Sówka55 Sówka55
548
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 6

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 26

 

Rozdział V

Jeszcze nie wiem, o czym on będzie... wiem: o Mamie

Choroba Mamy: czy to dobrze, czy źle.

Uwagi o kondycji ludzkiej na przykładzie Mamy. Generation gap

 

Od paru dni nasza Mama jest przeziębiona. Horresco referens: kasłała i prychała już dawniej, ale myślała, że Jej to samo przejdzie – nie przeszło. Jak Mama zachorowała, to wszyscy (poza Maksiem, bo On chce chodzić z Mamą na spacery, Pascal nazwałby to uzurpacją) uznali, że to bardzo dobrze się stało, i że wszyscy wreszcie będziemy mogli odpocząć. Jak Mama zaczęła leżeć w łóżku, to przestała tak często, jak robi to zwykle, wchodzić do kuchni. To Jej wchodzenie zmusza nas do ciągłego zaglądania, co Ona tam robi, herbatę dla siebie, naszego najstarszego Brata (oboje lubią zimną, a jak Mama nam wytłumaczyła, zimna herbata musi być najpierw zrobiona gorąca, to jakaś sprzeczność sama w sobie) i naszych gości, czy też Mama wyciąga z szafki kocie jedzonko i różne przysmaki i będzie można sobie liznąć co nieco.

Mama wchodzi do kuchni tak na oko licząc pięćdziesiąt razy dziennie i my, Koty, tyle razy musimy wbiegać za nią, skakać na Mamy ulubione zielone blaty i patrzeć, co Ona robi. To koszmar mieć ciągle tak napiętą uwagę!

No, ale to się skończyło, przynajmniej na razie.

Ogólnie rzecz biorąc, choroba Mamy, okoliczność sama w sobie przecież niedobra, przypomina mi chińską przypowieść o tym, że wszystko jest względne, którą pewnej nocy, dawno temu, słyszałem w radiu, w „Trójce pod Księżycem”. Opowiadał ją Pan Dariusz Bugalski, a jeśli dobrze zapamiętałem (a trochę drzemałem przytulony do Mamy), brzmiało to mniej więcej tak: pewnemu wieśniakowi uciekł jedyny Koń. Przyszli do niego sąsiedzi i zaczęli narzekać: oj, niedobrze, niedobrze, jak to ciężko będzie bez Konia... Wieśniak im odpowiedział: może niedobrze, a może dobrze. Za jakiś czas Koń wrócił i przyprowadził ze sobą całe stado dzikich Koni. Oj, jak dobrze, powiedzieli sąsiedzi. Może dobrze, może niedobrze, odpowiedział wieśniak. Dzikie Konie zaczął ujeżdżać Syn wieśniaka, niestety spadł z końskiego grzbietu tak nieszczęśliwie, że złamał nogę. Oj niedobrze, niedobrze, mówili sąsiedzi. Może niedobrze, może dobrze, zauważył wieśniak. Władca krainy, w której mieszkali bohaterowie tej opowieści, wyruszył na wojnę, a z nim Synowie sąsiadów, nie pojechał tylko ów Chłopiec, który wcześniej złamał nogę. Oj, jak masz dobrze, że Twój Syn został w Domu, biadali nieszczęśliwi i osamotnieni Ojcowie. Może dobrze, może niedobrze, powiedział wieśniak. Synowie sąsiadów wrócili z wojny cali i zdrowi, a do tego zaopatrzeni w bogate łupy. Jak niedobrze, że Wam nie dane było się wzbogacić, życzliwie biadali sąsiedzi. Może niedobrze, może dobrze, ocenił wieśniak. Pokonany konkurent władcy powrócił z wygnania, a jego wojska zaczęły zbliżać się do siedzib niedawno wzbogaconych łupami wojennymi chłopów...

I tak dalej. Czy to dobrze, czy niedobrze, można by to ciągnąć w nieskończoność.

I ja tak sobie myślę: niedobrze, że Mama jest tak długo przeziębiona. Oj, niedobrze.

Ale też trochę dobrze, bo Mama będzie sobie leżeć, na co nigdy nie ma czasu. Już Jej podpowiem, gdzie i jak jest najwygodniej, jak się wyciąga w górę łapki, gdzie schować ogonek, co zrobić z pazurkami, jak przechodzi Łazik.

Ach, Mama nie ma ogonka, zapomniałem...

Żal mi Mamy, że nie ma ogonka.

