Sosenka Sosenka
54
BLOG

Lutowy śnieg w Krakowie

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 17
Pani Renata, swoimi ostatnimi fotogaleriami, przypomniała coś ważnego, co wywołało u mnie małe ściśnięcie w sercu. Lutowy Kraków. Chlapiący i ubłocony.
 
Jeździliśmy tam kiedyś co roku, najpierw osobowym, bo z Wrocławia jeździły bezpośrednie osobowe, które wlokły się chyba z sześć godzin, a potem mym ulubionym Ślązakiem. Pierwsze, co rzucało się w oczy, po wyjściu z dworca, to brudny śnieg, spływający ulicami miasta i stare, brunatne kamienice z zaciekami na ścianach. Z brudnym śniegiem kojarzyłam to miasto aż czasu rajdów studenckich. Sama wychowywałam się wśród ogrodów, więc to tak naprawdę było pierwsze zetknięcie się z miejską zimą i takim budownictwem.
 
 Zostawiwszy bagaże w mieszkaniu, od razu szliśmy na Wawel, skąd najlepiej pamiętam szatnię, a dokładniej - charakterystyczne, rozpadające się kapcie turystyczne. Jeśli ktoś nie pamięta Wawelu lat 80, powiem mu, że była to konstrukcja na bazie filcu i resztek piżamy frote (z ohydną gumką;), odpowiednia do ślizgania się po Sali Senatorskiej albo do wywrotki na schodach. Nie wiem, jak teraz, ale wtedy ubiór ten był obowiązkowy. Na szczęście do Dzwonu Zygmunta nie trzeba było iść w kapciach, wdreptałam więc na wieżę jako maleństwo, tratowana przez dziki tłum w ciężkich płaszczach (ferie trwały chyba w całej Polsce jednocześnie). Na widok spiżowego olbrzyma dostałam pamiętnego ataku paniki, ale takiego, że moja stopa więcej tam nie postała ;) Nie bałam się, o dziwo, katakumb, bo ciekawiły mnie postacie wyrzeźbione na sarkofagach: byłam przekonana, że to są prawdziwe, zakonserwowane zwłoki, a jakaś trupia czaszka jest prawdziwą czaszką, tylko dla utrwalenia kości zalaną gipsem. Rozmiar trumny Piłsudskiego kazał natomiast podejrzewać, że Marszałek był jakoś w moim wieku, gdy umarł.
 
 Ciekawy był Kraków, widziany przez malucha. Wszystko było w nim Bardzo Stare i Duże. Wszystko było też Prawdziwe, bo chciałam mieć wokół siebie Prawdziwe (już wówczas nie cierpiałam bajek o mówiących roślinach i zwierzętach). Nie dałam sobie wytłumaczyć, że to i owo zostało zrekonstruowane. Dla mnie król i królowa siedzieli na tych konkretnych krzesłach, a ubierali te właśnie korony. Było mi tylko smutno, gdy myślałam, że mieszkali w takich dużych, pustych salach, a nie w domu. I że dzieci umierały im tak szybko.- Czy oni na przykład biegali z pokoju do pokoju? Czy mieli miejsce, żeby tam "sobie pójść" i czytać książkę, tak, żeby nikt ich nie widział? - myślałam, jako wróg przedszkola, szkoły i innych kołchozów.
 
 A Włóczykij wtedy szybko się męczył i ciągle był śpiący oraz marudny. Wymuszałam więc na grupie powrót do mieszkania, oczywiście z zakupieniem po drodze ciastek w cukierni. Zapadał wczesny zmierzch, a to już był czas posiedzeń w tym właśnie ciemnawym pokoju o zapachu pierników, przeglądania starych książek, patrzenia okrągłymi oczami na zdjęcia ludzi, którzy odeszli nie wiadomo dokąd (nigdzie nie mogłam ich spotkać!) i rozmów z Zabytkową Ciocią. "I wcale nie jestem złośliwa. Ciocia była mała, zasuszona i zawsze ubrana w ten sam, bury sweter i brązową spódniczkę. Takie postacie jak Ona wyglądają teraz z albumów ze zdjęciami w sepii..".
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Kultura