Sosenka Sosenka
6543
BLOG

O Konserwie Turystycznej. Update

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 139

Ohydna mieszanina czerwonego i białego mięsiwa, zdobnego w ochłapy białego tłuszczu i galaretkę o barwie rosołu. Piętnaście nazw jednej konserwy, najczęściej jednak występującej jako Turystyczna:

Konserwa turystyczna

Przysmak śniadaniowy

Gulasz angielski

Konserwa kanapkowa

Konserwa pomorska

Konserwa biwakowa

Luncheon meat

Mielonka regionalna

Chopped Pork

Konserwa familijna

Mielonka wieprzowa

Konserwa syta

Konserwa krakowska

Konserwa swojska

Mielonka traperska

 Przy otwieraniu puszka, w której siedzi, kaleczy dłonie. Zawartość smakuje tak jak wygląda, czyli podle. Konserwa Turystyczna wykarmiła pokolenia wędrowców. Jest legendą szlaków.


 

Przez prawie piętnaście lat rozmowy o przygotowaniach do wyrypy z plecakiem zaczynały się od tematu kulinarnego. - Co kupujemy? - pytałam towarzysza podróży. - Konserwę Turystyczną... - wzdychał tenże i zapisywał obowiązkową pozycję na karteczce. Bo wiadomo było, że dokądkolwiek pójdziemy, ta jedna potrawa będzie dostępna w każdym wiejskim sklepiku. Duża, okrągła puszka z charakterystyczną zieloną naklejką musiała znaleźć się w plecaku, chociaż ciążyła niemiłosiernie. Już po wejściu do jakiegoś sklepu albo szopu (w orginale - shop) w chłodni widać było sterty tego produktu, i to w sąsiedztwie drugiego przeboju turystycznego imieniem Pasztet Prochowicki. Kiedy w worze pokutnym, jak kiedyś nazywałam duże plecaki ze stelażem wewnętrznym, znalazło się pięć egzemplarzy, mieliśmy spokojną głowę, jeśli chodzi o śniadanie i wystawny obiad.


Bo konserwa była bardzo wydajna. Otwierana silną ręką Mańka puszka mieściła w sobie mięso wieprzowe i odpadopochodne o konsystencji bloku. Czerwone w białe punkciki. Do mięsa należało  się wprzódy dokopać, odgarniając wspomniany na początku tłuszcz. - Chcesz galaretkę i łój, czy mam wywalić? - mówił Maniek ze wstrętem i odwracał się w stronę kubełka. Chciałam, bo nie było masła. Wtedy on kroił finką ów blok i tak powstałę plastry nakładał na kromki suchego chleba. Rozsmarować się tego nie dało. Ale to nic. Po jakimś długim dystansie przebytym o suchym pysku rzucałam się na kanapki jak na bułkę z szynką. Turystyczna znakomicie zapychała żołądek.
 

Była świetna jako podstawa śniadania (w latach 80. tak rzeczywiście bywało, w domu, słabo pamiętam, ale wiem, że wtedy dominowała wersja Gulasz Angielski) - najlepiej z surowym ogórkiem albo pietruszką  zieloną (wtedy czuć było jakikolwiek smak...). Sprawdzała się także jako wypełniacz innej nieśmiertelnej potrawy włóczykijów:  makaronu z sosem pomidorowym. Słowem, Konserwę Turystyczną można było wmieszać do każdego dania z wyjątkiem deseru (tj. może się mylę, w każdym razie  nie próbowałam), a ci, dla których gotowaliśmy na obozach, nawet nie pytali, co jedzą. I ja sama jadłąm łapczywie. Jedynym problemem było to, że jeśli nie popiłam  Turystycznej odpowiednią ilością gorącej herbaty, czułam w żołądku jakoby worek kamieni... Ale kiedy uczta odbywała się akurat na Orlej Perci, nie było czasu myśleć o żołądku. Liczyła się siła, jaka wstępowała w ręce i nogi po wrąbaniu czterech kanapek z różową nawierzchnią.

Konserwa miała też tę zaletę, że była tania i ogólnodostępna. Widywałam ją sklepie osiedlowym, wiejskim, półwiejskim, jak i swego czasu na stacji w Krynicy (tzw. "górskiej"). Przed każdym kolejnym obozem w Tatrach robiliśmy hurtowe zakupy tego specjału i prawdę mówiąc, gdy otwierałam spiżarnię i patrzyłam na sterty puszek, myślałam z ulgą: "No, to nie zginiemy....". Trzecią jej zaletą było to, że gabaryty i waga skłaniały męskich uczestników wycieczki do składania uprzejmej propozycji: "Daj, ja ją wezmę do swojego plecaka. Ty lepiej nieś pasztet w plastykowym pudełku".


Prawda jest też taka, że wszyscy mieliśmy jej po pewnym czasie dość. Waga, ciężkie do rozcięcia wieko (trzeba było mieć porządny otwieracz albo finkę właśnie) i smak papieru powodowały, że pod koniec lat 90. ubiegłego wieku nasza uwaga zaczęła przesuwać się w kierunku tuńczyka w puszce z samootwieraczem.  Ale tuńczyk, choć delikatny, nie mógł już tak skutecznie zapchać żołądka po przejściu jednego pasma Beskidu Sądeckiego...  Ostatnio myślałam o tej konserwie z czułością. Ktoryś serwis, w którym szukałam fotografii owej legendy Tatr, zaproponował  nawet:  "Ustaw obraz jako tapetę" -  wystarczyłoby więc jedno moje kliknięcie, by puszka z Konserwą Turystyczną stała mi się tapetą na pulpicie kompa!

Karkonosze, Kotlina Kłodzka, Bieszczady i całe Tatry. To wszystko przeszłam głównie na konserwie (i może Pasztecie Prochowickim, o, i Paprykarzu Szczecińskim!). Do dziś pamiętam głodowe osłabienie, dotyk ciepłych od słońca kamieni, o które się opieraliśmy, i rzucanie się na stertę kanapek; trzymanie kromki obiema rękami, wbijanie w nią zębów i błogie uczucie napływu nowych sił. To Turystyczna lądowała na wszystkich ławkach przystanków PKS, to nią rzucaliśmy do siebie nawzajem, siedząc w trawie nad potokiem, no i to góry Turystycznej kroliliśmy w kuchni, przygotowując makaron z sosem dla 40 osób... Mimo że wstrętne mięso, to właśnie ona przypomina mi cudowne krajobrazy widziane z  wrześniowej Orlej Perci, deszcz na szlaku, odludzia... Ostatnio występuje w wariacji Familijna i Uniwersalna.  Ale nie - ta moja oryginalna była z Sokołowa! Jedyna Konserwa PIĘTNASTU  Nazw. 



----

Przy okazji odpowiadam na liczne pytania dotyczące Łyżeczkowo-Sosenkowej książki, która miała swoją premierę na ostatnich urodzinach Salonu24.pl:  książkę można  w tej chwili kupić w sklepie internetowym hurtowni Emmanuel.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (139)

Inne tematy w dziale Rozmaitości