitych.

Przyznaję, że blisko pół miliona podpisów zebranych pod projektem Ustawy o zmianie stawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży to o wiele więcej niż się spodziewałem. Cieszy to tym bardziej, że miałem okazję dołożyć do tej puli swoją skromną cegiełkę, a te wszystkie cegiełki, zbierane ze wszystkich stron Polski, zaowocowały przeforsowaniem ww. projektu do dalszych prac komisji sejmowych. Na tym etapie projekt z pewnością nie jest doskonały i wymaga kilku uszczegółowień, jednakże w stosunku do panującego dzisiaj, wyjątkowo zgniłego kompromisu, jest to wyraźny skok jakościowy.

Treść projektu Ordo Iuris zakłada, iż w rodzimym prawodawstwie nie powinno być miejsca na żadne wyjątki aborcyjne - aborcja jest działaniem bezwzględnie zakazanym. Nie oznacza to wcale, wbrew temu co próbują kłamliwie insynuować niektóre środowiska, że na mocy proponowanych zmian matki będą zmuszane do donoszenia ciąży kosztem swojego życia. Sprawa jest tutaj postawiona bardzo jasno - jeśli na dwóch szalach jest życie matki i życie dziecka, to naturalnie życie matki stanowi priorytet, gdyż jest ono również gwarantem życia jej potomka. W takiej sytuacji ostateczna decyzja o tym czy ewentualnie kłaść na szalę własne życie dla dziecka należy tylko i wyłącznie do ciężarnej, naturalnie uprzednio pouczonej przez lekarza o możliwych scenariuszach.

 

"Zwolennicy aborcji nie chcą myśleć ani dyskutować o aborcji logicznie, ponieważ instynktownie rozumieją, że jedynym sposobem, aby pozostawać zwolennikiem prawa wyboru, jest dokonanie wpierw aborcji swojego rozumu i sumienia.” Peter Kreeft, Aborcja? Trzy punkty widzenia

 

OD HISTORII DO TERAŹNIEJSZOŚCI

Prawne dopuszczenie wyjątków aborcyjnych pojawiło się w Polsce w latach 30. XX wieku. Swój niechlubny udział ma tutaj między innymi Boy-Żeleński i jego Piekło Kobiet. Ta pozycja, jak się zdaje, urosła już do miana świętej księgi w kręgach nadwiślańskich feministek i niespecjalnie da się im przetłumaczyć, że nie jest to w żadnym razie obiektywny reportaż, lecz wyraz osobistego, niezwykle jednowymiarowego zdania autora na temat sytuacji kobiet w II RP.

Aborcję "na żądanie" wprowadził na terytorium podbitej II Rzeczpospolitej Adolf Hitler (9 marca 1943 roku). Władze komunistyczne podchodziły do tej kwestii w zasadzie analogicznie jak hitlerowcy w czasie okupacji. W praktyce była to również aborcja "na życzenie", przy czym wykorzystywano tutaj nagminnie zapis o możliwości przerwania ciąży z powodu trudnych warunków materialnych matki. Szacuje się, że w Polsce Ludowej dokonywano kilkuset tysięcy takich "zabiegów" rocznie. Ten stan prawny przetrwał nie zmieniany aż do wejścia w życie Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 roku. Trzeba tutaj przyznać, że wówczas ustawa ta była krokiem milowym jeśli chodzi o poziom ochrony życia oferowanego nienarodzonym w stosunku do rzezi niewiniątek dokonującej się w okresie realnego socjalizmu. Co w tym kontekście bardzo ważne, to fakt, iż pomimo szerokiej dostępności aborcji w PRLu istniało potężne podziemie aborcyjne. Obala to powtarzany przez kobiety wyzwolone mit, jakoby szeroki dostęp do tego rodzaju praktyk miał jakikolwiek związek z zanikaniem aborcyjnej lewizny. Jest dokładnie odwrotnie i trudno się dziwić - po prostu puszczają coraz bardziej moralne hamulce, które powinien zaciągać odpowiednio skonstruowany porządek prawny. Co więcej wiele kobiet zwyczajnie nie chce się z usuwaniem ciąży obnosić po szpitalach i woli zapłacić więcej za zachowanie tego co zrobiły dla siebie.

Świeżo przyjęty do dalszych prac w komisjach sejmowych projekt autorstwa Ordo Iuris jest próbą stworzenia prawa, które kompleksowo zadba o interesy nienarodzonego dziecka, niezależnie od jego stadium rozwojowego. Potrzeba korekty obecnego prawodawstwa pojawiła się w związku z przyjęciem przez prawników z Ordo Iuris następujących założeń:

A. Człowiek zaczyna się w momencie poczęcia, jest to jedyna jasna granica powstania życia o jakiej można mówić zarówno w kontekście biologicznym, filozoficznym jak i duchowym.

B. Od momentu poczęcia dziecko i matka są osobnymi istotami na co wskazuje choćby osobny łańcuch DNA.

C. Jedyną moralnie uzasadnioną przesłanką dopuszczającą przerwanie życia osoby nienarodzonej jest sytuacja bezpośredniego zagrożenia życia jego matki, ewentualnie graniczące z pewnością prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zagrożenia w dalszych stadiach ciąży.

Jeśli przyjąć, że wszystkie powyższe punkty są zgodne z prawdą, to obecna ochrona prawna człowieka znajdującego się w łonie matki powinna być zrównana z ochroną prawną na jaką może liczyć każdy inny człowiek, niezależnie od etapu rozwoju i stanu zdrowia w  jakim się znajduje.

Linia podziału pomiędzy dwoma barykadami przetaczającego się przez Polskę sporu leży naturalnie w punkcie A, punkty B i C są już tylko jego logicznymi konsekwencjami. Niestety bardzo wielu ludzi, uważających się (o tempora, o mores!) za oświeconych humanistów, podchodzi do ludzkiej egzystencji w ten sam sposób, jak do egzystencji ameby, kaczki czy pieska preriowego. Następuje tutaj zwykle ta cała żenująca sofistyka o zlepku komórek, będąca wynikiem bardzo wąskiego, stricte materialistycznego spojrzenia na rzeczywistość. Nie uznając istnienia duszy czy choćby metafizyki, niektórzy nie chcą najwyraźniej uznać, że człowiek i jego bytowość to coś nie dającego się zamknąć w ramach materii (nawet jeśli materia jest jedynym co napędza ich samych).

Jako stukilogramowy zlepek komórek pragnę wszystkich zapewnić, że do sensownego spojrzenia na to kiedy zaczyna się człowiek wcale nie potrzeba głębokiej wiedzy naukowej, wiary w Boga czy też setek godzin spędzonych nad traktatami filozoficznymi. Wystarczy pobieżna obserwacja siebie i swojego otoczenia, aby się przekonać, że jako ludzie jesteśmy czymś dalece większym niż prostą wypadkową genów odziedziczonych po naszych rodzicach, a przede wszystkim czymś dalece większym niż zwierzęta (nawet jeśli niektórym ludziom z trudem przychodzi udowodnienie tego w praktyce). Zauważył to już Arystoteles wypowiadając słynną frazę totum maior summa partum.

W tym kontekście dosyć groteskowe jest dla mnie przerzucanie się zestawami analiz, które mają udowadniać, że 23 tydzień ciąży to jeszcze nie człowiek, ale 24 tydzień już jak najbardziej, bo na przykład jest w stanie przeżyć samodzielnie poza organizmem matki. A co jeśli za 1000 lat dzięki rozwojowi medycyny i techniki poza organizmem matki będzie w stanie przeżyć dziecko dwutygodniowe? Czy wówczas światopoglądowi liberałowie powiedzą sobie "ups - chyba przez ostatnie millenium zabijaliśmy jednak ludzi, a nie tylko zlepki komórek"? Zresztą nawet jeśli przyjąć, że na dzisiaj nie znamy dokładnej granicy startu życia ludzkiego (co jest naturalnie brednią), to wywiedziona z etyki przyzwoitość tym mocniej nakazuje przesunąć ją jak najbardziej na korzyść potencjalnego startu człowieczeństwa i wówczas znowu wracamy do momentu poczęcia.

 

Rewindykacja prawa do przerywania ciąży, dzieciobójstwa i eutanazji oraz prawne jego uznanie jest równoznaczne z przyjęciem wynaturzonej i nikczemnej wizji ludzkiej wolności: z uznaniem jej za absolutną władze nad innymi i przeciw innym. Jan Paweł II, encyklika Evangelium Vitae

 

POCZĄTEK ŻYCIA LUDZKIEGO

Swój dalszy wywód buduję zatem nie na osobistym przekonaniu, lecz na obiektywnym fakcie jasno wskazującym, iż początek życia człowieka ma miejsce w momencie jego poczęcia. Nowe życie ludzkie to od pierwszej chwili jego istnienia oddzielny, samoistnie rozwijający się byt z unikalnym genotypem.  Granica przejścia z niebytu w byt jest dla mnie jasna i jest nią właśnie chwila poczęcia, dokładnie w ten sam sposób w jaki granicą przejścia z bytu w niebyt jest moment śmierci.

Taka wykładnia początku życia jest powszechnie prezentowana w szkołach medycznych, powie wam to także każdy szanujący się embriolog. Zresztą to wszystko nie może szczególnie dziwić, bo z punktu widzenia biologii, podobnie jak z punktu widzenia filozofii racjonalistycznej, życie ludzkie rozpoczyna się dokładnie w tym samym punkcie startowym, którym jest powstanie komórki diploidalnej (zygoty).

Jak to zgrabnie napisał prof. Bogusław Wolniewicz "To ten wybuch energii życiowej wrzuca nas w istnienie i określa nasze przeznaczenie - od płci poczynając. Jeżeli złączyła się w nim para chromosomów XX, to powstała dziewczynka, a jeżeli para XY, to powstał chłopiec. To zaś są dwa losy nader różne, w istocie dwie odmiany człowieczeństwa." W dalszej części swojego znakomitego traktatu "O Polsce i o życiu" pisze Wolniewicz słowa, które uważam za najkrótsze podsumowanie tego, co w tym temacie myślę sam: "Poczęcie to w naszym życiu chwila zero, od niej biegnie nasz licznik. Kwestionowanie tego fundamentalnego faktu jest nikczemną sofistyką albo zwyczajną ciemnotą."

Najlepsze jest w tym wszystkim to, że środowiska popierające szeroki dostęp do aborcji argumentują swoje tezy jako fakty, które są rzekomo poparte obecnym stanem wiedzy naukowej. Swoich przeciwników ideowych z typową dla siebie łatwością wrzucają zaś do kategorii ignorantów zwiedzionych przez skrajną prawicę i purpuratów. Podpierają się nauką, tymczasem nauka mówi coś dokładnie przeciwnego.

 

NIE MUSISZ BYĆ WIERZĄCY, PO PROSTU MYŚL

Rzecz ma się zatem tak, iż niezależnie od rozpatrywanego przypadku ostatecznym pytaniem, jakie trzeba sobie zadać jest to czy mówiąc o embrionie, zygocie czy płodzie mamy do czynienia z człowiekiem, a jeśli tak, to jakim prawem boskim i ludzkim możemy w ogóle rozpatrywać pozbawienie niewinnego człowieka życia? Aborcja ma moralne uzasadnienie tylko i wyłącznie w sytuacji, kiedy mamy pewność, że płód nie jest człowiekiem. Takiej pewności uzyskać nie możemy o czym bardzo zgrabnie przekonuje poniższa wyliczanka:

OPCJA 1: Płód jest osobą ludzką i wiemy o tym. W tym przypadku aborcja jest morderstwem.

OPCJA 2:Płód jest osobą ludzką, ale nie jesteśmy tego pewni. Wtedy aborcja jest nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Chociaż w przypadku wątpliwości obowiązuje zasada in dubio pro reo.

OPCJA 3: Płód nie jest osobą ludzką, ale nie mamy co do tego pewności. Aborcja będzie wtedy ogromną nieodpowiedzialnością i karygodnym zaniedbaniem. Trochę tak, jak wtedy, gdy ktoś słyszy dziecięce kwilenie wydobywające się ze śmietnika i idzie dalej, gdyż uznaje, że to prawdopodobnie kot.

OPCJA 4: Płód nie jest osobą ludzką i mamy tego pewność. Aborcja jest wtedy moralnie dopuszczalna. Tej opcji nie da się jednak w żaden racjonalny sposób obronić ponieważ: nie można zaprzeczyć, że to co poczęte i zrodzone z człowieka jest człowiekiem; nie można wyznaczyć jakiejś cezury w rozwoju embrionu świadczącej o skoku jakościowym z nie-człowieka w człowieka; człowiek pozostaje jednością pomimo zachodzących w nim zmian; istnieje potencjalność, która się aktualizuje ukazując cechy ludzkie w niej obecne.

Gorąco zachęcam wszystkich tych "ludzi za którymi przemawia nauka" do wykazania jakiejś nielogiczności w powyższym zapisie. Jeśli takiej nielogiczności nie są w stanie znaleźć, a mimo to nadal  brną w swoje prywatne wyobrażenia o tym, jak powinno wyglądać prawo aborcyjne, to drodzy koledzy i koleżanki może się warto nad sobą zastanowić? Czy to czasami wy nie jesteście oderwanymi od rzeczywistości i od logicznego wnioskowania fanatykami, których tak sprawnie zwykliście wyławiać ze swojego otoczenia?

Jak widać wcale nie potrzeba perspektywy wiary, aby powiedzieć zdecydowane nie ubieraniu zbrodniczego procederu w szaty wolności wyboru i przekuwaniu go w literę prawa. Wątpliwości są rozstrzygane na korzyść oskarżonych, więc dlaczego nie miałyby być rozstrzygane na korzyść niewinnych? Ludzka wolność pozbawiona sensownych ram moralnych i prawnych przeistacza się w samowolę. W przypadku aborcji ofiarą tejże samowoli nie staję się jej sprawca, bo to by jeszcze było pół biedy, tylko niewinna istota. Nie da się tego faktu przysłonić ani traumą zgwałconej kobiety, ani pięknymi hasłami o wolności wyboru, ani chęcią robienia kariery, ani żadnymi względami ekonomicznymi.

