spodlasu spodlasu
193
BLOG

Wybory w miastach wojewódzkich wygrała...Partia Kontynuacji – nie „opozycja”.

spodlasu spodlasu Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Kto wygrał w „dużych miastach”?

    W pierwszych komentarzach powyborczych, pojawiających się tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników exit poll, dominuje przekaz o „zwycięstwie opozycji w dużych miastach”. Czasem, ewentualnie dodaje się, ze to zwycięstwo „miażdżące”. Twierdzenie takie opiera się na dwóch założeniach, w tym jednym bardzo niebezpiecznym bo upartyjniającym samorządy, sugerującym, że „wszędzie gdzie nie rządzi PiS rządzi opozycja”. 

    Tymczasem, jeśli przyjmiemy założenie, że „duże miasta” to miasta wojewódzkie (co raczej nie jest założeniem ekstrawaganckim) a „opozycją” nie są lokalne komitety wyborcze (co najwyżej popierane przez komitety partyjne) wtedy okaże się, że w „dużych miastach wygrywa przede wszystkim „partia kontynuacji”, czyli kandydaci, którzy ubiegają się o przedłużenie swojej dotychczasowej władzy. Mniejsza część z tych osób to kandydaci partyjni obecnej „opozycji”. Co więcej, w kilku przypadkach, kandydaci ci (opozycyjni) ponieśli spektakularne porażki (jeśli można cokolwiek ostatecznie orzekać przed podaniem oficjalnych wyników PKW). 

W tym momencie możemy powiedzieć, że kandydaci „opozycji” wygrali w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Białymstoku, Lublinie i prawdopodobnie w Bydgoszczy. Przegrali jednak: 

1. w Szczecinie, gdzie S. Nitras (prawdopodobnie) nie wszedł do II tury wyborów.

2. Podobnie wygląda sytuacja w woj. lubuskim w Gorzowie i Zielonej Górze.

3. We Wrocławiu KO może się cieszyć ze zwycięstwa J. Sutryka tylko dlatego, że PO zrezygnowała w ostatniej chwili (początek sierpnia) ze swojego „opozycyjnego” kandydata M. Ujazdowskiego.

4. Niemal identyczna sytuacja jest w Krakowie, gdzie „opozycja” zrezygnowała ze swojego kandydata (planowana była m. in. R. Thun) i zdecydowała się poprzeć J. Majchrowskiego.

5. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w Rzeszowie.

6. Z kolei w Katowicach wygrywa M. Krupa, kandydat niezależny, tym razem z poparciem PiS, a kandydat „opozycji” przegrywa w I turze wyborów.

7. W Kielcach kandydat KO nie „załapał” nawet na miejsce na podium ustępując nawet „Liroyowi”.

8. W Gdańsku „opozycyjny” J. Wałęsa przegrywa z K. Płażyńskim.

9. W Olsztynie na powrót na stanowisko ma szanse „słynny” J. Małkowski. Rywalizował będzie z kandydatem „opozycji” i jeśli dostanie poparcie wyborców PiS „opozycja” pożegna się z Ratuszem.

Ogółem na siedemnaście miast wojewódzkich (dwa w lubuskim) jedynie Olsztyn i Kielce mają spore szanse na zmianę prezydenta miasta, w sześciu wygrali kandydaci „opozycji” czyli Koalicji Obywatelskiej.

Miasta bronią się przed „upartyjnieniem -opozycyjnością”

Wyniki wczorajszych wyborów samorządowych, w wielu „dużych miastach”, świadczą nie tyle o „opozycyjności” ich mieszkańców ile raczej zdecydowanej niechęci do przenoszenia sztucznych, partyjnych podziałów na teren lokalny, rad miasta i powiatów. Dotyczy to zarówno PiS jak KO, choć przyznać trzeba, iż PiS charakteryzuje się (z różnych powodów) znacznie większym „elektoratem negatywnym”, o czym boleśnie przekonał się w Warszawie. 

„Konserwatyzm III RP” w Warszawie

Najważniejszym wnioskiem jaki niosą wyniki wyborów w miastach wojewódzkich jest niska skłonność ich mieszkańców do zmiany, a tym bardziej „radykalnej zmiany”, co było głównym hasłem PiS zwłaszcza w Warszawie.  

Tymczasem, w największych polskich miastach, mamy do czynienia z kształtowaniem się „miejskiej klasy społecznej”, swoistego XXI wiecznego „konserwatywnego” mieszczaństwa, które nie ma specjalnej ochoty na „rewolucyjne eksperymenty”. Jest im w dużej mierze całkiem nieźle w warunkach rozwijających się aglomeracji, w których mieszkają, widzą zachodzące wokół siebie zmiany (nie widzą na ogół rosnącego zadłużenia miasta z tego tytułu) i nie zamierzają tego stanu ryzykować na rzecz haseł o „walce z mafiami”. W dużej mierze żyją w swoistym finansowym układzie w władzami miasta (czasem patologicznych jak w przypadku reprywatyzacji), na przykład korzystając z wyrobionych „dojść” do funduszy dla rozwiniętego w Warszawie sektora pozarządowego. Trudno się spodziewać, by osoby tam pracujące z entuzjazmem poparły kandydata PiS na prezydenta jeśli przed dwoma laty byli bezpardonowo atakowani w TV publicznej.

Z tego głównie powodu nie udała się kampania P. Jakiego w Warszawie. Stolica okazała się bardziej kierować „filisterska” troską o swoje prywatne interesy niż idealistycznymi hasłami walki z układami w Ratuszu. Połowy warszawiaków niewiele to obchodzi – nie chcą „rozliczeń”, zmian i niepewności. Taki zwyczajny konserwatyzm III RP.


spodlasu
O mnie spodlasu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka