spodlasu spodlasu
175
BLOG

Rosyjski, dronowy stress - testing państwa. Jakie wnioski?

spodlasu spodlasu Polityka Obserwuj notkę 12

Si vis pacem, para bellum - chcesz pokoju szykuj się do wojny. Lubią to łacińskie przysłowie powtarzać nasi politycy kiedy podpisują kontrakty na zakup czołgów, helikopterów czy fregat dla Marynarki Wojennej za grube miliardy dolarów. I właściwie trudno byłoby się z tym stwierdzeniem (i wydatkami) nie zgodzić jeśli żyje się w Europie, w tym konkretnym miejscu w jakim leży Polska, gdyby tylko...te ponoszone wydatki do realnej, przyszłej wojny, nas przygotowywały. To co wydarzyło się wczoraj, 10 września, to wtargnięcie w przestrzeń powietrzną blisko 20 rosyjskich (najprawdopodobniej) dronów "Gerbera" (w większości) wykazało, że intensywnie szykujemy się do wojny ale chyba nie takiej do jakiej może przygotowywać się "to państwo leżące na wschód" (i północ) od Polski.

Dowiedzieliśmy się, że wczoraj do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej wezwany został rosyjski chargé d’affaires Andriej Ordasz. Wręczono mu tam notę protestacyjną w związku z wielokrotnym naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne, do jakiego doszło w nocy z 9 na 10 września br. Nie jestem pewien czy to odpowiednia forma reakcji ponieważ, paradoksalnie, po tym co wczoraj miało miejsce powinniśmy na ręce rosyjskiego chargé d’affaires złożyć "notę dziękczynną" w imieniu polskiego społeczeństwa. Proszę się nie dziwić. Wyjaśnienie jest bardzo proste. Wielkie instytucje, firmy, banki, operatorzy infrastruktury krytycznej (w tym komunikacyjnej, internetowej) wydają duże pieniądze na sprawdzenie tego czy budowany wielkim kosztem system bezpieczeństwa zadziała w sytuacji kryzysowej. Wczoraj taki "stress test" polskiego systemu obrony wojskowej, na oczach milionów widzów stacji telewizyjnych, pomogła nam przeprowadzić Federacja Rosyjska (jeszcze raz dodam - najprawdopodobniej). I naprawdę nieważne jest to jakie miała intencje. Jeśli od kilku tygodni regularnie wlatują sobie do Polski drony z sąsiednich krajów, często niezauważone, a niektóre jeszcze do tego eksplodują (Osiny), jeśli do zestrzelenia kilku plastikowo-steropianowych dronów "Gerbera" (10 tys. USD sztuka) podrywamy samoloty f-16 lub stacjonujące w Polsce holenderskie f-35 to wiemy, że nasz system obrony po prostu nie działa lub co gorsza, żadnego sensownie działającego systemu obrony powietrznej (w tym przed latającymi bezzagołowcami różnych typów) nie posiadamy. Mimo wydawanych dziesiątków miliardów rocznie na obronę a dokładniej na wojskowy sprzęt.

 Strzelamy do komara z armaty - jak powiedział kmdr M. Dura, potwierdzając właściwie słowo w słowo to o czym wczoraj mówił także S. Mentzen wywołując oburzenie po stronie rządowej. Dzięki temu wczorajszemu "testowi" wiemy już z pewnością, w tym miliony polskich obywateli średnio obeznanych w sprawach wojskowości, że ogromna część naszych inwestycji wojskowych w żaden sposób nie jest dostosowana do realnych, występujących już dzisiaj w trakcie wojny na Ukrainie i widocznych gołym okiem także w Polsce, zagrożeń. 

Oczywiście, możemy powiedzieć, że Polska nie jest w stanie wojny, że siły zbrojne nie są rozmieszczone tak jak w przypadku konfliktu zbrojnego, że w żadnym kraju nie kontroluje się granic w taki sposób, że nie można jej na jakimś odcinku przekroczyć latającym dronem. Nad Rosją hulają ukraińskie drony a nad Ukrainą: Kijowem, Odessą, Charkowem rosyjskie "Gieranie", nawet nad USA jeszcze niedawno latały sobie szpiegowskie chińskie balony. Wszystko: zgoda! Tyle tylko, że w tych krajach na walkę z dronami kładzie się od dawna silny nacisk czy to przez inwestycje w systemy walki radioelektronicznej (rosyjskie i ukraińskie REB), nawet na poziomie indywidualnego żołnierza (detektory dronów, amunicji krążącej) i  przez powszechne nabywanie systemów zakłócania sygnału GPS.

W Polsce, mimo wydatków idących w dziesiątki miliardów USD na nowy sprzęt wojskowy  i podpisywanych wciąż nowych kontraktów przez kolejnych Ministrów Obrony Narodowej, brakuje elementarnych systemów zabezpieczających przed tą nową kategorią uzbrojenia, wprowadzaną masowo w armii rosyjskiej. Nie zamawia się dla żołnierzy detektorów dronów (amunicji krążącej), celowników ułatwiających ich zestrzelenie, amunicji programowalnej do posiadanego już uzbrojenia, "zagłuszarek" na sprzęt wojskowy (jammerów), bez których stają się bezbronne już na podejściach do linii ewentualnego kontaktu z wrogiem, tanich dronów powietrznych zwalczających inne bezzałogowce - czyli tego wszystko o czym także w Polsce piszą specjaliści wojskowi, w tym wymieniany kmdr Dura od dwóch przynajmniej lat a co mogłoby zastąpić w przyszłości polskie F-35 w "walce" z dronami wabikami. A jeśli nie ma tego sprzętu nie ma też ćwiczeń uczących radzenia sobie z tym zagrożeniem. Zamiast tego obecnie rządzący zapowiadają realizacje programu "Orka" a byłe władze, nieutulone w żalu, wspominają niezakupione "500 Himarsów".

Na zakończenie pozwólmy sobie zatem wyrazić nadzieje, powtarzając słowa S. Mentzena, że polskie władze (w tym te jeszcze niedawne), przy tej "niewielkiej pomocy od naszych niekoniecznie-przyjaciół", w końcu się obudzą i zaczną się szykować do wojny...nie tej którą znają z "Czterech pancernych" ale tej realnej, której małą próbkę mieliśmy wczoraj. 

spodlasu
O mnie spodlasu

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka