Sosenka Sosenka
169
BLOG

"Do gór, do beskidzkich gór zawracamy kroki...

Sosenka Sosenka Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

...przez równin zielony mur, dolin rzecznych stoki...". Przeczytałam właśnie tekst Pani Łyżeczki, z którą tak często śpiewamy na tę samą melodię, że nawet nie muszę wklejać żadnych komentarzy na jej blogu. A teraz przeczytałam u niej coś takiego, po czym, jak mawiam w sytuacjach szczególnego wzruszenia, "aż coś we mnie zawyło". Zanuciłam więc z cicha Wierzbickiego i stuknęłam w swoje własne klawisze.

Gorce... Ech, zagorcujemy my dzisiaj Salon24....

To Maniek mi powiedział, że istnieją Gorce. Mówił o  tym, bo on  sam dusił się w Sudetach, które my mamy na wyciągnięcie ręki. "Brakuje mi hal, tej przestrzeni..." - szeptał smutno, gdyśmy po raz kolejny przemierzali Rudawy Janowickie. Kupiłam wówczas żółto-niebieską mapę i chyba ze trzy lata jeździłam palcem po kolorowych, grubo oznaczonych przez PPWK szlakach... 

To właśnie wtedy siedziałyśmy z Lenką  w  majowym słońcu na murach Wawelu, jedząc ciastka i rycząc na głos z byle czego. Moja Zabytkowa Ciocia, zajmująca pewne tajemnicze i lekko mroczne, jak dla mnie, mieszkanie na Kazimierzu, wręczyła nam drobne i wysłała do cukierni Krula. Wieczna, odwieczna Ciocia,  którą mimo wszystko podejrzewałam o pokrewieństwo z kard. Macharskim ("ta krakowska uroda??"). Kto by przypuszczał, że to ostatnia wizyta u niej i ostatnie widzenie się... Wieczorem - dość zmordowane po roku nauki - ja z  męczącymi krwotokami z nosa, Lenka - z jej bezsennością,  wyrwałyśmy w te wymarzone góry. W PKSie czułyśmy się tak beztrosko, że ogromny, biały księżyc nad Beskidem wzięłyśmy za latarnię. 

Rano w Gorcach pierwsza powitała nas żmija. Wiem, bo mam  w tym miejscu, w Rzekach, durne zdjęcie z jakimś drzewem.  I zarysem Beskidu Wyspowego. Na pierwszej zaś z brzegu hali, mimo że to początek maja,  nie było zbyt ciepło, ale było halnie, i leżałyśmy tam tylko po to, by mieć zdjęcie z gorczańską halą.

W Hawiarskiej Kolibie spotkałam kolegów z UJ, doczytujących chyłkiem lektury obowiązkowe z zakresu rosyjskiego realizmu. "Zdrastwujtie!" - witali się na progu chaty. To robili za dnia. W nocy zaś,  kiedy deszcz siąpił na nas wszystkich przez deski strychowe, mylili po pijanemu karimaty i ja kierowałam ich pięściami we właściwą stronę. No, po tej nocy chodziłyśmy z Lenką na rzęsach. Kiedy w południe doszłyśmy na Turbacz, gdzie zebrał się nasz wrocławski rajd (oni przyszli z innej wioski), po prostu przytuliłam się z lubością do drewnianej podłogi w jadalni. Jaka ta podłoga wydała się miękka i ciepła... Ludzie siedzieli, rozmawiali, dopijali herbatę. - Co jest?! Ja zawsze dostaję szału, gdy ktoś rozmawia, gdy ja chcę spać?! A tutaj:  "Po Beskidzie błądzi jesień..." - śpiewała M., delikatnie brzękając na gitarze "Pocztówkę z Beskidu". Wcale nie było to smutne, bo ona jednocześnie patrzyła się w oczy swemu mężowi, który nie śpiewał, ale mówił do niej oczami. Piękny duet. Lenka często wspomina, jak dobrze tam się spało. Ja też słuchałam przez chwilę.

Usnęłam jak niemowlę.

Wieczorna Hala Długa umyta po całodziennej siąpaninie. Schodziliśmy w dół całym tłumem (ze trzydzieści osób), niemal uroczystym pochodem na spotkanie. Bo teraz przed nami stał się - ołtarz Gór. Centralnie - złota hala.  Dalej - czarne lasy. W tle - na żółtawym widokręgu  różowe, fioletowe, niebieskie, liliowe pasma, pasemka, cienie i zarysy Beskidu wszelkiego typu i wszystkich nazw, jakie mogłam przywołać.

Koronka. Witraż.  W zachodzącym słońcu góry pokazywały się ze wszystkich sił, jedna za drugą, pasmo za pasmem. Cholera...! Stanęłam jak wryta. I nie tylko ja. Patrzyli się, zdumieni, wszyscy. E. i R.,  wówczas narzeczeni, też stanęli i całowali się na pierwszym planie, i wcale im się nie dziwię. W tej ciszy, przed tym uroczystym widokiem. Ja droczyłam się już po chwili z T., zarykując się ze swoich własnych komentarzy. Zmęczenie poszło precz. Wróciła zwyczajna energia Włóczykija. Do stacji w Pyzówce - ponieważ to było trzeciego maja - schodziliśmy, głośno śpiewając "Hej, hej, Komendancie, miły wodzu mój!".  Wyśpiewaliśmy chyba cały repertuar patriotyczny, a spotykani po drodze turyści  uśmiechali się do nas. Na podwieczorek dostaliśmy niebieskie, jeszcze trochę ośnieżone Tatry, które wyrastały z zielonego Podhala, widoczne jak na dłoni. "Rajd odrodzenia" - tak nazwałam czterodniowy wypad. I przez to Gorców nigdy nie zapomnę, i będę tam wracać. Pielgrzymka. 

Ale jutro nie idę w Gorce. Jutro idziemy z drugim Włóczykijem na weselne balety szalonej Tubylczyni.

A cytowana piosenka ma tytuł - "Tęsknica".

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Rozmaitości