Ludziom w ogóle ciężej jest niż Kotom, bo mają różne braki naturalne. Taka Mama na przykład... Nie ma ogonka, więc ma problemy ze zmysłem równowagi, to się nazywa błędnik (może lepiej, że w tej sytuacji nie biega po szafkach tak jak my, bardziej zrównoważeni wewnętrznie i zewnętrznie, jeszcze by spadła!). Nie ma też wąsików, więc stale ma kłopoty z orientacją i często mówi, że się w różnych sprawach nie orientuje. Nic dziwnego, bez wąsików w niczym zorientować się nie można. No i last but not leastMama nie ma futerka. Ciągle w tej sytuacji się ubiera i rozbiera, co powoduje, że się łatwo męczy i przeziębia.

Nie rozumiem też, dlaczego Mama obcina pazurki, podobno same Jej się łamią od sprzątania. Nam się nie łamią, a biegamy po regałach i wycieramy kurz, czego Mama wcale nie robi.

Ale jakby chociaż pacnęła od czasu do czasu Łazika łapką (o, tu pazurki bardzo się przydają, więc warto je mieć), od razu poczułaby się lepiej! To nawet wzmacnia morale, a więc wpływa na równowagę wewnętrzną, podwójna korzyść.

Przez to, że Mama nie jest zrównoważona, to choć więcej leży, jakoś wcale Jej to nie uspokaja (a przynajmniej Mama nie uspokaja się tak łatwo jak ja)! Dzisiaj na przykład była na mnie zła, że trochę podgryzłem wtyczkę do dzbanka na herbatę. No, nie da się ukryć, podgryzłem, ale uważałem, żeby nie przegryźć do końca. Wodę można ugotować, herbatę można robić, tylko wtyczka jest trochę ładniejsza, bo już nie taka nudnie symetryczna! Symetria to radość dla głupców, mawiał chyba Witkacy, choć może to jakoś inaczej było sformułowane. Teraz wtyczka nabrała charakteru, nie jest taka jak inne wtyczki, nie razi standardowością (standardy to ulubione słowo polityków, słyszę je ciągle w telewizji, ale mam wrażenie, że jak politycy je mówią, to gryzą się wtedy od razu w język, żeby nikt nie dopytywał się, co też właściwie mają na myśli). Ha, nikt inny takiej wtyczki nie ma! Takiej się nie kupi! A Mamie się to nie podoba!

Oj, niedobrze, że Mama stała się taka nerwowa i gorzej rozumie potrzeby psychiczne Dzieci!

Mam nadzieję, że to nie jest przejaw konfliktu pokoleń, który się nagle pojawił u Mamy. Że Ona się jakoś nie postarzała przez to, że tak sobie leży (ja się w ten sposób nie starzeję!)! Że to tylko przejściowy skutek choroby i że Mama, jak będzie zdrowa, to będzie znowu normalna, będzie rozumieć, że Dzieci muszą trochę podokazywać, pogryźć się czasem, pozrzucać książki i gazety, przesunąć dywaniki, stłuc doniczkę (stłukliśmy tylko jedną i to tak pechowo, że nawet ziemia się nie rozsypała!), rozrzucić orzechy...

Hm.

To niedobrze, że Mama jest chora.

Ale też trochę dobrze, bo mam więcej czasu na myślenie i nie muszę stale biegać do kuchni.

To właściwie, czy to dobrze, czy źle, że nasza Mama jest chora? Niestety, rzeczywiście każdy ogonek (naturalnie, jeśli się go posiada) ma dwa końce, wszystko może być dobre lub złe, przyszłość jest niepewna (pewne są tylko miłość, pory roku i że tuńczyk z kurczakiem jest lepszy od kurczaka z krewetkami).

Rozmarzyłem się i nawet nie zauważyłem, że Łazik ułożył się za mną na poduszce. A niech tam, niech sobie ze mną trochę poleży, ostatecznie to przecież też mój Brat!

Odkąd zainspirowany przez Panią Wiesławę zacząłem czytać Pascala, moja uczuciowość stała się wyraźnie pogłębiona. "Albowiem naszemu sądowi przynależy uczucie, tak jak wiedza przynależy rozumowi, bystrość przyrodzona jest udziałem sądu, matematyka dziełem umysłu."

Jesteś prawdziwym filozofem, Myszulku, powiedziała Mama, wychylając nos spod kołdry, jak Jej tę myśl zacytowałem. I dodała: "drwić sobie z filozofii znaczy naprawdę filozofować".

Czy Ona się ze mnie trochę nie śmieje?

Rodzice często nie doceniają głebi umysłu swoich Dzieci, ot co!

Miau! A może Mama się ze mnie nie śmieje i jednak docenia? "Jesteś prawdziwym filozofem, Myszulku"... Gaudent praenomine molles auriculae,moje delikatne uszki radują się tym tytułem!

 

 

 

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Rozmaitości