 

"Niektórzy filozofowie utrzymują, że jeśli poczęte dziecko nie ma jeszcze głowy, to nie jest człowiekiem tylko zespołem komórek. Ale - powiedzmy sobie szczerze - gdybyśmy poddali rzetelnej analizie takiego filozofa, to też poza komórkami niczego byśmy w nim nie znaleźli. Być może niektórych komórek byłoby więcej, ale cóż to za różnica? Krótko mówiąc - nie ma żadnych naukowych dowodów pozwalających odmówić człowieczeństwa dziecku w okresie życia płodowego. W takim razie powinny odnosić się do niego wszystkie gwarancje wynikające z praw człowieka! Jeśli dotychczas prawo stoi na innym stanowisku, to tylko ze względu na semantyczne sztuczki np. takie, że dziecko w okresie życia płodowego nazywane jest płodem, a nie po prostu - dzieckiem. To jednak nie jest żaden argument, bo np. Niemcy swoje ustawy norymberskie ufundowali na podobnej semantycznej sztuczce, jakoby istnieli podludzie. Ale podludzie nie istnieją, podobnie jak nie istnieją płody. Istnieją ludzie należący do różnych narodów czy ras albo będący w różnych fazach życiowych." Stanisław Michalkiewicz

 

FACET NIE MA PRAWA SIĘ WYPOWIADAĆ

Och, jakże często słyszę ten wyjątkowo głupi przytyk, że tak w zasadzie, to aborcja powinna być dyskutowana w gronie kobiecym. Mężczyzna nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić złożoności kobiecej natury (no może poza chlubnym wyjątkiem, kiedy ten mężczyzna nazywa się Bęgowski), nigdy nie będzie nosił dziecka ani odczuwał bólów porodowych. Generalnie samiec nie ma w tym względzie żadnych kompetencji, a zatem najlepiej by było jakby w ogóle nie zabierał głosu.

Cóż, z mojego punktu widzenia jest to myślenie nie tylko szkodliwe, ale i kuriozalne. Takie postawienie sprawy zakłada, iż fakt urodzenia się z macicą stanowi konieczną i jednocześnie wystarczającą kompetencję do wyrażania zdania w sprawie warunków dopuszczalności przerywania ciąży. Pomijając fakt, że jednak póki co nadal do poczęcia dziecka potrzebny jest facet, to trochę tak jakby stwierdzić, że skoro nie jesteś kosmonautą, to nie masz prawa wypowiadać się o kosmosie. Okay, przyznaję się - kiepska ze mnie kobieta, ale jednocześnie myślę, że nie leży poza moimi możliwościami intelektualnymi wyobrażenie sobie pewnych sytuacji i odniesienie się do nich. Jeśli ktoś to widzi inaczej jego prawo, ale moim zdaniem nie ma w tym za grosz rozumu, są wyłącznie emocje.

 

(PSEUDO)ETYKA EMOTYWNA

Skoro o emocjach mowa, to akurat w tym temacie jest mi bardzo trudno się ich wyzbyć z dwóch powodów. Po pierwsze mam świadomość niewyobrażalnego poziomu manipulacji, jakich się dopuszcza druga strona ideologicznej barykady, aby przeforsować swój punkt widzenia. Po drugie i najważniejsze zarazem, jestem przekonany, iż pisząc ten tekst, piszę go w obronie ludzkiego życia. Jednocześnie rozumiem, że emocje są tutaj najgorszym doradcą oraz głównym powodem dla którego z pewnymi ludźmi, a w szczególności z niektórymi kobietami, nie da się na ten temat sensownie porozmawiać. Kiedy taka osoba przechodzi z trybu rozumowego na tryb emocjonalny jakakolwiek rzeczowa dyskusja, poparta chłodną analizą argumentów, przestaje być możliwa. Wówczas niemal z miejsca dostaję w twarz frazesami w stylu: "Dzieci nie powinny rodzić dzieci", "Łatwo ci mówić, bo masz z czego żyć i stać Cię na utrzymanie dziecka" albo "weź na utrzymanie kogoś z domu dziecka, skoro z Ciebie taki wielki obrońca życia". W wersji ekstremalnej spotkałem się już z życzeniem mi, aby moją dziewczynę bądź przyszłą córkę ktoś bardzo brutalnie zgwałcił, to się wówczas okaże jak z moją stałością poglądów.

Pominąłbym te żenujące wycieczki łaskawym milczeniem, ale niestety w dużej mierze w oparciu właśnie o takie stwierdzenia rodzi się w ludzkich umysłach tzw. etyka emotywna czyli system wartości, który zamiast oceniać pewne etyczne dylematy na chłodno, dyskutuje je w stanie emocjonalnego pobudzenia. Prawo tworzone w oparciu o taką etykę musi być prawem zniekształconym i niesprawiedliwym. Wszak to głównie z powodu ryzyka nadmiernego zaangażowania emocjonalnego sędzia nie może orzekać w swojej sprawie, a policjant nie powinien brać udziału w śledztwie dotyczącym osoby z którą jest emocjonalnie związany. To naturalne, że kiedy do głosu dochodzą wewnętrzne przeżycia nie zawsze myślimy racjonalnie, ale to nie może mieć w żadnym wypadku wpływu na ogólnie panujące zasady - te z oczywistych względów irracjonalne być nie mogą.

Idąc tym tropem - człowiek który pozbawia życia drugiego człowieka z głodu jest takim samym mordercą jak cyngiel wynajęty przez mafię do likwidacji konkurencji. Jegomość, który kradnie batonik z supermarketu to złodziej, podobnie jak złodziejem jest człowiek, który kradnie milion złotych z banku. Kobieta, która z premedytacją doprowadza się do poronienia oraz osoby jej pomagające mają na sumieniu dzieciobójstwo. Skala zaangażowania i motywy stojące za przestępstwami mogą być różne, ale nie są one w stanie w żaden sposób zmienić kategorii moralnej popełnianego czynu. Wszelkie okoliczności łagodzące rozpatruje w takich przypadkach sąd w oparciu o materiał dowodowy. Dokładnie takie rozwiązania wprowadza projekt Ordo Iuris, chociaż nie są one jeszcze tak precyzyjnie zdefiniowane, jakbym sobie tego życzył, co czasami może dawać sędziom zbyt szerokie pole do interpretacji własnych.

 

"Nie zabicie swojego dziecka nie jest heroiczną decyzją. Po prostu dzieci się nie zabija i to nie zależnie od tego czy mają 2 lata czy mają 20 tygodni. Jeśli ktoś sugeruje, że rodzice dzieci niepełnosprawnych najlepiej wiedzą, że aborcja jest potrzebna to ja czuję, że mnie obraża. Inaczej się wychowuje dziecko chore niż dziecko zdrowe, natomiast to nie jest powód żeby dziecko zabić." Kaja Godek

PENALIZACJA ABORCJI

Środowiska feministyczne podniosły krzyk, że za sprawą proponowanych zmian prokurator będzie spoglądał kobietom ciężarnym do brzucha i w razie najmniejszej oznaki złamania prawa pakował do ciupy na okres od 3 do nawet 5 lat. Kobiety, które poronią mają być z miejsca brane na dołek i przesłuchiwane. Nie wiem jak nazwać tą niebywałą wręcz paranoję, której się nie da poprzeć żadnym zapisem w samym projekcie. Cóż, być może po prostu czytanie między wierszami i stany paranoidalne są typowe dla kobiet uważających świat za miejsce gigantycznego sprzysiężenia samców?

Tymczasem odrobina logicznego myślenia pozwala dostrzec, że sąd musi mieć narzędzia karno-prawne do karania tych matek, które zabiły swoje nienarodzone dzieci z premedytacją. Można się oczywiście kłócić o to jak daleko posunięte to będą narzędzia, ale tylko jeśli zrozumiemy, że nie ma o ich stosowaniu w ogóle mowy w kontekście naturalnych poronień! Polska nie będzie zatem żadnym drugim Salwadorem ani drugą Nikaraguą, zresztą polecam sobie dokładnie poczytać jak to jest z tym Salwadorem, bo feministki mijają się z prawdą (zresztą jak zwykle) twierdząc, że bardzo surowe prawo i wieloletnie kary więzienia są tam zasądzane za poronienie podczas, gdy tamtejsze prawo jasno mówi o dzieciobójstwie popełnionym z premedytacją.

Oddam głos mec. Kwaśniewskiemu, jednemu z autorów projektu: "Automatyzm "uniewinniania" matki sprawiałby, że matka aktywna w zabiciu swojego dziecka, na przykład przez przekonanie lekarza dokonującego "zabiegu" odpowiednią kwotą, byłaby bezkarna. Prawo zatem musi być konsekwentne. Nie może być tak, że przekupiony lekarz będzie karany, a przekupująca nie. Stopień winy przekupującej, nakłaniającej do zbrodni, powinien ocenić sąd i wydać sprawiedliwy wyrok, a jeśli będą okoliczności łagodzące, odstąpić od wymiaru kary."

Warto dodać, iż automatyczna rezygnacja z karania każdej kobiety, niezależnie od powodu z jakiego utraciła dziecko, byłaby utrzymaniem w naszym prawodawstwie zapisu wypromowanego jeszcze przez niesławną prokurator Helenę Wolińską. Ja wiem, że dla niektórych feministek ta diaboliczna kobieta, tak czule przedstawiona przez Pawlikowskiego w filmie "Ida", może być wzorem kariery i zaradności, ale ogółowi Pań polecałbym jednak dobierać sobie autorytety z nieco większym rozmysłem.

 

ODCZUWANIE BÓLU

Bardzo często argumentem podnoszonym jako usprawiedliwienie dopuszczalności aborcji jest przyjęcie założenia, iż do pewnego momentu (konkretnie do 24-26 tygodnia życia) dziecko nie odczuwa bólu. Nawet jeżeli tak jest, choć istnieją dziesiątki badań przekonujące mnie, że stan bólu jest odczuwalny dla noworodka dużo wcześniej (40-42 dzień), a jedynie jego forma ma nieco inny charakter, to czy naprawdę chcemy czynić fakt odczuwania, bądź nieodczuwania bólu wyznacznikiem człowieczeństwa? Czy ktoś po dużej dawce morfiny przestaje być człowiekiem? Czy ktoś urodzony bez wykształconych połączeń nerwowych jest meduzą albo jednorożcem? To czy "argument bólu" powinien być w temacie aborcji w ogóle brany pod uwagę pozostawiam do rozważenia w waszych sercach i umysłach. Z mojej perspektywy jest to przedstawianie bardzo trudnego tematu natury etycznej w sposób niezwykle bałamutny, co wiedzie całą dyskusję na manowce.

 

Naród, który zabija własne dzieci jest narodem bez przyszłości. Naród, który zamiast bronić bezbronnych, sięga po aparat aborcji, będzie nosił w przyszłości ciężar tych zbrodni. Narody, które mają dziś nowe Obozy Zagłady, to te narody, które dopuszczają zbrodnie na nienarodzonych."  Jan Paweł II

 

CO GDY DZIECKO I TAK UMRZE PO PORODZIE?

Podobnie bałamutne wydaje mi się podnoszenie "argumentu bólu" w sytuacji kiedy wiadomo, że mające się narodzić dziecko jest ciężko chore i po porodzie nie będzie w stanie przeżyć poza organizmem matki. Sugeruje się wręcz, iż przeprowadzenie w takim wypadku aborcji jest aktem miłosierdzia - oszczędzeniem dziecku cierpień, a matce trudów związanych z donoszeniem ciąży. Jednocześnie poparte literą prawa wymaganie od matki urodzenia ciężko chorego lub wręcz śmiertelnie chorego dziecka jest przedstawiane jako barbarzyństwo, przymus sprowadzający kobietę do roli inkubatora.

Należy tutaj zapytać czy matka, która na wieść, iż jej dziecko będzie chore decyduje się na pozbawienie go życia sama siebie nie sprowadza do roli inkubatora? Jeśli macierzyńska miłość pęka niczym bańka mydlana w momencie, kiedy w trakcie trwania połogu coś zaczyna być ze zdrowiem malucha nie tak, to powstaje zasadnicze pytanie czy to dziecko istotnie było kochane od momentu poczęcia? Lansowanie tezy, iż zdecydowanie się na aborcję jest w tym wypadku wyborem mniejszego zła przez matkę jest z pewnością korzystne dla budżetów klinik aborcyjnych, ale czy aby na pewno jest korzystne dla samej zainteresowanej?

Ponownie nie trzeba być osobą wierzącą, aby mieć w tym względzie ogromne wątpliwości. Dla mnie jest dosyć jasne co jest bliższe człowieczeństwu i z całą pewnością nie jest to porozrywanie śmiertelnie chorego dziecka na kawałeczki,  lub podanie mu trucizny w łonie matki. Dziecko, a choćby i śmiertelnie chore, to nie jest ranny koń z westernu, któremu można wpakować kulę w łeb i odejść w kierunku zachodzącego słońca. Należy mu się godny pochówek, modlitwa oraz pamięć.

Generalnie jestem zdania, że osoby które nie są w stanie zaakceptować tego, że dziecko może urodzić się chore bądź ułomne w ogólne nie powinny się na posiadanie dzieci decydować, bo to nie jest wybieranie kapusty w supermarkecie. Dziecko może równie dobrze ciężko zachorować już po urodzeniu i są to nierzadko choroby wymagające gigantycznych nakładów, których żaden przeciętny zjadacz chleba nie jest w stanie zgromadzić przez całe życie. Czy takie dzieci również powinniśmy zaklasyfikować do kategorii warzyw i odmówić im prawa do życia w oparciu o przesłanki ekonomiczne? Nawet bardzo ciężko chorzy ludzie z zasady chcą żyć i widzą w swoim życiu wartość. Oczywiście możemy śmiało stwierdzić, że rodzice takich dzieci dostają niewystarczającą pomoc od państwa oraz  od Kościoła i są nierzadko pozostawieni samym sobie. Tylko zauważmy, że to nie jest istotą omawianego problemu lecz problemem osobnym, który oczywiście także należy podnosić, ale w żadnym razie nie można takimi względami usprawiedliwiać terminowania ciąż.

 

Dziecko poczęte, choć nie narodzone, jest z punktu widzenia biologii i etyki nową osobą. Dotychczas i obecnie z punktu widzenia prawa, w niektórych sytuacjach za taką była/jest uznawana (np. dziedziczenie), w innych (jak aborcja z powodów eugenicznych) - nie. Projekt Komitetu „Stop Aborcji” ujednoznacznia ten prawny aspekt: dziecko jest równe wobec prawa matce i innym żyjącym osobom. Mec. Jerzy Kwaśniewski, Ordo Iuris

 

KONSEKWENCJE ABORCJI

Zwolennikom dopuszczalności dokonywania aborcji na ciężko chorych dzieciach ucieka bardzo istotny fakt. Otóż przeprowadzenie procedur aborcyjnych nie jest dla matki czymś neutralnym lecz wiąże się z szeregiem niezwykle negatywnych konsekwencji psychicznych, a nierzadko również i fizycznych. Co więcej owe konsekwencje dotyczą nie tylko matki, ale także jej otoczenia, nie wyłączając partnera oraz już urodzonych jak i ewentualnych przyszłych potomków. Lista potencjalnych powikłań psychologiczno-somatycznych związanych z dokonaniem aborcji w zasadzie nie ma końca.

Ilu młodym kobietom przed podjęciem decyzji o przerwaniu ciąży jest ta niekończąca się lista negatywnych konsekwencji przytaczana, a ilu sugeruje się szybkie załatwienie "problemu" i niemal z miejsca podsuwa odpowiednie wizytówki? Ile z nich ma świadomość, że przyczynienie się do aktu przeciwnego instynktowi macierzyńskiemu, to wręcz przeoranie swojej psychiki pługiem, uczynienie się emocjonalnym kaleką do końca życia? Ile z nich wie jak poważnie aborcja zwiększa ryzyko przyszłych poronień, stanów zapalnych, infekcji narządów rodnych czy wystąpienia raka piersi?

Tematem tabu na lewicy, która według słów ober-feministki Kazimiery Szczuki, traktuje aborcje jako "prosty zabieg", jest tzw. syndrom postaborcyjny. Są to wielopoziomowe zaburzenia psychiczne dotykające kobiet, które zdecydowały się na postąpienie wbrew instynktowi macierzyńskiemu. Po świecie krążą setki tysięcy kobiet, które czują się słusznie oszukane tym w jaki niewinny, a jednocześnie kłamliwy sposób przedstawiano im to, czym w istocie jest aborcja. Polecam sobie posłuchać ich świadectw każdej młodej dziewczynie.

 

CO Z OFIARAMI GWAŁTU?

Osoby przeciwne pełnemu zakazowi aborcji jako koronny argument na poparcie swoich tez podnoszą bardzo dramatyczny przypadek, kiedy dziecko zostaje poczęte w konsekwencji gwałtu, dokonanego na jego matce. Wydaje mi się czasami, że ten przypadek, pojawiający się raz-dwa razy do roku, jest jedynym o którym się mówi w mediach.

Zgodzimy się chyba wszyscy, że prawo powinno być sprawiedliwe, bo inaczej staje się w istocie zalegalizowanym bezprawiem. Przenieśmy się na moment do przeszłości i wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuacje, w której przed zgwałconą kobietą zostaje postawiony jej oprawca. Kobieta dostaje do ręki nóż i ma prawo zrobić z gwałcicielem co tylko zechce - zdecydować o jego wygnaniu, okaleczyć, a nawet zabić. Wyobraźmy sobie kolejną sytuację z przeszłości, w której ujętemu gwałcicielowi miażdży się jądra za pomocą kamieni. Z punktu widzenia dzisiejszej moralności byłoby to słusznie zinterpretowane jako barbarzyństwo połączone z zaprzęganiem litery prawa do dokonywania prywatnej zemsty.

Pomimo tego co napisałem wyżej, twierdzę, że to barbarzyństwo z dawnych wieków jest po wielokroć bardziej sprawiedliwe niż karanie niewinnego dziecka za to, że jego biologiczny ojciec okazał się gwałcicielem. Dziecko poczęte w wyniku gwałtu jest taką samą ofiarą jak jego matka. Skoro zatem prawo jest gwarantem sprawiedliwego postępowania z podlegającymi mu ludźmi, to na litość, jaką sprawiedliwość można wywieść z karania śmiercią jednej z ofiar gwałciciela? Co więcej, jaką możemy mieć pewność, że skoro w tym punkcie prawo rozmija się z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, to z czasem nie rozminie się z nim również w innym miejscu? Czy takie wyjątki, w których prawo zapomina o tym, że jest przedłużeniem moralności i wyrazem sprawiedliwości, powinny być akceptowane, a jeśli tak, to jaką mamy pewność, że z czasem wyjątek nie stanie się regułą, jak to miało nie tak dawno temu miejsce w odniesieniu do rozwodów?

Rozwiązanie prawne pozwalające na usunięcie dziecka, które zostało poczęte w wyniku czynu zabronionego, nie jest żadną pomocą i z całą pewnością nie ma nic wspólnego z wolnością kobiety do decydowania o swoim ciele, gdyż zgodnie z tym co napisałem wcześniej o początkach życia ludzkiego, to już nie jest wyłącznie jej ciało. Na tej fałszywej i kompletnie nielogicznej przesłance, że płód to nie człowiek, tylko jakaś dodatkowa, pozbawiona odrębnej bytowości część ciała kobiety, opierają się te wszystkie obrzydliwe czarne protesty i tym podobne happeningi. Niestety w to żonglowanie utartymi frazesami o piekle kobiet, utraconej wolności, braniu sumienia w obcęgi etc. daje się nabierać spora grupa prawych osób, które jak mi się zdają nie dostrzegają jak grubymi nićmi jest ten cyrk podszyty i że w tym wszystkim wcale nie chodzi o prawa kobiet.

Polskie prawodawstwo jak i polskie państwo mają w obszarze dzieci poczętych z gwałtu niewątpliwie wiele do zrobienia. Nie przeszkadza mi to sądzić, że aby realnie pomagać zgwałconym kobietom, które zaszły w ciążę trzeba iść dokładnie w przeciwnym kierunku, niż ten obrany obecnie. Jest to o tyle łatwe w realizacji w Polsce, że mówimy o 1-2 takich dramatycznych sytuacjach w skali roku. Myślę, że nie jest to poza możliwościami państwa, aby takim kobietom zaoferować jak najdalej idącą pomoc, od psychiatrycznej począwszy, a na materialnej skończywszy. Sam jestem skłonny płacić na ten cel dodatkowy podatek, jeśli tylko może to się przyczynić do uratowania tych kilku istnień ludzkich więcej. Ja wiem, że o wiele taniej jest takie dziecko uśmiercić, ale uważam, iż trzeba być wyjątkowo krótkowzrocznym, aby takie rozwiązanie uznać za scenariusz korzystniejszy dla matki. Odsyłam wszystkich zainteresowanych do poruszającej historii życia Irene van der Wende, holenderki która niedawno gościła w Polsce.

 

To, że dziś żyję, wynika z wyborów jakich dokonało nasze społeczeństwo oraz ludzie, którzy zadbali o to, żeby aborcja – również w przypadku gwałtu – była całkowicie zakazana w Michigan w tamtych czasach. To zasługa ludzi, którzy bronili mojego prawa do życia i wspierali je przy głosowaniu. To nie była kwestia „szczęścia”. Ochroniło mnie prawo. Rebecca Kiesling, kobieta poczęta w wyniku gwałtu w 1970 roku

 

STAN ZDROWIA, A DYSKRYMINACJA

Mam wrażenie, że pewne środowiska celowo sprowadzają dyskusję o aborcji na tematy dotyczące przypadków skrajnych, stanowiących promil całości. To bardzo sprytny zabieg, pozwalający na unikanie rozmowy o przypadkach typowych. Tymczasem ogromna część aborcji w Polsce jest wykonywana w oparciu o tzw. przesłanki eugeniczne, takie jak podejrzenie wystąpienia Zespołu Downa czy Zespołu Turnera. Niektórych z tych działań i stosowanych w ich trakcie procedur nie potrafię nazwać inaczej niż morderstwem dokonywanym w majestacie prawa.

Lewicowcy uwielbiają się obnosić ze swoją tolerancją, ale jak widać kończy się ona w momencie, kiedy idzie o dzieci, które są w tym wypadku jawnie dyskryminowane ze względu na stan zdrowia i to dyskryminowane na śmierć. Poddaje się je działaniom aborcyjnym nawet w 7 miesiącu ciąży, gdzie o żadnych zlepkach komórek nie może być mowy. Zdrowe dziecko ma prawo się urodzić i będzie w razie konieczności ratowane. Chore dzieci odkłada się na bok i pozostawia na śmierć - wszystko w zgodzie z obowiązującymi procedurami medycznymi.

Potrzeba naprawdę wyjątkowych intelektualnych wygibasów, aby bronić takiego "kompromisu" i nazywać go sensownym. Potrzeba wyjątkowego krętactwa, aby nazwanie czarnoskórego człowieka "Murzynem" uznawać za karygodną mowę nienawiści, a kilka zdań później, jeszcze na tym samym oddechu, twierdzić, że terminowanie dzieci z Zespołem Downa jest wyrazem wolności sumienia kobiety. Te same osoby, które są przeciw karze śmierci dla morderców, bo przecież sąd się może pomylić, nie mają żadnego problemu z tym, że o wiele większym ryzykiem pomyłki obarczone są diagnozy stawiane przez ginekologów w trakcie badań prenatalnych. Zdarza się, że dzieci, u których zdiagnozowano jakieś ułomności na etapie prenatalnym, rodzą się kompletnie zdrowe, jednakże z uwagi na przedwcześnie wywołaną ciążę są skazywane na śmierć. Jeśli chcemy się uważać za kraj cywilizowany takie pseudo medyczne praktyki nie powinny mieć u nas miejsca.

 

EDUKACYJNA FUNKCJA PRAWA

Zastanówmy się przez chwilę jakie wzorce daje swoim obywatelom państwo w którym pospolity morderca ma zapewniony wyższy standard prawnej ochrony życia od nienarodzonej ofiary gwałtu? Idąc dalej, zastanówmy się jakie wzorce daje państwo, w którym gwałciciel ma zapewniony wyższy standard ochrony życia niż dziecko, które począł w wyniku zuchwałego złamania prawa? Jak kogoś zgwałcisz albo zamordujesz z zimną krwią, a następnie zostaniesz ujęty, to strażnicy więzienni będą się dwoić i troić żebyś się czasem nie powiesił na skarpetce w trakcie ich zmiany. Z jakiej racji i w imię jakich pseudo-humanistycznych wartości życie dziecka pochodzącego z gwałtu ma być chronione słabiej niż życie mordercy lub gwałciciela? Jaki przykład daje system, który zamiast zgwałconej kobiecie realnie pomagać, umywa ręce i wszystko co jest w stanie jej zaproponować, to współudział w morderstwie? Warto sobie te pytania zadać, bo w ogólnym rozrachunku to od tego, co dane prawodawstwo uważa za dozwolone w dużej mierze zależy kształtowanie się ogólnych norm postępowania.

Wczytując się w Deklarację Praw Dziecka ONZ czy też Konwencję o Prawach Dziecka dostrzegamy tam zapisy jednoznacznie wskazujące na to, iż życie ludzkie powinno podlegać ochronie także w okresie prenatalnym. Nie ma w tych dokumentach, a przynajmniej ja takiego zapisu nie znalazłem: "no chyba, że to życie powstało w wyniku gwałtu lub ma Zespół Downa". Jak to wygląda w rzeczywistości? Od 1973 roku wykonano na świecie ponad miliard aborcji. Ocenia się, iż łącznie dokonywane jest około 60 mln aborcji rocznie z czego około 3 mln to aborcje przeprowadzane w kręgu cywilizacji zachodniej. To są liczby jasno pokazujące, iż praktyka aborcyjna monstrualnie wykracza poza przypadki wyjątkowe i stała się koszmarną regułą.

To oczywiste, że jeśli matka będzie chciała się pozbyć niechcianej ciąży, to znajdzie na to sposób i nikt ani nic nie będzie jej w stanie powstrzymać, jednakże prawo musi w tym względzie stawiać jasną granicę pomiędzy dobrem, a złem. Jeśli prawo tego nie robi, to nie spełnia swojego podstawowego zadania. Zaprzęganie prawa do roli żyranta, podstemplowującego mordowanie nienarodzonych, to w mojej ocenie coś wyjątkowo obrzydliwego - człowiek prawy nie powinien się na takie zgniłe kompromisy zgadzać.

 

Wyrazem szacunku i opieki należnej mającemu urodzić się dziecku, począwszy od chwili jego poczęcia, powinny być przewidziane przez prawodawstwo odpowiednie sankcje karne za dobrowolne pogwałcenie jego praw. Katechizm KK art. 5, 2273

 

SAMOWOLA SUMIENIA

Zwracam Państwa uwagę, że obecnie o prawie do wolności sumienia kobiet najgłośniej krzyczą te środowiska, które przez ostatnie lata odmawiały tegoż prawa chociażby dr Bogdanowi Chazanowi. Przypomnę, iż kiedy dyrektor Chazan, powołując się na tzw. klauzulę sumienia, odmówił wykonania aborcji kobiecie, której dziecko cierpiało na częściowe bezmózgowie, stał się z miejsca ulubionym kozłem ofiarnym lewicy. Jego  przykład miał zilustrować, że postępujący w zgodzie ze swoim sumieniem katolicy, to ludzie nie przystający do XXI wieku - zacofani, niekompetentni oraz stawiający swoje widzimisię ponad literą prawa. Fakt, iż profesor Chazan wygrywa kolejne sprawy sądowe (o niedopełnienie obowiązków, z Piotrem Ikonowiczem, z Leszkiem Millerem itd.), a kobieta, która się do niego zgłosiła z żądaniem przeprowadzenia aborcji, nawet przez sekundę nie była jego pacjentką, został naturalnie kompletnie przemilczany przez media i sekundujących im kabotynów.

Przy okazji "sprawy Chazana" po raz kolejny miało wyjść na jaw, jakimi katolicy są hipokrytami, gdyż za wzór cnót lekarskich postawili sobie człowieka, który w PRLu ponoć robił skrobanki aż się kurzyło.  To, że dr Chazan mógł na stare lata zmądrzeć i się nawrócić (patrz inne znane przypadki takie jak dr Nathanson, dr Flesh czy dr Levatino) jest dla głoszących powyższe tezy nie do pomyślenia. Ludzie tego pokroju, postrzegający świat wyłącznie w kategoriach doczesnych korzyści, węszą w tej przemianie jakiś sprytnie zamaskowany koniunkturalizm. Osobliwy to rodzaj koniunkturalizmu, bo jak dotąd przynosił temu popularnemu ginekologowi same straty - został zwolniony z pracy, obsmarowany w mediach i przeturlany po salach sądowych.

Przywołuję ten przykład, bo mam podejrzenie graniczące z pewnością, że lewa strona mocy do kwestii sumienia ludzkiego podchodzi równie relatywnie, jak czyni to w stosunku do ludzkiego życia. Kiedy jest im to na danej mądrości etapu potrzebne, niemal z miejsca stają się ludźmi sumienia, ale gdy tego wymaga groteskowo pojmowany postęp, to niemal z miejsca je odwieszają. Tymczasem wolność sumienia, podobnie jak wolność osobista, ma swoje granice i kończy się tam, gdzie zaczyna się drugi człowiek. Od tego momentu mamy do czynienia z samowolą. Grupa wulgarnych krzykaczek, uzurpująca sobie prawo do bycia "głosem polskich kobiet" najwyraźniej nie jest w stanie tego przyjąć do wiadomości.

 

Nigdy nikomu, także na żądanie, nie dam zabójczego środka ani też nawet nie udzielę w tym względzie rady; podobnie nie dam żadnej kobiecie dopochwowego środka poronnego.fragment przysięgi Hipokratesa

 

CZY KŁAMSTWO MOŻE WYDAĆ DOBRY OWOC?

Każdy ma prawo do swojego poglądu na otaczającą go rzeczywistość, jednakże pod warunkiem, że przedstawia swoje zdanie w oparciu o prawdę i potrafi je uargumentować inaczej niż "bo tak chcę". Dochodzę tutaj do przyczyny dla której zdecydowałem się po długiej przerwie wrócić do tego tekstu i go dokończyć. Otóż zbulwersowała mnie ilość oraz skala kłamstw, jakie strona "pro-choice" kolportuje w odniesieniu do tego projektu. Rozumiem odmienne zdanie, rozumiem troskę o los kobiet, rozumiem różne wątpliwości co do niektórych zapisów zawartych w tym dokumencie, gdyż sam takowe posiadam, ale posługiwanie się perfidnymi łgarstwami w tak istotnej dyskusji jest dla mnie po prostu obrzydliwe.

Jeśli w ten sposób niektórzy światopoglądowi nihiliści chcą pozyskać nowy elektorat w czasie chudych lat, to mogę im wyłącznie współczuć. Najbardziej mnie wzburzyły brednie opowiadane przez Barbarę Nowacką z sejmowej mównicy. Można by to wystąpienie z powodzeniem nazwać "Barbara Nowacka łże przez 40 minut jak najęta, przy okazji imputując ciemnotę i niedouczenie komu popadnie." Słuchałem tego spektaklu na żywo z nieukrywaną frustracją, a apogeum groteski jego autorka osiągnęła twierdząc, że za podziemie aborcyjne są odpowiedzialni tzw. obrońcy życia. Lewacka logika w pełnej krasie, chociaż myślę, że trzeba by jeszcze uzupełnić ten wywód stwierdzeniem, że za gapowiczów odpowiadają kontrolerzy biletów, a za złodziei ich pracodawcy, bo oferują im za niskie zarobki w stosunku do potrzeb.

Pani Nowacka wzburzyła mnie najbardziej, ale powtarzanie podobnych bzdur wystawia wielu czołowym postaciom lewicy ocenę niedostateczną z logiki i poddaje w wątpliwość ich wiarygodność w roli głosu polskich kobiet. Tym bardziej jest mi żal, że na te brednie związane z czarnym protestem dało się nabrać wiele moich koleżanek, które uważam za osoby rozgarnięte. Wiele z zarzutów podnoszonych wobec projektu Ordo Iuris wyraźnie wskazuje, że niewielka część protestujących kobiet miała go kiedykolwiek w dłoniach, bo można je obalić niemalże z miejsca. Inne są tak kuriozalne, że doprawdy chyba tylko zoologiczna nienawiść do wszystkiego, co choćby pośrednio, wiąże się z katolickim spojrzeniem na świat, że jest w stanie sprawić, że ktokolwiek jest w stanie w te farmazony uwierzyć.

A zatem po kolei garść faktów, jeśli się powtórzę to z góry przepraszam:

1. Nie, ten projekt nie oznacza zakazu badań prenatalnych ani ich końca. Przeciwnie - wynosi je na poziom, w którym lekarz musi dbać o nienarodzonego pacjenta według tych samych prawideł, według których musiałby dbać o osobę dorosłą.

2. Nie, ten projekt nie oznacza, że kobiety będą zmuszane do rodzenia dzieci nawet kosztem własnego życia. Opisywałem to już dosyć dokładniej powyżej.

3. Nie, ten projekt nie oznacza, że lekarz musi czekać do momentu, aż nastąpi bezpośrednie zagrożenie życia kobiety, aby ją ratować. Sąd Najwyższy jeszcze przed wojną orzekł, że bezpośrednie niebezpieczeństwo dla życia pojawia się już wtedy, gdy obecny stan rzeczy z dużym prawdopodobieństwem przerodzi się w stan zagrożenia życia. Ma to miejsce np. w przypadku ciąży pozamacicznej i związanego z nią krwotoku. W projekcie Ordo Iuris nie ma tego zapisu, ponieważ definicja zagrożenia życia jest jasno określona w prawie ogólnym.

4. Nie, Polska nie wprowadza standardów prawnych takich jak Nikaragua czy Salwador. Co więcej, kłamstwem jest powtarzanie jakoby na Salwadorze kobietom groziło 40 lat więzienia za poronienie, gdyż jest to kara dotycząca dzieciobójstwa. W przypadku nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka wyłączona jest karalność jego matki. Kary za aborcję wynoszą od 2 do 10 lat.

5. Skoro o poronieniach mowa, to nie, kobiety nie będą zamykane z tego powodu w więzieniach. Jest to teza tak absurdalna, że jako argument w dyskusji mogli ją podnieść wyłącznie wyjątkowi desperaci. Dla wszystkich pozostałych osób jest jasne, że nie można kogoś karać za coś na co nie miał żadnego wpływu.

6. Nie, prawo do aborcji nie jest żadnym wyrazem wyzwolenia się kobiet z patriarchalnych więzów. Polecam sobie koleżankom feministkom nieco poczytać o sufrażystkach i o ich zdaniu w tym temacie. Niestety obecnie ruchy feministyczne zostały kompletnie zawłaszczone przez lewicowe aktywistki, więc nie dziwota, że bije od nich taka ideowa pustka.

7. Nie, dopuszczalność aborcji nie jest dowodem na żaden postęp społeczny, bo jeśli tak, to najbardziej rozwiniętym krajem na świecie jest Kanada, gdzie prawo dozwala na zabijanie nienarodzonych jeszcze w 9 miesiącu ciąży. Jeśli tak przyszłe żony i matki rozumieją postęp, to mogę im tylko gorąco życzyć losu starych panien.

8. Nie, jak to już opisałem, nie ma żadnych dowodów na potwierdzenie tezy, że liberalizacja dostępu do aborcji zmniejszy podziemie aborcyjne i odwrotnie. Praktyka pokazuje coś dokładnie przeciwnego - im większe luzowanie zasad moralnych w tym względzie tym większe podziemie, gdyż wiele kobiet nie mających dostatecznie silnych korzeni moralnych zaczyna traktować te zabiegi niczym manicure. Polecam wspomnienia nieprzecenionej Wandy Półtawskiej.

9. Nie, hasło "Moje ciało mój wybór" albo "Mam prawo do decydowania o swoim ciele" nie odnosi się do kompletnie osobnej istoty jaką jest dziecko noszone w Twoim łonie. Jeśli twierdzisz inaczej to jesteś fanatyczką, która nic sobie nie robi z współczesnych ustaleń nauki i zdrowego rozsądku.

10. Nie, to nie Kościół, księża, działacze pro-life czy posłowie prawicy wywierają na kobietachpresję. Wywiera ją ich własne sumienie, bo te które jeszcze je posiadają w głębi serca zdają sobie sprawę, że nie mają w tym sporze żadnych argumentów, poza wrzeszczeniem na ulicach. Jeśli już ciężarna kobieta jest poddawana jakiejś presji, to raczej ze strony środowiska, partnera, rodziny lub lekarza, chociaż tego ostatniego najchętniej wziąłbym w nawias.

 

KŁAMSTWO PIERWOTNE

U podstawy większości wymienionych przeze mnie łgarstw leży oczywiście łgarstwo pierwotne, chciałoby się rzec - założycielskie. Otóż sugeruje się nam, iż toczy się jakiś nierozstrzygnięty spór o to kiedy zaczyna się ludzkie życie i że z pewnością nie można nazywać człowiekiem istoty, która jeszcze nie ma główki, rąk ani nóg. Rozpisałem się już na ten temat powyżej, więc dopowiem tylko, że mam wrażenie, iż w wielu wypadkach takie poglądy biorą się z braku wzajemnego szacunku dzieci do rodziców i rodziców do dzieci.

Przechodząc dzisiaj przez centrum Katowic dostrzegłem dwie panie ubrane na czarno, matkę i córkę, które zapewne brały udział w tej czarnej, feministycznej mszy. Uderzyło mnie to, bo pomyślałem sobie, że przecież matka mówi tym strojem swojej córce wprost: "No kochana miałaś szczęście, że akurat byłaś zdrowa w połogu i że miałam chęć się z tym moim ciałem, do którego mam pełne prawo, a ty byłaś jedynie jego dodatkową częścią, się przez te 9 miesięcy męczyć, bo inaczej by Cię tutaj nie było". Nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do autobusu i się za Panie i Panów biorących udział w tym spędzie pomodlić.

Wracam jak bumerang do tego kim jest płód, czym jest wolna wola i w jakich ramach powinna działa wolność sumienie, bo mam wrażenie, że w świadomości wielu kobiet te elementy są najmocniej zakorzenionymi kłamstwami, dzięki czemu skrajna lewica potrafi nimi znakomicie grać. Aby pokazać, do jakich absurdów może doprowadzić niewłaściwe rozumienie tych ważkich pojęć, zachęcam do pewnego eksperymentu myślowego. Pomysł na takie zestawienie tekstu podsunęła mi jedna z dyskusji prowadzonych w Internecie, mam nadzieję, że przemówi to do Państwa wyobraźni:

- Dzień dobry, nie mamy z żoną środków na wychowanie swoich zlepków komórek, szczególnie tego ciężko chorego. Macie może w ofercie jakieś nowoczesne metody aborcji poporodowej?

- Ależ proszę Pana, nie ma czegoś takiego jak aborcja poporodowa, mówi Pan o morderstwie!

- Jak Pani śmie mi coś takiego imputować! Ze względów światopoglądowych nie chcemy ich nikomu oddawać. W grę wchodzi wyłącznie usunięcie. To chyba oczywiste, że moja żona może zrobić z tkankami, które od niej pochodzą, co chce. Mamy w tym kraju wolność sumienia czy nie mamy? Wybraliśmy aborcję poporodową. Szukamy fachowca.

- Bardzo bym chciała pomóc, ale powtarzam Panu, że to o czym Pan mówi jest w świetle prawa morderstwem.

- Zupełnie nie rozumiem dlaczego chcesz mi Pani narzucać swój światopogląd i jeszcze zasłaniać się przy tym prawem? To, że sama nie  dokonałaś nigdy aborcji poporodowej wcale nie znaczy, że my też mamy tego nie robić. Nie podoba ci się, to sama jej nie wykonuj, ale nie zabraniaj innym!

Kurtyna.

 

OBAWY KOŃCOWE

Zdaję sobie sprawę, że uwarunkowania polityczne są, jakie są i pomimo przyjęcia projektu do prac komisji może on zostać nawet w całości "uwalony" przez PiS, który już zaczyna liczyć słupki sondażowe. Jestem w tej sprawie całym sercem maksymalistą, ale także realistą i uważam, że ogromnym sukcesem będzie jak zostaną przeforsowane jedynie zakazy dokonywania aborcji z powodów eugenicznych, co ograniczy cały proceder do bardzo wąskiego zakresu przypadków.

Mam nadzieję, że chociaż części z Państwa dałem tym tekstem nieco do myślenia, a jeśli za jego sprawą chociaż jedna matka zdecyduje się urodzić zamiast zabić swój cel uznam za osiągnięty. Dziękuję za uwagę i zapraszam do dzielenia się swoimi wrażeniami w komentarzach.

 

„Sądzę, że wspa­niałe chóry gło­sów, któ­rych nigdy nie sły­szano na tej ziemi, na tam­tym świe­cie będą wyraź­nie wsta­wiać się za każ­dym, kto bro­nił życia tych naj­mniej­szych i naj­słab­szych. Będą pro­sić Boga: «okaż mu miło­sier­dzie, ponie­waż on nas kocha!» A Bóg spoj­rzy na cie­bie i nie zapyta: ?, lecz ?“ks. Tomasz Delurski

 

 

SOLTYS
O mnie SOLTYS

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka